"Bejbis". To będzie hit na miarę "Lejdis"? Sala kinowa pękała ze śmiechu
"Bejbis" już w samym tytule jawnie nawiązuje do największego przeboju Andrzeja Saramonowicza "Lejdis". Podobnie jak tamten hit, nowa komedia reżysera jest pełna tekstów, które z pewnością rozbawią widzów. Co więcej, reżyser z niezłym skutkiem sparodiował polską rzeczywistość.
Współczesne polskie komedie to temat na swój sposób ciekawy. Choć wielu z nich zwyczajnie nie da się oglądać, to mało który gatunek w rodzimej kinematografii z taką lubością próbuje obśmiać różne przywary Polaków. Robi to głównie za sprawą grubo ciosanych stereotypów, ale są jednak twórcy, którzy potrafią wykorzystać na swoją korzyść prosty fakt, że nie chodzi w tym wszystkim o realizm rodem z dokumentu, a ukazanie rzeczywistości w jak najbardziej krzywym zwierciadle. Na pewno wie o tym Andrzej Saramonowicz, twórca "Testosteronu" i scenarzysta "Lejdis", który po 11 latach powrócił do reżyserowania filmów.
Jego najnowsze dzieło "Bejbis" to komedia, która skupia się na losach Ady (Marta Żmuda Trzebiatowska) i Mikołaja (Grzegorz Małecki), typowego polskiego małżeństwa z kilkunastoletnim stażem. Para ma wyszczekaną piętnastoletnią córkę i grono bardziej lub mniej wiernych przyjaciół. Jednak tę niełatwo budowaną i utrzymywaną szczęśliwą konstrukcją poważnie narusza nowy członek rodziny.
Zobacz: zwiastun filmu "Bejbis"
Na skutek wydarzeń pewnej mocno zakrapianej imprezowej nocy, na świat przychodzi Janek, który, co tu dużo mówić, jest klasyczną wpadką. I się zaczyna. Ada i Mikołaj próbują ogarnąć nową rodzinną rzeczywistość, ale ta ich szybko przerasta. Nieprzespane noce, wszechobecne pieluchy i brak seksu sprawiają, że zaczynają się ze sobą ostro kłócić. Ich relacja dosłownie wisi na włosku.
To właśnie kłótnie wyznaczają temperaturę i tempo "Bejbis". Saramonowicz solidnie sobie pofolgował w dialogach, bo Ada i Mikołaj strzelają do siebie jak z karabinów. Zwłaszcza Ada bryluje w obrzucaniu męża "mięsem" i wytykaniu mu jego ignorancji oraz lenistwa. Mikołaj broni się na tyle, ile potrafi, stosując pasywną agresję, ale wystarczy, że padnie magiczna sentencja w stylu "jesteś jak twoja rodzina lub matka", by otwarły się bramy piekieł. Te potyczki są naprawdę zabawnie napisane i solidnie zagrane przez dwójkę głównych aktorów. Szczególnie Małecki jako Mikołaj zaskakuje komediowym wyczuciem. Już samą intonacją potrafi mocno rozbawić.
Rzecz jasna Ada i Mikołaj kłócą się nie tylko ze sobą. W najlepszej sekwencji filmu para przyjeżdża do matki Ady, by poprosić ją o pomoc w opiece nad bobasem. Babcia, w którą wcieliła się Ewa Telega, nie chce jednak o tym słyszeć. Wszystko kończy się szaloną tyradą kobiety, wykrzykującą, że obecna Polska zawdzięcza wszystko pokoleniu Solidarności, które jako jedyne pokonało ruskich. Słyszymy, że prawica chciałaby ich wyłącznie rozliczać, a lewica oczerniać, ale dzięki nim, prawdziwym liberałom, nasz kraj dołączył do Unii Europejskiej i NATO. Nawet obecność sushi w Polsce jest ich sprawką. Telega odegrała to wszystko z tak komiczną wściekłością, że trudno się nie zaśmiać.
Nawiązań do obecnej sytuacji polityczno-społecznej jest zresztą w tej komedii bez liku. Mamy wątki z koronasceptykami prowadzącymi… "Bar wyklęty" czy instytucją o nazwie Ordo Educationis. W pewnym momencie postać Żmudy Trzebiatowskiej wyjaśnia widzom, że Polka pełni w naszym kraju rolę surogatki. - Rodzi dla Jezusa i Jana Pawła II - rzuca kąśliwie. Po czym następują sceny, gdy papież i Syn Boży wyrywają sobie jej dopiero co narodzone dziecko. Myślę, że niejedna kobieta zgodzi się z poglądem Saromonowicza.
Co ciekawe, reżyser zdobył się w swoim dziele na zabawną autoironię. Gdzieś w połowie jest scena, jak małżeństwo je zupę. Ada uświadamia partnera, że coś takiego możemy zobaczyć w każdym polskim filmie. Jak wyjaśnia dalej, ma to maskować "ch…we" dialogi. Po chwili Mikołaj wyskakuje z kolei z informacją, że w co drugim polskim filmie dźwięk jest fatalny. Pamiętam, że te momenty wyjątkowo rozbawiły widownię podczas seansu. Akurat mnie to nie dziwi, bo problem z dobrym udźwiękowianiem w naszej kinematografii jest szeroko znany. Notabene wspomnę, że w "Bejbis" wszystko słychać jak należy.
Warto wspomnieć, że w komedii nie brakuje też trochę poważniejszych wątków. Saramonowicz sugeruje, że takie, a nie inne zachowania partnerów wynikają po części z tego, jak byli wychowywani przez rodziców. Ada często wyrzuca Mikołajowi, że jego rodzina kultywuje już 100-letni patriarchat, który wykończył przedwcześnie niejedną kobietę. Złe nawyki, chcąc czy nie chcąc, przechodzą z pokolenia na pokolenie.
Nie zmienia to faktu, że "Bejbis" to film, który przede wszystkim zapewnia przyjemną i lekką rozrywkę. Jeśli jesteście fanami "Lejdis" czy "Testosteronu", to będziecie czuli się w trakcie seansu jak u siebie. Choć bywały w drugiej połowie momenty, gdy produkcja trochę kulała w tempie, to jednak całościowo można mówić o udanym powrocie Saramonowicza. Podejrzewam też, że parę osób będzie się nawet utożsamiać z bohaterami jego produkcji. Jedno jest pewne - dawno nie widziałem, by na polskiej komedii widownia tak często się zaśmiewała. A to jest przecież najważniejszym wyznacznikiem w tym gatunku.
Krystian Węgiel, dziennikarz Wirtualnej Polski