Nie tylko kolaboracja z nazistami. Najgłośniejsze "filmy antypolskie"

Jakub Gierszał w "Białej odwadze"
Jakub Gierszał w "Białej odwadze"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

09.03.2024 11:25

W Polsce niemal regularnie dochodzi do silnego wtargnięcia kinematografii do dyskusji społeczno-politycznej. Wówczas zwykle pojawiają się bardzo podobne argumenty, na czele z zarzutami o antypolskość i kalanie własnego gwiazda, czyli budowanie negatywnego wizerunku kraju za granicą. Kolejnym filmem, który zapewne zapisze się na liście tak właśnie odbieranych tytułów, będzie "Biała odwaga" Marcina Koszałki.

Gdyby trzeba było ukuć definicję "filmu antypolskiego", to należałoby sięgnąć do wypowiedzi publicystów czy polityków, sytuujących się z prawej strony areny światopoglądowej. Intuicyjnie, jedynie obserwując dyskusje toczące się wokół rozmaitych filmów na przestrzeni choćby ostatniej dekady, czujemy, co stoi za tą zbitką słów. Na bazie kilku tytułów łatwo wyróżnić elementy, które stanowią ich wspólny mianownik.

Akcja osadzona w przeszłości lub wyraźnie nawiązująca do konkretnego okresu w dziejach Polski; uczynienie głównych tematem opowieści nie bohaterskich czynów rodaków, a wyciągnięcie na stół kart historii, o których nie chcemy pamiętać; głośna dyskusja wokół premiery, która jeszcze na długo przed nią przenosi się do innych niż kulturalne środowisk; częste zdominowanie wartości artystycznej filmu przez toczącą się wokół niego debatę lub – zgodnie z intencją twórców – faktyczne przełożenie "misji społecznej" nad sam film jako dzieło; tak w skrócie można by opisać aspekty, które nieodłącznie związane są z pojęciem "filmu antypolskiego".

Obejrzyj galerię i dowiedz się więcej o produkcjach, które w ostatnich latach były przedmiotem gorących debat publicznych.

Białystok. "Zielona granica" Holland. Reakcje ludzi po wyjściu z kina
1 / 6

"Pokłosie", 2012 r.

Maciej Stuhr i Ireneusz Czop w "Pokłosiu" Władysława Pasikowskiego
Maciej Stuhr i Ireneusz Czop w "Pokłosiu" Władysława Pasikowskiego© Materiały prasowe

Jednym z pierwszych filmów, o którym było głośno w tym kontekście, było bez wątpienia "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego z 2012 r. na podstawie szeroko dyskutowanej książki "Sąsiedzi" Jana T. Grossa. Produkcja opowiadała o dwóch braciach, Franciszku (Ireneusz Czop) i Józefie (Maciej Stuhr) Kalinach. Pierwszy z nich wyemigrował do Stanów Zjednoczonych za czasów pierwszej "Solidarności", ale przyjechał do Polski na wieść, że jego młodszy brat pozostaje w eskalującym konflikcie z mieszkańcami wsi. Mężczyźni, choć wcześniej skłóceni, wspólnymi siłami odkrywają tajemnicę z czasów okupacji, co ostatecznie wpłynie na życie zarówno ich, jak i całej wioski.

Docenione w środowisku (dwa Złote Orły – za rolę Stuhra i scenografię Allana Starskiego – oraz dwa Złote Lwy – Nagroda Dziennikarzy i Wyróżnienie Jury dla Pasikowskiego) "Pokłosie" wywołało prawdziwą burzę w debacie publicznej. To właśnie wtedy pojawiły się pierwsze głosy, które później będą regularnie słyszane. Przeciwnikom filmu nie podobał się m.in. deprecjonujący sposób, w jaki pokazano polską wieś. Największym zarzutem było jednak uczynienie głównym tematem filmu współodpowiedzialności naszych przodków za Zagładę Żydów na terenach Polski, biorąc na tapet niechlubne wydarzenia z pozostającego pod niemiecką okupacją kraju.

