Andrzej Grabowski: O Smarzowskim, drugim planie i ''Tajemnicy Westerplatte''
Andrzej Grabowski, jeden z najpopularniejszych i najbardziej szanowanych aktorów w kraju, pracuje obecnie przy nowym filmie "Anioł".
Przypomnijmy, że w ostatnim czasie Grabowski gościł na dużym ekranie w aż pięciu polskich produkcjach, m.in. w kontrowersyjnej "Tajemnicy Westerplatte". Bardzo często możemy zauważyć jego nazwisko na plakatach i bilbordach reklamujących rodzime filmy. Dlaczego jednak od lat nie wystąpił w roli pierwszoplanowej? Na czym polega fenomen sławy i kariery 60-letniego aktora? Dlaczego odtwórca Ferdynanda Kiepskiego nigdy nie starał się o rolę, jak rozpoczęła się jego współpraca ze znakomitym reżyserem "Drogówki" oraz
dlaczego polscy filmowcy niechętnie widzą go w głównych rolach? O tym i nie tylko Andrzej Grabowski opowiada w rozmowie z Katarzyną Kasperską.
Wrócił Pan dzisiaj z Krakowa z planu filmu "Anioł"*Wojtka Smarzowskiego*. Jak wyglądają przygotowania?
Bardzo dobrze. Mam nadzieję, że dobra atmosfera na planie przełoży się na duży ekran i pozytywne reakcje widzów. Pewnie tak, ponieważ Smarzowski nie robi słabych filmów. "Anioł" jest oparty na prozie Jerzego Pilcha "Pod mocnym Aniołem", ale nie będzie to adaptacja w pełnym tego słowa znaczeniu. Zarówno do książki, jak i jej autora mam bardzo osobisty stosunek. Przyjaźnimy się z Jurkiem od dobrych kilkunastu lat. Dlatego bacznie obserwuję wszystko, co się dzieje na planie. Już widzę, że to będzie bardzo ciekawy film, przede wszystkim też dlatego, że reżyseruje go Wojciech Smarzowski.
Smarzowski realizuje bezpardonowe kino, często określane "mocnym kinem bez filtra". Czy i tak będzie w przypadku "Anioła".
Myślę, że tak. Wojtek prezentuje swoje historie w sposób brutalny. Tematem "Anioła" jest alkohol, a raczej walka z alkoholizmem. Na ekranie z pewnością zobaczymy konsekwencje, jakie niesie ze sobą ten okropny nałóg - objawy choroby, delirium i tego typu obrazy.
Podobno Jerzy Pilch nie chciał przeczytać scenariusza, który został napisany na podstawie jego powieści? Jak Pan myśli, czy spodoba mu się film?
Mam nadzieję, że tak. Sam jestem tego bardzo ciekaw. Znamy się z Jurkiem od czasów studiów. On studiował polonistykę, ja kończyłem szkołę teatralną. Ponad 10 lat temu wspólnie z moim innym kolegą, Jackiem Rzehakiem, który dziś jest producentem "Anioła", wpadliśmy na pomysł ekranizacji powieści Pilcha. W 2000 roku książka "Pod mocnym aniołem" została wydała i niedługo potem zgarnęła nagrodę Nike. Wtedy też zadzwoniłem do Jurka i przedstawiłem mu nasz pomysł adaptacji. Oczywiście się zgodził. Zaproponowałem mu napisanie scenariusza jednak Pilch nie chciał o tym słyszeć. On jest tak bardzo przywiązany do swojego tekstu, że nie byłby w stanie zmienić w nim ani jednego słowa. Film jednak rządzi się swoimi prawami. Dlatego podejrzewam, że to co zobaczymy na ekranie będzie historią Jerzego Pilcha
widzianą oczami Wojtka Smarzowskiego.
Kogo Pan gra w filmie "Anioł"?
Gram doktora Granadę. Na tym etapie produkcji nie chciałbym zbyt dużo zdradzać. Zresztą kto czytał książkę, ten wie, kim jest moja postać. To dla mnie duże wyzwanie aktorskie, ponieważ gram Granadę w różnych okresach jego życia – młodego, w średnim wieku i starego. Proszę się domyślić, co było najtrudniejsze do zagrania. Panie charakteryzatorki nieźle się napracowały [śmiech].
Czy Jerzy Pilch jest zadowolony z faktu, że to właśnie Wojciech Smarzowski podjął się adaptacji jego książki?
Ależ oczywiście! Bardzo się cieszy. Nazwisko Smarzowskiego już jest obietnicą dobrego filmu.
Wojciech Smarzowski przeważnie pracuje ze stałą ekipą aktorów. Wy spotkaliście się po raz pierwszy na planie filmu "Drogówka". Czy to wtedy reżyser zaproponował Panu udział w "Aniele"?
Wcześniej. Jak już mówiłem, razem z Jackiem Rzehakiem wpadliśmy na pomysł adaptacji "Pod mocnym aniołem". Wspólnie rozmawialiśmy z Wojtkiem na temat "Anioła" na długo przed realizacją "Drogówki".
A więc to wy zaproponowaliście Smarzowskiemu podjęcia się reżyserii "Anioła".
Dokładnie tak. Jacek Rzehak wziął na siebie dalsze przygotowania do produkcji, ale w ważniejszych kwestiach zawsze się ze mną konsultował, jako ze współpomysłodawcą projektu. Z racji takiego obrotu spraw i naszego wspólnego zaangażowania, od początku było wiadome, że zagram w tym filmie. Takie przynajmniej było moje założenie, które się szczęśliwie dla mnie spełniło. Wojtkowi Smarzowskiemu zaproponowaliśmy adaptację książki Pilcha w momencie, kiedy przygotowywał się do "Drogówki". Pomysł bardzo mu się spodobał. Powiedział, że się podejmie, ale zaznaczył, że najpierw musi skończyć swój ostatni film. Więc czekaliśmy, a w tak zwanym międzyczasie Smarzowski powierzył mi drobny epizod w "Drogówce".
W "Drogówce" zagrał Pan posła Musiała.
Tak. Nie wiem, czy Wojtek chciał mnie przy tym epizodzie sprawdzić. Ja z pewnością chciałem go poznać i zobaczyć, jak się z nim pracuje. No i tak to się zaczęło. A teraz gram doktora Granadę w najnowszym filmie Smarzowskiego "Anioł", z czego się bardzo cieszę, ponieważ praca z tak znakomitym reżyserem to prawdziwa przyjemność. Wojtek jest osobą niezwykle otwartą, nie jest uparty, potrafi rozmawiać z aktorami, szanuje ich zdanie - to jest niezwykle ważne na planie.
Zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że Wojtek Smarzowski jest obecnie jednym z najważniejszych reżyserów w Polsce, jak nie najważniejszym?
Oczywiście, że tak. Z Wojtkiem można się nie zgadzać, jeżeli chodzi o jego dobór tematów, które bierze na warsztat, można mieć problem z jego wizją świata lub też estetykę, ale nie można go nie docenić. Ktoś może nie lubić jego filmów, uważać, że są zbyt brutalne, ale nie można powiedzieć, że są źle zrobione. Proszę zauważyć, że to jest reżyser, który w całej swojej karierze nie zrobił ani jednego złego filmu, a widziałem wszystkie.
Spotkaliśmy się dzisiaj, żeby nie tylko porozmawiać o pracy u Wojciecha Smarzowskiego, ale też o filmie "Tajemnica Westerplatte" w reżyserii Pawła Chochlewa, który już gości na polskich ekranach. Kogo Pan gra w tym filmie?
W "Tajemnicy..." gram epizod, podobnie zresztą jak większość aktorów. W tym filmie są tylko dwie główne role, które zagrali Michał Żebrowski i Robert Żołędziewski. Ja jednak związałem się z tą produkcją już kilka lat temu, kiedy byłem członkiem komisji Polskiego Instytutu Filmowego przyznającej dotacje młodym twórcom. Już wtedy scenariusz Cholewa bardzo mi się spodobał i dałem mu wysoką notę. Film jest o kontrowersyjnym wyborze, jakiego dokonało polskie dowództwo broniące placówki Westerplatte w 1939 roku. My nie pokażemy, która ze stron konfliktu miała rację - czy należało się poddać, czy też walczyć do końca. Widzowie zdecydują sami. Reżyser poświęcił kilka lat temu projektowi, starając się wiernie oddać historię tamtych wydarzeń oraz odkryć wszystkie tytułowe tajemnice. Czy mu się udało,
to już ocenią widzowie i historycy. Jednego jestem pewien - "Tajemnica Westerplatte" otwiera nam klapki na naszą historię.
Pierwszy klaps na planie "Tajemnicy Westerplatte" padł kilka lat temu. Wokół filmu narosło wiele kontrowersji, zmieniła się ekipa… Czy był Pan od początku zaangażowany do tego projektu?
Początkowo nie mogłem zagrać u Chochlewa, ponieważ, jak już wspominałem, byłem członkiem komisji oceniającym projekt. Jest zasada, żeby nie przyjmować angażu do filmu, który się egzaminowało. Jednak później tak się złożyło, że otrzymałem odgórną zgodę od PISF-u na udział w tym filmie i przyjąłem rolę powierzoną mi przez reżysera. Ale to jest bardziej epizod. Inni są ważniejsi w tym filmie.
W ostatnim czasie na ekrany weszło sporo polskich produkcji, w których Pan występuje: wspomniana "Drogówka" oraz "Tajemnica Westerplatte", "Sęp", "Piąta pora roku" czy "Od pełni do pełni". Dużo otrzymuje Pan scenariuszy? Zdarzało się, że walczył Pan o rolę w jakimś filmie?
Nigdy nie starałem się o rolę. Ja nawet nie wiem, co to znaczy. Nigdy nie dzwoniłem do reżysera z prośbą, żeby mnie zaangażował do swojego filmu. Do mnie też raczej nie dzwonią. Akurat teraz tak się złożyło, że wszystkie te filmy wchodzą prawie jednocześnie do kin. A przecież "Tajemnicę..." nakręciłem trzy lata temu, w "Sępie" wystąpiłem półtora roku temu, "Od pełni do pełni" to jest film sprzed pięciu lat i jedynie "Drogówka" jest produkcją, przy realizacji której brałem udział w zeszłym roku. Proszę zauważyć, że w żadnym z tych filmów nie grałem też roli głównej. To były przede wszystkim epizody. Mi już głównych ról nie proponują. Ostatnią rolę pierwszoplanową zagrałem w "Dublerach", co było ponad siedem lat temu. Ale wciąż coś się kręci, a ja nie narzekam.
Rozmawiała Katarzyna Kasperska