Berlinale 2019: Bohater z aparatem. Recenzja filmu "Obywatel Jones"
Agnieszka Holland zaprezentowała skromne i wyważone kino o głodzie na Ukrainie. Jest szansa na Złotego Niedźwiedzia.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Holland pokazuje, że za granicami naszego kraju potrafi tworzyć kino przejmujące, artystycznie wolne i na swoich zasadach. "Obywatel Jones" wyrywa się łatwej kategoryzacji. To film powolny w opowiadaniu historii, ale dosadny w portretowaniu ludzkich charakterów. Opowieść oparta na faktach, która – choć opowiadana z perspektywy dziennikarza – nie wojuje słowem, a bezwzględnym obrazem.
Gareth Jones (James Norton) był znanym dziennikarzem, któremu udało się spotkać z Hitlerem. Napędzany sukcesem, ale również doniesieniami z Moskwy, postanowił wyjechać do Rosji, by napisać artykuł o dobrze prosperującym kraju Stalina. Odważny i zdeterminowany do mówienia prawdy musiał stawić czoła stalinowskiej polityce, zmowie milczenia i szokującym odkryciom.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Pilnie strzeżony wymknął się moskiewskiej władzy i uciekł pociągiem do ukraińskiego Charkowa. Jones chciał zweryfikować doniesienia o potężnym głodzie, który zdziesiątkował populację. Kiedy wysiadł na przypadkowej stacji, rozpoczął wędrówkę po kręgach piekła. Opustoszałe wsie, zamarznięte zwłoki i porzucone dzieci – tak przerażających obrazów nigdy się nie spodziewał.
Brytyjski dziennikarz był jednym z naocznych świadków zbrodni Stalina. Po powrocie do kraju stanął przed trudnym wyborem – czy objawić światu brutalną prawdę, ryzykując własnym życiem, czy przemilczeć temat, który i tak od lat był zamiatany pod dywan? Agnieszka Holland uważnie obserwuje wątpliwości bohatera. Podąża jego śladem i nie opuszcza ani na krok, wyłapując najmniejsze wahania i zmiany w zachowaniu. To opowieść o Jonesie i jego zanurzeniu w historii. Uwikłaniu i konflikcie moralnym, od którego nie można się uwolnić.
"Obywatel Jones" doskonale kreśli kontekst historyczno-polityczny. Holland nie zawiesza swojego filmu w próżni i wpisuje się w nurt opowieści o etosie prawdziwego dziennikarstwa. Nie widzimy, jak Jones pisze swoje artykuły, ale wytrwale zbiera materiał, który obnaży rosyjską obłudę. Staje w opozycji do nagrodzonego Pulitzerem Waltera Duranty (Peter Sarsgaard)
. Pławiący się w luksusach amerykański dziennikarz znajduje się na usługach władzy. Zatopiony w świecie blichtru i wielkich pieniędzy z radością wygłasza stalinowską propagandę i usilnie próbuje zdyskredytować słowa Jonesa.
Obejrzyj: Holland ocenia szanse "Zimnej Wojny" na Oscara
Reżyserka "W ciemności" nie spieszy się. Pozwala zatopić się w luksusie moskiewskich hoteli, a także dojmującej pustce ukraińskich wsi. I choć nie wszystko wygląda idealnie (zbitki montażowe z archiwalnymi wstawkami mogą nieco irytować i dezorientować), Tomasz Naumiuk potrafi wydobyć smutek ze śnieżnobiałych krajobrazów.
Ten film można podzielić na dwie części. Pierwsza wpisuje się w nurt obyczajowy: Jones przybywa do Moskwy, poznaje nowych ludzi, zyskuje sprzymierzeńca w postaci Ady Brooks (Vanessa Kirby). Drugiej blisko do dokumentalnej optyki. Zatopieni w ciepłych barwach bezpiecznych miejsc wśród oficjeli zostajemy wrzuceni w chłód bezkresnego śniegu. Pomimo tego, że wędrówka Jonesa nie ocieka w niebywałe zwroty akcji, reżyserka umiejętnie buduje napięcie. Sprawia, że chce się trzymać kciuki za powodzenie młodego dziennikarza. Duża w tym zasługa perfekcyjnego Jamesa Nortona, który skutecznie przedstawia dwie postawy – aktywisty i biernego obserwatora.
"Obywatel Jones" to wielkie skromne kino. Agnieszka Holland nie tworzy filmu pod publiczkę. Oddaje ducha czasów, nie sili się na monumentalne inscenizacje, choć wiele w jej filmie perełek. Zachwyca przepychem prywatek Duranty przywodzących na myśl szaleńcze opętanie. Przeraża surowością ukraińskiej zimy i ludzkim zobojętnieniem na wszechobecną śmierć.
Film Holland pełen jest kontrastów i opozycyjnych postaw, ale żaden z bohaterów nie wyrusza na barykady. To wyważona opowieść o dążeniu do prawdy, tworzeniu historii bez pompatycznego zadęcia i nachalnej pochwały moralnej postawy. Reżyserka "Pokotu" pokazuje klasę, wraca do formy i unika politycznej polemiki. To film na światowym poziomie, do którego będzie chciało się wracać, by spokojnie zagłębić się w opowiadane niuanse.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.