Po seansie w pamięci pozostały przerażające sceny spalenia żywcem kilkuset żydowskich mieszkańców w miejscowej stodole, ale i wywołujący niemałe kontrowersje kadr z ukrzyżowanym na drewnianych drzwiach bohaterem Stuhra, noszącym w dodatku biblijne imię. "Na domiar złego", choć oczywiście była to celowa taktyka, premiera filmu niemal zbiegła się z Świętem Niepodległości, idealnie wpisując się w trwającą od wielu lat dyskusję na temat trudnych relacji polsko-żydowskich. Oliwy do ognia dolał również wspomniany wyżej aktor, który powiedział, że "w Polsce łatwiej jest się przyznać do tego, że się jest gejem niż Żydem".

Film "Pokłosie" znajduje się w ofercie Netfliksa. Można go również wypożyczyć za dodatkową opłatą na platformie Amazon Prime Video.

2 / 6

"Ida", 2013 r.

Agata Kulesza i Agata Trzebuchowska w filmie "Ida" Pawła Pawlikowskiego
Agata Kulesza i Agata Trzebuchowska w filmie "Ida" Pawła Pawlikowskiego© Materiały prasowe

Kolejnym przykładem dzieła, które wywołało kontrowersje w Polsce, była "Ida" Pawła Pawlikowskiego, pierwszy polski film reżysera, które do tej pory realizował je po angielsku. Fabuła rozgrywa się w 1962 r. i opowiada o postulantce katolickiego zakonu, która wkrótce ma przyjąć śluby zakonne, a co za tym idzie, właściwie odciąć się od "prawdziwego świata". W związku z tym wyrusza w ostatnią podróż przed otwarciem kolejnego etapu życia, aby odkryć swoje prawdziwe korzenie. Ciotka Wanda wyjawia jej bowiem coś, co zupełnie burzy fundamenty skrzętnie budowanego przez nią dotychczas wyobrażenia o sobie, swojej przeszłości i powołaniu. Dziewczyna tak naprawdę nosi bowiem tytułowe imię, a z pochodzenia jest Żydówką.

Głównym tematem filmu Pawlikowskiego jest więc przepracowywanie traumy i żałoby po Zagładzie, która w dużej części w czasie II wojny światowej miała miejsce także na ziemiach polskich. Tym razem podjęcie wrażliwego tematu wywołało sprzeciw po obu stronach barykady politycznej. Z oczywistych względów, podobnie jak w przypadku omawianego "Pokłosia", tytuł nie przypadł do gustu środowiskom prawicowo-konserwatywnym, wytykającym twórcom niepotrzebne samobiczowanie się i umniejszanie postawie tych, którzy faktycznie, z narażaniem życia, Żydów ratowali. W lewicowych mediach krytykowano z kolei powielanie przez twórców stereotypu żydokomuny, uosabianego przez Wandę Gruz, postaci wzorowanej na znanej działaczce komunistycznej, Helenie Wolińskiej.

O tytule zrobiło się tym głośniej, gdy w 2015 r. otrzymał on Oscara dla Najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Jak można się domyślać, niestety nie wszyscy chętnie świętowali ten sukces polskiego kina. "Ida" nie cieszyła się też szczególnie dużą frekwencją w rodzimym kraju: w ciągu roku od premiery obejrzało ją zaledwie 130 tys. widzów, który to wynik wzrósł do 243 tys. do początku 2019 r., a więc ponad pięć lat po wejściu do kin.

W 2016 r. film wyemitowano w Telewizji Polskiej. Seans poprzedzony był jednak specjalną planszą wyjaśniającą m.in., że chociaż w okupowanej Polsce za ukrywanie Żydów Niemcy karali śmiercią, wielu Polaków to robiło, a tysiące z nich z tego właśnie powodu zginęło. W tekście tłumaczono również, że władze Polskiego Państwa Podziemnego z całą surowością karały śmiercią przypadki prześladowania Żydów przez Polaków. Wspomniano także, że Instytut Yad Vashem najwięcej tytułów Sprawiedliwych wśród Narodów Świata przyznał rodakom.

Film "Ida" można wypożyczyć za opłatą w serwisie Mojeekino.pl.

