Bartosz Żurawiecki: Błazen globalny

Obraz

Czy *Sacha Baron Cohen to żałosny pajac czy przenikliwy satyryk? A może jedno i drugie? Może czasy mamy takie, że trzeba być żałosnym, by je przeniknąć? W każdym razie, jak oglądam nowy film Cohena zatytułowany „Dyktator” to na zmianę pękam ze śmiechu i kiwam z politowania głową.*

Nie wiem, po co artyście te wszystkie grube żarty o kupie, urynie i pachach. Pewnie po to, by przyciągnąć rechoczącą publiczność „Strasznych filmów”. Nie, żebym miał coś przeciwko humorowi fizjologicznemu, ale i dowcip niski bywa celny albo niecelny. U Cohena często mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem i to nawet wtedy, gdy ekskrementy dyktatora trafiają w panią niosącą torby z markowymi produktami. Zarazem jednak motyw z gwiazdami Hollywoodu robiącymi laskę chińskiemu biznesmenowi (brawa dla Edwarda Nortona za „niewymieniony w napisach” epizodzik) świadczy o tym, że Cohen bywa mocny w… gębie.

Jeśli odrzeć „Dyktatora” ze sztubackich gagów, to okaże się, że jest to całkiem błyskotliwa, prostą i ostrą kreską nakreślona, kpina ze współczesnej zachodniej demokracji. Demokracji coraz bardziej pozornej, a zarazem coraz bardziej hałaśliwej, zadufanej w sobie, protekcjonalnej wobec innych systemów politycznych i kulturowych. Grany przez Cohena, groteskowy satrapa Aladeen rządzi arabskim państewkiem o nazwie Wadiya. Świat straszy użyciem broni jądrowej (której jakoś nie może wyprodukować), świat zaś w odwecie straszy go interwencją zbrojną (aluzja do Iraku aż nazbyt oczywista). I to straszenie mogłoby sobie trwać w nieskończoność, bo kto by się przejmował losem obywateli Wadiyi, którzy przecież – jak twierdzi jej władca – uwielbiają być prześladowani i zniewoleni, gdyby nie fakt, że dyktatura Aladeena dawno przestała być efektywna. Nikomu się już nie opłaca, choćby dlatego, że ukochany przywódca trzyma łapę na złożach ropy, której z
anachroniczno-patriotycznych powodów nie chce sprzedawać obcym. Toteż za jego plecami bliscy współpracownicy zawiązują spisek. Ma on na celu obalenie dyktatora, ogłoszenie zwycięstwa demokracji, a w następstwie wyprzedanie państwa i jego zasobów wielkiemu kapitałowi: Chińczykom, Amerykanom i kto tam się jeszcze z kasą trafi.

W sarkastycznym finale nasz bohater, po licznym perypetiach w Stanach Zjednoczonych, sam dochodzi do wniosku że swojski, totalitarny image jest dzisiaj, w globalnej rzeczywistości, passe. Co więcej, może być niebezpieczny dla despoty. Własnoręcznie więc wprowadza w Wadiyi tzw. wolne wybory, które następnie, oczywiście, wygrywa. Wiele się musiało zmienić, by nic się nie zmieniło. Obecnie bowiem w demokracjach ważne są PR-owe pozory, za fasadą których politycy z korporacyjnymi bossami rozdają między sobą karty. Kpi Cohen zarówno z amerykańskich sentymentów (jak w hollywoodzkich produkcjach motorem przemiany bohatera jest miłość), jak i z lewicowego idealizmu, który tak się zaplątał w różne słuszne genderowo-ekologiczno-imigrancko-antyrasistowsko-antydyskryminacyjno- antykapitalistyczne hasła, że kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością. Towarzysząca bohaterowi feministka nie potrafi rozpoznać w Aladeenie przeciwnika. Bierze jego szowinistyczne wypowiedzi za efekt prześladowań i pobłażliwie, niczym
wyrozumiała pani nauczycielka, próbuje go wyedukować światopoglądowo.

Cohen nie jest komikiem, który bawiłby się w jakieś subtelności i wyrafinowane żarty. Strzela do wszystkich i wszystkiego długimi seriami. Czasami pudłuje, czasami kładzie trupy pokotem (vide – świetny monolog dyktatura o prawdziwym obliczu Stanów Zjednoczonych). By zgiełkliwy, monstrualny świat popkultury cię w ogóle usłyszał, musisz być bardzo hałaśliwy, dosadny, natarczywy i wylansowany. Liczy się ilość, szybkość i głośność wystrzelonych pocisków, mniej zaś jakość efektu końcowego. Staromodnie wzdycham: „Szkoda!”, zarazem jednak widzę, że spełnia Cohen rolę, jaką od wieków spełniali błaźni i satyrycy. Obnaża tabu, mówi głośno to, czego innym mówić nie wypada lub nie wolno. Jego filmy stanowią więc wentyl bezpieczeństwa, pozwalają rozładować różne napięcia, jakie dręczą ludzi w globalnej rzeczywistości. A że odwaga dzisiaj staniała i za „bluźnierstwa” nie grozi już w naszej części świata śmierć z rozkazu dyktatora? To dobrze, a nawet lepiej.

Wybrane dla Ciebie
Trump nazywa prezentera "szaleńcem" i mówi o "nielegalnych" żartach
Trump nazywa prezentera "szaleńcem" i mówi o "nielegalnych" żartach
Świętuje 8 lat trzeźwości. Przez alkohol staczała się na dno
Świętuje 8 lat trzeźwości. Przez alkohol staczała się na dno
Roman Wilhelmi: Nie chciał wierzyć, że umiera. Zgubiły go używki
Roman Wilhelmi: Nie chciał wierzyć, że umiera. Zgubiły go używki
On ma 68, ona tylko 29. Ma żonę i córkę w tym samym wieku
On ma 68, ona tylko 29. Ma żonę i córkę w tym samym wieku
"Kogo to obchodzi?". Nie wierzy w diagnozę wystawioną przez żonę
"Kogo to obchodzi?". Nie wierzy w diagnozę wystawioną przez żonę
Kolejna kariera upada. Gwiazdor "nękał i zastraszał"
Kolejna kariera upada. Gwiazdor "nękał i zastraszał"
George Clooney znów o polityce. "To był błąd, szczerze mówiąc"
George Clooney znów o polityce. "To był błąd, szczerze mówiąc"
"Wiem, koniec jest bliski". Tak dziś wygląda gwiazdor słynnego filmu
"Wiem, koniec jest bliski". Tak dziś wygląda gwiazdor słynnego filmu
Oddaje swój miecz świetlny. Legendarny aktor odchodzi z sagi
Oddaje swój miecz świetlny. Legendarny aktor odchodzi z sagi
"Nie ma szans". Jednym słowem zgasił nadzieje fanów
"Nie ma szans". Jednym słowem zgasił nadzieje fanów
Nie nazywa się Martin Sheen. Dziś głęboko żałuje zmiany nazwiska
Nie nazywa się Martin Sheen. Dziś głęboko żałuje zmiany nazwiska
"Żadnych sporów". Sapkowski na planie megahitu Netfliksa
"Żadnych sporów". Sapkowski na planie megahitu Netfliksa