Agnieszka Holland z Cannes: Bojkot kina rosyjskiego powinien być pełny, niezależnie czy kogoś cenimy, czy nie
Agnieszka Holland, polska reżyserka i tegoroczna przewodnicząca jury filmów dokumentalnych, opowiada o trwającym Festiwalu Filmowym w Cannes. Mówi, dlaczego należy bojkotować rosyjskie kino i jakie ukraińskie akcenty pojawiły się podczas święta kina.
Marcin Radomski: Pierwszy raz w Cannes była Pani z "Aktorami prowincjonalnymi" w 1980 roku. Cannes to święto kina?
Agnieszka Holland: Tak, ale w tym roku ten festiwal ma dziwny charakter ze względu na wojnę, która toczy się tysiąc kilometrów stąd i to tutaj widać. Czuć poczucie absurdu, bo cały blichtr canneńskich czerwonych dywanów, który jest przecież nieodłączną częścią festiwalu, kłóci się z sytuacją polityczną Europy. Dyrektor Cannes Thierry Frémaux próbuje pogodzić kryteria wierności artystycznej i względy polityczne, ale to nie zawsze dobrze wychodzi.
Dlaczego? Należało odwołać takie imprezy, jak festiwal w Cannes?
Nie. Życie nie może zatrzymać się przez wojnę. Powinno się toczyć, ale nie można zapominać o pewnych wartościach i faktach. To jest oczywiście trudne. Inna jest perspektywa Francji, a inna Polski. Jak się wyjdzie na ulice jakiegoś polskiego miasta to słychać Ukraińców. Przyjechało do nas tyle osób, że nie można o tym zapomnieć. Wielu Ukraińców mieszka z nami, ja też przygarnęłam Ukraińców.
Nawet w Cannes są ze mną goście, którzy mają swój film w sekcji Quinzaine des réalisateurs, a przedtem uciekli całą rodziną z Ukrainy. Gdy przechodziłam z nimi klika dni temu canneńską ulicą, nad naszymi głowami leciały myśliwce z okazji premiery "Top Gun" i wtedy ukraińska reżyserka się rozpłakała. Nikt nie pomyślał, że tutaj przyjeżdżają ludzie z wojny. Jej mąż jest na wojnie, jest żołnierzem.
W Cannes, w porównaniu do Oscarów, mamy akcenty solidarności z Ukrainą, jak choćby wystąpienie Wołodymyra Zełenskiego.
Oscary to była hańba, a słabe amerykańskie filmy nominowane w głównej kategorii pokazały brak odwagi filmowców spowodowany dyktatem pieniądza. Jeśli będziemy unikali kontrowersyjnych tematów, to zostanie nam tylko głupia rozrywka. Natomiast jeśli chodzi o ukraińskie akcenty, to widzę dużą dwuznaczność.
Pomimo bojkotu rosyjskiego kina w konkursie mamy w Konkursie Głównym "Tchaikovsky’s Wife" Kirilla Serebrennikova. Jak to rozumieć?
Poszłam na projekcję, chciałam zobaczyć, jak to się odbędzie. To przecież cenny twórca. Jego filmy były pokazywane od lat w Cannes. Z jednej strony to dysydent, prześladowany przez reżim Putina, ale z drugiej to prześladowanie można nazwać "pluszowym" w porównaniu z torturowaniem innych. Serebrennikov był w areszcie domowym, nie mógł wyjeżdżać za granicę, ale zrobił w tym czasie trzy filmy finansowane w Rosji. Wreszcie dostał paszport i wyjechał do Berlina, ale nie wyemigrował, co podkreślił, bo nie chce się znaleźć w sytuacji, kiedy nie może wrócić do Rosji.
To wszystko ludzkie względy i nie nam je osądzać, natomiast pojawia się pytanie, czy w tej sytuacji powinien być celebrowany w Cannes. Przyjechał z całą rosyjską ekipą i zabrał głos przeciwko wojnie, ale jakiej to już nie powiedział. A więc miałam taki duży dyskomfort, trudno mi było ich oklaskiwać.
Bojkot powinien być pełny, niezależnie czy cenimy twórców, czy nie. A gdy usłyszałam, że Serebrennikov powiedział, że apelował o zniesienie sankcji dla Abramowicza, który jest mecenasem rosyjskiej kultury i że zarobione za film pieniądze przekaże ofiarom z Rosji i Ukrainy, to nie mogłam tego słuchać. Kolejny raz typowy symetryzm, że wszyscy jesteśmy winni. No nie!
A widziała Pani "Mariupolis 2" litewskiego reżysera Mantasa Kvedaraviciusa?
Tak, reżyser zginął podczas próby opuszczenia Mariupola, gdzie kręcił swój ostatni film "Mariupolis 2". Po jego śmierci jego producenci i współpracownicy dołożyli wszelkich starań, aby dokończyć jego dzieło, jego wizję. Narzeczona reżysera Hanna Bilobrova, która mu towarzyszyła na Ukrainie, zdołała wywieźć i odtworzyć zrobione tam zdjęcia i zmontować je wraz z Dunią Sichov na Litwie.To minimalistyczny obraz życia w Mariupolu w jednym kościele, gdzie są zgromadzeni ludzie. Wokół właściwie pustynia zbombardowanych domów. Trudno oceniać go jako film, bo dopiero poprzez kontekst nabiera innego, głębszego znaczenia.
Wojna w Ukrainie pokazuje, że ludzkość nie uczy się na błędach.
II wojna światowa była szokiem, szczególnie Holokaust, który zaszczepił Europę na dłuższy czas, dzięki temu powstała Unia Europejska. A teraz wracamy do starych kolei, niszczenia Europy. Jeśli chodzi o Putina, to wiele osób mówiło, że po II wojnie czeczeńskiej i po tym, co zrobił w Groznym, po zabójstwach politycznych, nie można było mieć żadnych złudzeń, że wojny nie będzie.
A czy film reaguje na aktualne wydarzenia?
Filmy fabularne są ucieczkowe, unikają kontrowersji. Dzisiaj poza wizjonerami, jak Haneke czy Zwiagnicew, kino jest odwrócone od rzeczywistości i bardzo pokazuje prywatną rzeczywistość, uniwersalną, ale powtarzalną, a pytania eschatologiczne, czym jest ludzkość i dokąd zmierza, nie są w kręgu zainteresowań twórców. Jedyny film, który w ostatnim czasie wzbudził gorącą dyskusję to "Don’t look up", który nie jest wybitny, ale był atrakcyjny i poruszał aktualne tematy. Dla mnie to kino środka, osobisty film o trudnych sprawach opowiedziany w sposób komunikatywny.
Pani od początku tworzyła taki rodzaj kina.
Jak popatrzymy dziś na "Obywatela Jonesa", mój przedostatni film, to on był zrobiony po coś, to był krzyk alarmu. W pewnym sensie antycypacja tego, co się dzieje, ale ludzie nie chcieli widzieć. Akurat we Francji film miał ogromne powodzenie. Kino nie może być publicystyczne czy propagandowe, ale musi być zaangażowane.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.