3 / 6

"Wołyń", 2016 r.

 Michalina Łabacz w "Wołyniu" Wojciecha Smarzowskiego
Michalina Łabacz w "Wołyniu" Wojciecha Smarzowskiego© Materiały prasowe

"Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego to zdecydowanie najbardziej nieoczywisty przykład w tym zestawieniu. Bazujący na opowiadaniach Stanisława Srokowskiego i wspomnieniach świadków rzezi wołyńskiej z lat 1943–1944 film opowiada o ludobójstwie Polaków dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów. W obejmującym zaledwie kilka lat wyimku z dziejów tytułowej ziemi skupiają się jak w soczewce wojenne zawirowania, którymi targana była wówczas Polska.

Ukraińcy najpierw mordują Żydów, a potem, z "legendarnym" okrucieństwem (za pomocą sierpów, siekier i wideł) Polaków. Niech podsumowaniem tego przerażającego epizodu w historii kraju będzie fakt, że główną bohaterkę, Zosię (Michalina Łabacz), z opresji ratuje w finale oddział... żołnierzy niemieckich, wracających z frontu wschodniego.

Co rzadko spotykane w Polsce, "Wołyń" został przeważnie pozytywnie przyjęty przez polskich krytyków, związanych z tytułami zarówno lewicowymi, jak i prawicowymi. Mimo to gdzieniegdzie dało się słyszeć niezadowolone głosy z powodu ukazywania na ekranie Polaków mordujących Żydów (widać tu więc jasne powiązania z dwoma omawianymi wcześniej filmami). Sam reżyser, choć deklarował bezstronność, spotkał się też z zarzutami podsycania wzajemnych narodowych uprzedzeń. Co warte zaznaczenia, w Ukrainie produkcja nie została dopuszczona do dystrybucji kinowej.

Film "Wołyń" znajduje się na platformie TVP VOD. Można go również wypożyczyć za dodatkową opłatą m.in. w serwisie Canal+ Online.

4 / 6

"Wołyń", 2016 r.

Wojciech Smarzowski ma w swojej filmografii dwa "Wesela"
Wojciech Smarzowski ma w swojej filmografii dwa "Wesela"© Materiały prasowe

W 2021 r. Wojciech Smarzowski powrócił w pewnym sensie do swojego debiutu, który przyniósł mu największą sławę i ugruntował jego pozycję w środowisku jako twórcy, którego dokonaniom trzeba się przyglądać. Najnowsze "Wesele" to jednak zupełnie inna opowieść niż ta sprzed 17 lat. Owszem, punktem wyjścia ponownie jest tytułowa uroczystość, która szybko zamienia się w nieokiełznaną popijawę. W tym wypadku o wiele istotniejszy jest jednak kontekst historyczny.

Tego samego dnia, gdy lokalny biznesmen Ryszard wydaje za mąż swoją córkę, okazuje się, że jego ojcu przyznano tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata za pomoc Żydom podczas II wojny światowej. Senior zaczyna więc wspominać, co działo się przed wojną i w jej trakcie w kontekście jego młodzieńczego uczucia do miejscowej Żydówki, ale i nasilających się nastrojów antysemickich. Podobnie jak w przypadku "Pokłosia", które wyraźnie nawiązuje do Jedwabnem (choć nazwa ta nigdy nie pada na ekranie), także i w najnowszym dziele Smarzowskiego mamy do czynienia z pogromem.

Choć w kontekście nowego "Wesela" pojawiały się zarzuty o antypolskość i znowu, ukazywanie Polaków jako oprawców i katów, zdaje się, że dyskusja wokół niego nie była aż tak gorąca. Być może dlatego, że twórca, choć wcześniej raczej ceniony za wierność historyczną "Wołynia", zdążył już zniechęcić do siebie sporą część społeczeństwa za sprawą kontrowersyjnego, ale (a raczej właśnie dlatego) cieszącego się dużym zainteresowaniem w kinach "Kleru". Tytuł ten uderzał w Kościół katolicki i zarzucał mu nie tylko dopuszczanie pedofilii, ale i jej ukrywanie w szeregach kapłanów.

