Barańska i Antczak w końcu się poddali. "To był początek mojej korozji, niszczenia mnie"
21.10.2023 08:06
- Wydawała mi się brzydka, chuda i niezdolna - tak Jerzy Antczak pomyślał o Jadwidze Barańskiej, kiedy ta stanęła przed komisją w szkole filmowej. Historia pokazała, jak bardzo się mylił. Para pobrała się w 1956 r. i stworzyła jeden z najsłynniejszych duetów polskiego kina.
Jadwiga Barańska, która właśnie skończyła 88 lat, jest z Antczakiem na dobre i na złe. Kiedy komuniści sekowali jej ukochanego męża, bez wahania rzuciła karierę i wyjechała z nim za ocean, gdzie mieszakją do dziś.
Ostatnio zza oceanu dotarły niepokojące informacje. Chodziło o stan zdrowia niegdyś popularnej aktorki. Czy fani "Nocy i dni" wciąż mają powody do niepokoju?
Media, zakupy, reklama – Twoja opinia jest dla nas ważna. Wypełnij ankietę i wypowiedz się już dziś
Pierwsze wrażenie
Początki ich znajomości nie były łatwe. Kiedy Jadwiga Barańska stanęła przed komisją w łódzkiej filmówce, to właśnie Antczak, pracujący jako asystent, sprawił, że jej nazwisko nie znalazło się na liście przyjętych.
- Wydawała mi się brzydka, chuda i niezdolna - tłumaczył się potem.
Być może po to, aby zrobić mu na złość, rok później niezrażona Barańska ponownie przystąpiła do egzaminu. I tym razem zdała z wyróżnieniem.
To było przeznaczenie
Potem było już łatwiej. Kiedy znów się spotkali, zaczęło kiełkować między nimi uczucie. Ale musiało minąć trochę czasu, nim zdali sobie sprawę, że są sobie przeznaczeni.
Do dziś Antczak z lękiem myśli, co by się stało, gdyby Barańska, za jego sprawą, zrezygnowała z marzeń o aktorstwie.
- Uff, że do tego małżeństwa doszło - mówił wiele lat w "Vivie!". - Byłem asystentem w łódzkiej wyższej szkole aktorskiej i nie wiem do dziś, dlaczego swoim bełkotem przyczyniłem się do tego, że egzamin oblała. Na szczęście za rok zdała z wyróżnieniem, bo kto wie, czy byśmy się jeszcze spotkali.
- Nie mogliśmy się w ogóle znaleźć przez te pierwsze lata. To było bardzo dziwne - dodawała jego żona.
"Uratowała moją głowę"
Nigdy nie obawiali się pracować razem. Choć znajomi ich ostrzegali, że to może doprowadzić do poważnych konfliktów, małżonkowie czerpali radość ze spędzenia ze sobą całych dni. I nocy. Razem tworzyli kino, które widzowie chcieli oglądać.
- Grałam dużo u innych reżyserów w teatrze i telewizji, w większości jednak były to role bez znaczenia. U Antczaka zagrałam niewiele, ale dzięki tym rolom zaistniałam w polskiej kulturze - mówiła Barańska.
- Wiele małżeństw artystycznych nie potrafi pracować razem - twierdził Antczak w "Super Expressie". - Jeśli jeden robi szybciej karierę, pojawia się gorycz. Ale ja, ona, my nigdy nie czuliśmy się pokrzywdzeni... A Barańska... wielokrotnie swoją pracą uratowała moją głowę.
"Wtedy oberwałam najmocniej"
"Hrabina Cosel" była prawdziwym triumfem Barańskiej, ale wymagała od niej wielu godzin ciężkich przygotowań.
- Kiedy grałam Cosel, byłam bardzo szczuplutka, ważyłam 47 kg. Trudność sprawiała mi jazda konna, ale miałam dobrego nauczyciela w osobie Daniela Olbrychskiego, który w tym filmie grał króla Szwecji - opowiadała w "Kurierze TV".
Opłaciło się. Za tę rolę otrzymała nagrodę Złota Apsara.
- To było na festiwalu w Kambodży - wspominała. - Ktoś z naszej placówki dyplomatycznej ją odebrał, ale gdy weszli Rosjanie, została zakopana w ziemi na 5 lat. Potem przemycono ją do Polski...
I tylko w rodzimym kraju jej występ nie spotkał się z wyrazami uznania.
- Wtedy oberwałam najmocniej - wspominała w "Vivie!". - Tak mi dołożyli, że to się w głowie nie mieści. "Jest tak brzydka, że nie miała prawa tego grać", pisali. Cóż, życie to cudowne spotkania z ludźmi, ale i wielkie rozczarowania.
Sukces? Nie dla wszystkich
Do tego, aby przeniósł na ekran "Noce i dnie" Marii Dąbrowskiej, namówiła go właśnie Barańska. Długo się wahał, ale rezultat przekroczył jego najśmielsze wyobrażenia.
Za rolę Barbary Barańska otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia i mogło się wydawać, że małżonkowie są u szczytu popularności. Nic bardziej mylnego. Po premierze filmu ludzie z branży nagle odwrócili się od nich plecami.
- Komuś przeszkadzał ten film - tłumaczył w "Gali" Antczak. - Zmuszono mnie po nim, abym wrócił do Teatru Telewizji jako dyrektor. Popełniłem najstraszniejszy błąd, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, bo już kiedyś pełniłem tę funkcję. Zmieniły się czasy i przyszedł inny człowiek do telewizji z planem niszczenia tego, co jest polskie, tego, co jest wartością. "Noce i dnie" zjawiły się w momencie ruchów, kiedy czasy Gierka zaczęły pękać. Ten film odpowiada na pytanie, czym jest rodzina, godność. To przeszkadzało. Oczywiście pan Janusz Wilhelmi (wiceminister kultury - przyp. red.) rozmontował wszystko. To był początek mojej korozji, niszczenia mnie.
"Dług do spłacenia"
Barańska i Antczak mieli w końcu dość nacisków. W 1978 r. wyjechali z kraju. On zrezygnował z reżyserii, ona u szczytu popularności, porzuciła aktorstwo. Ale nawet przez chwilę nie pożałowali swojej decyzji.
- Minęłam właśnie czterdziestkę i poczułam, że mam dług do spłacenia wobec bliskich - mówiła Barańska w "Vivie!".
- Wcześniej to oni robili wszystko, bym nie schodziła ze sceny. Dwa lata nie było mnie w domu, bo kręciłam film. Syn tyle czasu nie miał obok siebie matki. Zrozumiałam, że to nie granie jest najważniejsze, ale rodzina, dorastający Mikołaj, mama, mąż.
W USA Antczak został profesorem na prestiżowej uczelni, co nie znaczy, że porzucił reżyserię. W 1995 r. wyreżyserował "Damę kameliową" na podstawie scenariusza żony. Siedem lat później na ekrany wszedł ich "Chopin. Pragnienie miłości".
"Przyjaciół poznaje się w biedzie"
We wrześniu tego roku o małżeństwie Antczaka i Barańskiej zrobiło się głośno. Niestety nie ze względu na artystyczne dokonania. Zrozpaczony reżyser pisał na Facebooku o pogarszającym się stanie zdrowia żony, która w związku z wypadkiem miała załamać się psychicznie i odmawiać leczenia.
Wpis spotkał się z olbrzymim odzewem fanów, przyjaciół, jak i samego środowiska. Kilka tygodni później aktorka przykazała za pośrednictwem męża kilka słów.
"Kochani. Stare polskie przysłowie mówi 'przyjaciół poznaje się w biedzie'. Temperatura waszych uczuć to potwierdza. Dziękuję z całego za modlitwy i niech Bóg Wszechmocny obdarzy Was i bliskich wszystkimi darami nieba. Z miłością, Wasza Jadwiga" - można przeczytać na facebookowym profilu Jerzego Antczaka.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o horrorach, które bawią, strasząc, wspominamy ekranizacje lektur, które chcielibyśmy zapomnieć, a także spoglądamy na Netfliksowego "Beckhama", bo jak tu na niego nie patrzeć? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.