Berlinale 2019: Festiwal dobiegł końca. Nie zabrakło odniesień do polityki
Podczas festiwalu francuska aktorka skomentowała sytuację polityczną w Polsce. "Polacy powinni zmienić swój rząd" - powiedziała Catherine Denevue.
17.02.2019 | aktual.: 18.02.2019 11:22
Motywem, który często powtarzał się w produkcjach prezentowanych w Konkursie Głównym, była rodzina z jej wadami i zaletami. Twórcy zwracali uwagę na rozpad więzi ("System Crasher", "I was home, But", "The Ground beneath My Feet"), kryzys tożsamości ("Synonyms"), rolę mediów w ujawnianiu prawdy ("Obywatel Jones") czy mroczne rejony ludzkiej duszy ("The Golden Glove", "By the Grace of God", "Öndög").
W kinach trudno było szukać przełomowych produkcji, a cały festiwal z powodzeniem można uznać za przeciętny, jednak Berlinale można pochwalić za coraz bardziej skuteczne wprowadzanie parytetów. W Konkursie Głównym znalazło się 7 filmów wyreżyserowanych przez kobiety i 8 przez mężczyzn. Na 398 filmów obecnych na festiwalu prawie połowa była zrealizowana przez kobiety. W porównaniu do Cannes, które kuleje w tej dziedzinie, Berlin wyrasta na prawdziwego orędownika kobiecej siły w przemyśle filmowym. I choć to, co działo się na ekranie powinno być najważniejszym wydarzeniem festiwalu, najbardziej zapamiętane zostaną polityczne deklaracje i zawirowania.
Festiwalowy przegląd Konkursu Głównego rozpoczynał się 17 filmami, lecz w trakcie imprezy został uszczuplony o jedną pozycję. Produkcja "One second" w reżyserii chińskiego twórcy Zhang Yimou została wycofana z konkurencji. W oficjalnym komunikacie można było przeczytać, że powód decyzji twórców stanowiły problemy techniczne podczas postprodukcji. Można jednak stawiać sobie pytania, na ile interweniował chiński rząd, przeciwko któremu był wymierzony film Yimou. Również Catherine Denevue postanowiła zabrać głos w politycznej sprawie. Wraz z Lechem Wałęsą była zaproszona jako gość na wydarzenie Cinema for Peace. Podczas imprezy na pytania prasy odnośnie sytuacji w Polsce odpowiedziała: "Polacy powinni zmienić swój rząd."
Oprócz polityki i protestowania przeciwko więzieniu przez rosyjski rząd filmowca Olega Sencova, sporo kontrowersji wywołało zakwalifikowanie do Konkursu Głównego filmu "Elisa i Marcela" Isabel Coixet w całości wyprodukowanego przez platformę streamingową Netflix. Niemieckie kina studyjne wyraziły głośny sprzeciw przeciw pokazywaniu na festiwalu filmów, które nigdy do kina nie trafią, a będą świecić triumfy w internecie. Trudno się dziwić kiniarzom, ponieważ liczba widzów w arthousach drastycznie spada. Trzeba jednak przyznać rację samej reżyserce, która na konferencji prasowej podkreślała, że jej film także trafi do kin. Co więcej zauważyła, że więcej niż ponad połowa filmów prezentowanych w trakcie festiwalu nigdy nie doczeka się szerszej dystrybucji. Platformy vod to doskonała szansa, by zaprezentować różnorodne kino widowni na całym świecie.
Tegoroczny festiwal był wyjątkową edycją głównie ze względu na odchodzącego dyrektora festiwalu, Detera Kosslicka, który przewodniczył filmowej imprezie od 2001 roku. Kosslick od kilku lat borykał się z zarzutami, że z przeglądu, który miał być imprezą zaangażowaną politycznie i społecznie, uczynił miejsce blichtru i glamouru, sprowadzając coraz więcej gwiazd. Od czerwca sterty przejmie 47-letni Włoch Carlo Chatrian, a wspierać go będzie dyrektor zarządzająca Holenderka, Mariette Rissenbeek. Od tego momentu niezależni twórcy z całego świata będą mieli większe szanse, by znaleźć się w programie festiwalu.
W 2019 r. Złoty Niedźwiedź powędrował do Nadav Lapid za "Synonyms", a Srebrne Niedźwiedzie trafiły w ręce Francoisa Ozona za film "By The Grace of God". Nagroda specjalna Alfreda Bauera za film, który otwiera nowe perspektywy znalazła się w dłoniach Nory Fingscheidt reżyserki "System Crasher". Najlepszym reżyserem została Angela Schanelec ("I Was at Home, But"). Nagrody aktorskie powędrowały do Azji: Yong Mel i Wang Jingchun. Doceniono scenariusz filmu "Piranhas".