Film "Wesele" z 2021 r. jest dostępny na platformie Amazon Prime Video. Można go również wypożyczyć za dodatkową opłatą w takich serwisach jak Canal+ Online, Nowe Horyzonty VOD czy Player.

5 / 6

"Zielona granica", 2023 r.

"Zielona granica" otrzymała Nagrodę Specjalną Jury na Festiwalu w Wenecji
"Zielona granica" otrzymała Nagrodę Specjalną Jury na Festiwalu w Wenecji© Materiały prasowe

Zarówno tego filmu, jak i dyskusji wokół niego, która zresztą poniekąd nadal trwa, nikomu nie trzeba przypominać. Schemat "publicznego życia" "Zielonej granicy" Agnieszki Holland był w gruncie rzeczy podobny do poprzednich tytułów. Kontrowersje wokół niego rozpoczęły się jeszcze przed premierą, podsycane w dodatku przez triumf filmu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Sprawa jest jednak o tyle ciekawa, że produkcja odwołuje się nie do historii sprzed dekad, a tej, która ciągle tworzy się na naszych oczach.

Za scenariusz odpowiadają Gabriela Łazarkiewicz-Sieszko, Maciej Pisuk i sama Holland. Akcja filmu toczy się w latach 2021–2022 i składa się z kilku wątków: perspektywy uchodźców koczujących na granicy polsko-białoruskiej, działalności polskich aktywistów, próbujących pomóc imigrantom, oraz działań funkcjonariuszy Straży Granicznej.

Premiera tytułu (druga połowa września 2023 r.) zbiegła się w czasie z gorącym okresem przedwyborczym w Polsce i wywołała do tablicy wielu polityków sprawującego wówczas władzę PiS-u, którzy nawoływali do bojkotu filmu w kinach (niektóre z odezw Zbigniewa Ziobry stały się nawet powodem do wytoczenia mu pozwu przez Holland). Ostatecznie zgromadził on przed ekranami ok. 765 tys. widzów, co oznaczało w box offisie drugie miejsce, zaraz po "Chłopach" DK i Hugh Welchmanów.

Film "Zielona granica" jest dostępny na TVP VOD. Można go również wypożyczyć za dodatkową opłatą m.in. w serwisach Nowe Horyzonty VOD, Canal+ Online i Player.

6 / 6

"Biała odwaga", 2024 r.

"Biała odwaga" to jedna z najbardziej wyczekiwanych polskich premier roku
"Biała odwaga" to jedna z najbardziej wyczekiwanych polskich premier roku© Materiały prasowe

I wreszcie na koniec "Biała odwaga" Marcina Koszałki, film, który podobnie jak niektóre z wymienionych wcześniej tytułów, kontrowersje wywołał jeszcze na długo przed premierą. Dysponująca zawrotnym jak na rodzime warunki budżetem 16 mln produkcja, od której zdążył już w pewnym sensie odciąć się Instytut Pamięci Narodowej, jeszcze na etapie prac początkowych wywołała niepokój byłego ministra sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro zobligował ówczesnego ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego do "zdania raportu" na temat projektu.

Opowiadającemu o koncepcji tzw. Goralenvolk i kolaboracji niektórych górali z nazistami w czasie II wojny światowej niektórzy przypięli już łatkę antypolskiego (choć tutaj sprawa się komplikuje; czy używanie takiego określenia jest bowiem uzasadnione w przypadku mocno zaznaczających swoją odrębność Podhalan?). Od czarno-białego postrzegania historii odżegnują się jednak sami twórcy, wskazując na zniuansowane postaci i nieoczywiste wątki składające się na scenariusz filmu. Jak efekt ocenią widzowie – wkrótce się przekonamy.

Premiera filmu "Biała odwaga" Marcina Koszałki już w piątek, 8 marca 2024 r.

W 51. odcinku podcastu "Clickbait" typujemy, kto zgarnie Oscara, a kto będzie musiał obejść się smakiem. Kto naszym zdaniem zgarnie najwięcej statuetek? Przekonaj się, słuchając nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie