Anna Cieślak opowiada o handlu ludźmi
* W dniach 16-18 października w warszawskim kinie MURANÓW odbędzie się 18/18 Międzynarodowy Festiwal Filmów o Handlu Ludźmi – nowe wydarzenie, które łączy w sobie walory edukacyjne i artystyczne, a przede wszystkim wspiera walkę z handlem ludźmi. Całą akcję wspiera znana polska aktorka, Anna Cieślak, która przed laty zagrała w kontrowersyjnym filmie poruszającą problematykę festiwalu.*
Jak przygotowywałaś się do roli *„Masz na imię Justine”?*
Z całą pewnością solidnie. Stało się tak przede wszystkim za sprawą reżysera Franco de Pena. Zależało mu, żebym przygotowywała się do roli tak długo ile było potrzeba. Poza tym pozwoliliśmy sobie na realizację zdjęć w sposób chronologiczny. Postać, w którą się wcieliłam mogłam kreować dzień po dniu, można powiedzieć, że dojrzewałam razem z nią. To ważne, bo gdybym miała na początku okresu zdjęciowego zagrać Justine w ostatnim etapie jej filmowej roli, byłoby to bardzo trudne. Istotne dla mojej kreacji okazało się również to, że większość zdjęć miała miejsce na wyjeździe. Nie wracałam do domu, nie kontaktowałam się z przyjaciółmi. Dzięki temu wbiłam się w świat mojej bohaterki. Mogłam lepiej go sobie wyobrazić. Spędzałam na planie po 15 godzin dziennie, więc siłą rzeczy zaczęłam organicznie utożsamiać się z nią i jej życiem, zaczęłam nią być. Działo się tak mimo tego, że cały ten nowy dla mnie świat był umowny. Nie miało znaczenia, że poruszam się wśród dekoracji, ponurych hal w Luksemburgu. Opowiadałam
prawdziwą historię.
Jak zostałaś wybrana do roli?
Franco zaprosił mnie na casting i na początku skrytykował mnie. Powiedział, że mówię za wyraźnie, zbyt aktorsko. Zasugerował, że mam zedrzeć całą tę teatralną obudowę. Powinnam zachowywać się, mówić normalnie. Lepiej czasem być nie do końca rozumianą. Zagrałam przecież zwykłą dziewczynę, ze zwykłego miasta, jakich wiele. Moim celem było zagranie normalnej i naturalnej bohaterki.
Reżyser zaprosił na casting? To znaczy, że widział twoje wcześniejsze role?
Otóż nie. Ja także nie do końca wiedziałam o jaki film chodzi. Podczas castingu dostałam poproszona o zaprezentowanie tylko jednej sceny. Ponadto nie wiedziałam do końca o czym będzie film. Ale chodziło o bardzo ważny moment w filmie. Bohaterka mówi w nim „My Name is Justine and I will be working for you”. To z resztą była mała prowokacja ze strony Franca. Przecież wypowiadająca te słowa dziewczyna nie wiele ma w sobie z ofiary. Dopiero potem reżyser wysłał mi scenariusz i zaczęliśmy poważnie się przygotowywać. Wtedy także nabrałam pierwszych obaw, czy sprostam oczekiwaniom, czy dam radę. Ale było to bardzo pociągające wyzwanie.
Ile wtedy miałaś lat?
To był rok 2004 a ja byłam wówczas świeżo po szkole teatralnej. Miałam 24 lata. To była szalenie skomplikowana i ciężka rola. Chyba później nie było równie wymagającej, ale cały czas mam nadzieję na podobne wyzwania. Podczas realizacji „Masz na imię Justine” bardzo dużo dowiedziałam się o sobie, dotknęłam wówczas wielu poważnych tematów i emocji. I gdybym nie zagrała w tym filmie, pewnie nigdy nie zmierzyłabym się z nimi, nie stawiłabym im czoła. To zresztą jest fascynujące, może nawet za bardzo. Lubię badać nowe przestrzenie, lubię wychodzić przed szereg, sprawdzać co przeżywa się kreując taką rolę jak Justine.
Czy spotkałaś się wcześniej z problem handlu ludźmi?
Zapewne tak, bo to złożone zagadnienie ale mogłam nie zdawać sobie z tego sprawy.
A spotkałaś się ze problemem przemocy?
Bezpośrednio nie.
Nie znałaś nikogo, kto by go doświadczył?
Może znałam, ale nikt mi o tym nie mówił. Zresztą ofiary nie kwapią się do opowiadania wszystkim swoich traumatycznych doświadczeń. Wiele z nich wstydzi się swojej naiwności. Ja też byłam kiedyś nieustająco zadziwioną "Alicją w Krainie czarów".
Chyba złych czarów?
Może wyimaginowanych, stworzonych na potrzebę Alicji, na potrzebę tego jaka chce być? I chyba do dzisiaj sama nią jestem. Zdarza mi się trochę manipulować rzeczywistością, naginać ją, żeby wydawała mi się taką, jaka chcę żeby była.
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z fundacją La Strada?
A Ty pamiętasz?
Wydawało mi się, że Cię znam odkąd Franco pokazał mi pierwotną wersję filmu. Potem wiele razy go widziałam. La Strada pokazywała go przy różnych okazjach, ponieważ jeśli można tak powiedzieć to jest kanoniczny obraz handlu kobietami. Obserwowałyśmy Twoją karierę ale nie zwracaliśmy się do Ciebie. Wydawało nam się, że zrobiłaś dosyć przeciwko handlowi ludźmi grając Justynę. I nie chciałyśmy znowu wpychać Cię w tę rolę. Jednak mijały lata, a Ty grałaś coraz to nowe role. I w końcu na tyle oddaliłaś się od Justyny, że mogłyśmy się do Ciebie zwrócić o pomoc. Potrzebowałyśmy osoby, która będzie atrakcją naszego stoiska na Festiwalu Open Air. Zrobiłyśmy małe śledztwo nt Twoich poglądów, wypowiedzi itp. Zajmujemy się poważnym problemem i taka propozycja wymagała ostrożności. I zaprosiłyśmy Cię. A Ty się zgodziłaś i okazało się, że jesteś gotowa nas wspierać na stałe. A jak to wyglądało z Twojej strony?
La Strada jest organizacją, która świadomie i konsekwentnie od kilkunastu lat w Polsce chroni prawa kobiet.W otaczającym mnie świecie nieustająco podkreśla się ze demokracja daje poczucie wolności,równości i niezależności.
Może należałoby wiec z tego skorzystać?
Uważam że kobieta powinna być dzisiaj mądra, świadoma, wolna i odważna, żeby tak się jednak stało musi poznać możliwości wyboru i prawo które ja chroni. Każda kobieta zawsze była ,jest i będzie silna tak fizycznie jak i psychicznie. W głębi serca jesteśmy jednak emocjonalne i ogromnie wrażliwe. Niech więc dokonuje wyboru świadomie, mądrze i bezpiecznie co przecież nie odbiera nam uroku. Zwłaszcza teraz kiedy możemy się spodziewać, że sytuacja gospodarcza pogarsza się, co może zaowocować zwiększeniem zagrożenia handlem ludźmi mam potrzebę przyłączyć się do działań profilaktycznych.