"Amadeusz". 300 zł za bilet na film? Absolutnie warto
Po ośmiu latach od światowej premiery do Polski w końcu dotarły pokazy filmu "Amadeusz" Miloša Formana z muzyką na żywo. Bilety nie są tanie, ale dla takiego przeżycia absolutnie warto wydać pieniądze. Ciarki i wzruszenie gwarantowane. Na jednej ze scen trudno mi było powstrzymać łzy.
Pierwsza edycja zorganizowanego przez Romana Gutka wydarzenia Timeless Film Festival przyniosła warszawiakom wyjątkowe wydarzenie, jakim był pokaz legendarnego filmu "Amadeusz" Miloša Formana z muzyką na żywo wykonywaną przez orkiestrę i chór. W ramach festiwalu zorganizowano dwa pokazy, na które bilety wyprzedały się na pniu. Ja swój kupiłam jeszcze w październiku ubiegłego roku.
Do Teatru Wielkiego przybyły tłumy ludzi (warto tu zaznaczyć, że Sala Moniuszki, w której odbywał się pokaz, jest jedną z największych scen operowych na świecie, której widownia mieści maksymalnie 1760 osób), a przed wejściem stały osoby, które liczyły na to, że jeszcze uda im się odkupić od kogoś bilet. Ci, którym nie udało się wejść, będą mieli okazję wybrać się na pokazy w lipcu w ramach festiwalu Nowe Horyzonty do wrocławskiej Hali Stulecia.
Ceny biletów na lipcowe pokazy zaczynają się od 150 zł. Za najdroższe miejsca trzeba zapłacić ponad 300 zł. To całkiem sporo jak na pokaz filmu w ramach festiwalu filmowego. Jednak wrażenia, jakich dostarcza to wydarzenie, są warte tej ceny.
O filmie Formana napisano już bardzo wiele. Ja napiszę tylko w skrócie: to jedno z jego największych dzieł, nie bez powodu nagrodzone ośmioma Oscarami i okrzyknięte arcydziełem. To film ponadczasowy i choć głęboko osadzony w epoce, grający kostiumem, to wciąż mówiący prawdę o ludzkiej naturze – czasem nikczemnej, czasem zawistnej i małostkowej. Ale ten film to też hołd dla genialnej, będącej ponad tę ludzką małostkowość muzyki Mozarta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Biała odwaga": zapytaliśmy w Zakopanem, co sądzą o kontrowersyjnym filmie
Scenarzystą filmu jest Peter Shaffer, autor sztuki teatralnej, na podstawie której Forman nakręcił "Amadeusza". Shaffer postanowił oprzeć swój dramat na dysonansie pomiędzy wyrafinowaną muzyką Mozarta a jego nierzadko wulgarną korespondencją z bliskimi. Mimo tytułu głównym bohaterem nie jest tu jednak Mozart, ale Antonio Salieri, nadworny kompozytor, który na łożu śmierci wyznaje, że to on zabił Mozarta. A później opowiada księdzu historię swojej znajomości z geniuszem i zazdrości o jego talent.
Historycy wytykali filmowi Formana niezgodność z faktami, choć sami nie są co do nich zgodni. Mimo to trudno nie uznać "Amadeusza" za jeden z najlepszych filmów biograficznych w historii kina. Trzeba jednak pamiętać, że kino nie jest po to, by dociekać jakiejś prawdy historycznej.
Najbardziej zadziwiające jest to, że "Amadeusz" to w dużej mierze traktat o muzyce, a z tego traktatu udało się zrobić absolutnie porywający film, który po latach wciąż działa, wciąż śmieszy, a momentami wzrusza.
Polacy czekali osiem lat na to wydarzenie
Światowa premiera filmu Formana z muzyką na żywo miała miejsce w 2016 roku w londyńskim Royal Albert Hall. Polacy czekali aż osiem lat, by zobaczyć to widowisko. Muzykę do filmu wykonał Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego pod batutą Dawida Runtza.
Muzyka jest ścisle powiązana z czasem. Każda nuta ma miejsce, a tempo i rytm konstruuje się z matematyczną precyzją. Seans "Amadeusza" z muzyką na żywo mocno temu dowodzi. Siedząc na balkonie Sali Moniuszki w Operze Narodowej, miałam dobry widok na pulpit dyrygenta. Była tam nie tylko partytura, lecz także ekran z filmem, na który naniesiono graficzne znaki precyzyjnie osadzone w czasie, mające ułatwić dyrygentowi zgranie orkiestry z filmem.
Muzyka na żywo podbiła emocje w "Amadeuszu"
Podczas seansu światła nie były do końca wyłączone, a padały na siedzącą pod ekranem orkiesetrę i chór. W momentach, w których muzyka w "Amadeuszu" pełniła rolę ilustracyjną, nieco to przeszkadzało w odbiorze filmu. Ale było kilka scen, które dzięki obecności orkiestry wybrzmiały genialnie. To sceny, w których Salieri z jednoczesnym zachwytem i złością opisuje to, co się dzieje w danym utworze. A widzowie, dzięki orkiestrze, mogą zobaczyć i usłyszeć, co Salieri miał na myśli.
Prawdziwe dreszcze pojawiają się, gdy schorowany Mozart dyktuje Salieriemu partyturę "Requiem", a ten próbuje ją spisać. Podczas procesu twórczego słyszymy po kolei poszczególne głosy i instrumenty – soprany, tenory, sekcję dętą, smyczki – by na końcu usłyszeć całość w doskonałej harmonii.
Największe emocje wywołała jednak scena pogrzebu Mozarta. Chór i orkiestra wykonują wówczas "Lacrimosę", a mi (i nie tylko mi) trudno było powstrzymać się od łez. Nie dlatego, że scena w filmie jest wybitnie wzruszająca - wręcz przeciwnie, to scena prozaiczna, wręcz groteskowa, która mocno kontrastuje z dźwiękami "Lacrimosy". Ale ten utwór jest tak przejmujący, że słuchając go na żywo, trudno pozostać obojętnym.
Nie mam wątpliwości, że warto wydać te 150, a może nawet 300 zł na seans "Amadeusza" z muzyką na żywo. Pomijając fakt, że to wspaniały film, orkiestra podbija emocje i eksponuje to, co w nim najważniejsze - genialną muzykę Mozarta. To niezwykłe przeżycie. A po seansie będziecie chcieli rezerwować bilety na koncert symfoniczny. Nie żartuję.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" pochylamy się nad "Mocnyn tematem" Netfliksa, załamujemy ręce nad szokującą decyzją Disney+, rzucamy okiem na "Nową konstelację" i jedziemy do Włoch z "Ripleyem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: