Adam Woronowicz o sile marzeń. Zobacz unikatową rozmowę z aktorem
To było wyjątkowe spotkanie. Po seansie filmu "Pitbull. Ostatni pies" udało się przełamać barierę wielkiego ekranu i podejść bliżej. Poznać nie tylko aktora, ale również człowieka. Adam Woronowicz opowiadał o scenariuszach filmowych i tych, które napisało życie.
Wspólnie z widzami Objazdowego Kina Visa prześledziliśmy drogę chłopaka z Białegostoku do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Wymarzoną legitymację i indeks tej uczelni aktor otrzymał w 1993 roku. Okazało się, że „Junior” z nowego filmu Władysława Pasikowskiego w czasach akademickich mieszkał m.in. z filmowym Despero, czyli Marcinem Dorocińskim.
- Byliśmy niedospani i niedożywieni – mówił z uśmiechem aktor. Czasem do zjedzenia była paczka makaronu, nie było już pieniędzy na sos – opowiadał. Aktor z sentymentem wspominał żywnościowe wsparcie od mamy, która przez swoją siostrę, zakonnicę mieszkającą w Warszawie, dostarczała mu jedzenie. Przed zajęciami Adam Woronowicz biegł do klasztornej furty po kanapki, z których później korzystało wielu kolegów z roku.
- Można powiedzieć, że klepaliśmy tę samą biedę – opowiadał artysta. Na trzecim, czwartym roku dostałem stypendium i z tego mogłem się utrzymać, początki były bardzo trudne – mówił w Sędziszowie. Czas na PWST wspominał jako okres spotkań z wyjątkowymi ludźmi.
- Miałem możliwość pracy z moimi profesorami – Mają Komorowską, Anną Seniuk, Gustawem Holoubkiem, Zbigniewem Zapasiewiczem, Andrzejem Łapickim, Janem Englertem – przywoływał swoich nauczycieli.
Objazdowe Kino Visa odwiedza domy kultury w całej Polsce. Jesteśmy pod wrażeniem energii ludzi, którzy zarządzają tymi miejscami, ich zapał często mobilizuje do sięgania po więcej. Wątek Młodzieżowego Domu Kultury pojawił się również w życiowej historii Adama Woronowicza. - Chylę czoło przed wszystkimi, którzy prowadzą takie miejsca i starają się, żeby przychodziła do nich młodzież i rozwijała swoje pasje. To jest piękna przygoda, która dużo wnosi do naszego życia – opowiadał aktor.
Podczas spotkania w Sędziszowie wspominał rodzinny Białystok i Amatorski Teatr Klaps prowadzony przez Antoninę Sokołowską. - Pani Tosia wypuściła w świat wielu aktorów. Wśród jej wychowanków byli też późniejsi lekarze czy inżynierowie. Przez 50 lat przez Teatr Klaps przewinęło się mnóstwo młodzieży. Dzisiaj rodzina Klapsiaków – bo tak się o niej mówi – to są ludzie, w których zostało coś bardzo ważnego. Co jakiś czas spotykamy się w Białymstoku i to jest bardzo miłe. To, co dostajemy w naszych małych ojczyznach, jest rodzajem bagażu, który potem zabieramy ze sobą w świat – mówił Woronowicz.
Podczas spotkania z widzami aktor opowiadał o współpracy z takimi reżyserami jak: Borys Lankosz, Marcin Wrona czy Władysław Pasikowski. Zapowiedział trzeci sezon serialu „Diagnoza” i zdradził, że gdyby nie aktorstwo, mógłby się realizować jako chirurg naczyniowy. - To bardzo męski zawód – powiedział Adam Woronowicz.
Aktor podsycił też apetyt na „Zimną wojnę” laureata Oscara Pawła Pawlikowskiego. Występuje w tym filmie w roli epizodycznej, wcielając się w postać konsula. - Kilka lat temu podczas Festiwalu Camerimage powiedziałem, że marzę o tym, żeby jakiś polski film wziął udział w głównym konkursie w Cannes. Żeby, kiedy na czerwony dywan wejdzie polska ekipa, fotoreporterzy nie opuszczali aparatów, mówiąc: "kto to jest?", tylko żeby cykali te zdjęcia. I nie dość, że to się wydarzyło, to była jeszcze owacja na stojąco – opowiadał Woronowicz.
- Mógłbyś wymarzyć Oscara dla "Zimnej wojny", skoro tak dobrze idzie Ci przepowiadanie przyszłości? - zapytała prowadząca rozmowę Weronika Wawrzkowicz. - Nie zdziwię się, jeśli Paweł dostanie Oscara za ten film, na pewno będzie nominowany – odpowiedział aktor. - Na "Zimną wojnę" czeka już cały świat – Anglicy, Amerykanie. To coś wyjątkowego. Spełniło się moje marzenie, wziąłem udział w filmie, który będzie ważny dla światowej kinematografii. Ten obraz zostanie. To jest przepiękna historia o miłości – mówił Adam Woronowicz.
Aktor wielokrotnie podkreślał siłę marzeń. Opowiadał jak to, o czym człowiek intensywnie myśli, potrafi zamieniać się w rzeczywistość. - W moim pokoleniu każdy chciał być takim fajnym aktorem jak Zbigniew Zamachowski. Miałem takie marzenie – zagram z nim kiedyś w filmie, wsiądziemy do samochodu, który zatrzyma się przed dziesięciopiętrowym blokiem i wszyscy zrobią wielkie oczy. A ja pójdę do domu i powiem: "to jest Zbyszek Zamachowski, pracuję razem z nim". Po wielu latach, kiedy faktycznie graliśmy razem w filmie "Popiełuszko. Wolność jest w nas", opowiedziałem o tym Zbyszkowi. Wtedy on powiedział: "no dobra, to wsiadamy w samochód i jedziemy do twojej mamy" – wspominał z sentymentem aktor.
Rozmowa z Adamem Woronowiczem była okazją do przypomnienia jego dotychczasowego dorobku filmowego, jak również zapowiedzenia nowych projektów z udziałem aktora. We wrześniu zobaczymy go na wielkim ekranie w nowym filmie Filipa Bajona "Kamerdyner". Wciela się tam w postać niemieckiego arystokraty Hermanna von Kraussa. Widzowie Objazdowego Kina Visa mieli okazję zobaczyć filmowe kadry zapowiadające tę produkcję, która powstawała przez 3 lata.
W Sędziszowie rozmawialiśmy o najważniejszych nagrodach filmowych, ale również tych życiowych. W jednych z wywiadów aktor powiedział, że marzy o Oscarze za całokształt roli ojcowskiej. Zapytany o szanse, odpowiedział: - Nie ma szans, na pewno nie dostanę. Może nominację – mówił z uśmiechem. - To jest bardzo poważna rola bycie tatą, mężem. Wszystkie inne można spieprzyć, ale nie tę. Zawód aktora nie jest dla mnie najważniejszy, on mnie nie określa. Jestem dzięki temu rozpoznawalny, jestem za ten zawód wynagradzany i bardzo się z tego cieszę, ale to nie jest rzecz, bez której bym umarł – mówił artysta.