"Bodies Bodies Bodies". Trup ściele się tu gęsto. Berek w ciemnościach staje się piekłem
Oto impreza, jakiej nie przeżył nikt. Dosłownie. "Bodies Bodies Bodies" wywraca slashery do góry nogami, także dzięki brawurowym rolom ulubieńca plotkarskich portali Pete'a Davidsona i znanej z "Kolejnego filmu o Boracie", wschodzącej gwieździe Marii Bakalovej.
Tytuł nie kłamie - trup faktycznie ściele się tu gęsto i chętnie, choć pytaniem ważniejszym od tego, kto zabija, jest to, kto przeżyje. Bo mimo że "Bodies Bodies Bodies" korzysta ze schematu przerobionego przez gatunek aż do znudzenia, to narracyjnie i strukturalnie nie jest slasherem per se, skupia się bowiem wyłącznie na ofiarach. To raczej perwersyjna komedia pomyłek, może nawet i lekki kryminałek, lecz horrorem jest tylko nominalnie.
Nie jest to zarzut, bynajmniej, jako że mamy do czynienia z interesującym i eklektycznym dziełem śmiało folgującym sobie z naszymi przyzwyczajeniami aż do eksplozywnego, zaskakującego finału. Kolejne krwawe sceny nie są tutaj poprzetykane gonitwami przez ciemny las nad mrocznym jeziorem, tudzież próbami odparcia tajemniczego mordercy, ale pełnymi wzajemnych pretensji rozmowami młodych ludzi, którzy uderzyli mocno łbem o mur życia.
"Bodies Bodies Bodies" - zwiastun
Zaczyna się tak, jak slasher zacząć się powinien, czyli na imprezę do domu na odludziu na ostatnią chwilę dojeżdżają imprezowiczki, Sophie i Bee (rola Marii Balakovej znajduje się na przeciwnym biegunie niż ta z "Borata"). Pierwsza z nich to dziewczyna z problemami, która ledwie wyszła z odwyku i próbuje poukładać swoje sprawy do kupy. Druga to imigrantka z naszej, tej chłodniejszej części Europy, outsiderka niepasująca do świata amerykańskich bogaczy, gdzie klasa wyższa średnia jest tą z kompleksami.
Na miejscu są już klasyczne niemalże postacie z horroru, czyli milczący przystojniak, obrażona na cały świat zołza, upalony śmieszek (Pete Davidson raz jeszcze udowadnia, że jest kimś więcej niż tylko facetem Kim Kardashian) i flirciara.
Za oknami rozpętuje się huragan, ekipa przenosi się do środka, a kiedy gaśnie światło, pada pomysł rozpoczęcia tytułowej zabawy, swoistego berka po ciemku, przy czym goniący, którego tożsamość pozostaje sekretem, jest ciągle ten sam, a złapany, na niby, umiera. Ale, czego idzie się domyślić, rozpieszczeni i rozpuszczeni chłopcy i dziewczęta zaczynają ginąć naprawdę.
"Bodies Bodies Bodies" przez cały czas bawi się pytaniem, kto z owej grupy może zabijać niedawnych przyjaciół, ale jest to jedynie pretekst do impulsywnego dialogu, do wykrzyczenia duszonych od dawna emocji, do wytknięcia innych palcem. Częstokroć są to, zgodnie z przyjętym założeniem, tak zwane problemy pierwszego świata. Przykładowo, jednej z koleżanek nie podoba się podcast drugiej, o co tamta się złości - przynajmniej pozornie.
Pod owymi trywialnymi drobnostkami kryją się bowiem pokłady niepewności i lęku, z którymi bohaterowie nie potrafią się uporać. Gwałtowne śmierci, które przez całą noc przydarzają się z niepokojącą regularnością, są istnym katalizatorem refleksji i prowadzą do przemyśliwań, na jakie żadne z nich zapewne nigdy nie zdobyłoby się w innych okolicznościach. Oto, chciałoby się powiedzieć, ich chwila prawdy.
Lecz przy tym wszystkim mowa jednak o filmie niepozbawionym niezłego humoru, głównie sytuacyjnego. Często, z uwagi na przyjętą konwencję, smoliście czarnego, nastawionego jednak na nerwowe podśmiechujki pod nosem, a nie na przeponowy rechot.
"Bodies Bodies Bodies" wymyka się klasyfikacjom gatunkowym niekiedy może i na swoją zgubę, bo bywa, że farsa, rozgrywająca się pod dachem okazałej letniej posiadłości, częstymi zmianami tonu albo odziera film z jego okazjonalnej powagi, albo odbiera mu quasi-komediowe zacięcie, albo tępi gatunkowe ostrze. Nie wynika to z reżyserskiego niezdecydowania, to przemyślana ścieżka, która potrafi jednak prowadzić na manowce.
Ale to i tak coś więcej niż tylko udana próba przemyślenia slashera, to zastosowanie skonwencjonalizowanego do bólu schematu fabularnego do osiągnięcia zupełnie innego celu niż te wyjściowo założone przez horror. A to już coś.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" narzekamy na aferę w popularnym programie TVN-u i załamujemy ręce nad brakiem "Rolnika". Ale to nie wszystko! Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.