Odchodzi legenda. Rodzina zadecydowała za Bruce'a Willisa
Córka Bruce'a Willisa poinformowała o tym, że jej ojciec cierpi na afazję, w związku z czym przechodzi na emeryturę. Choć aktor grywał ostatnio w wyjątkowo kiepskich filmach, nie chcemy jeszcze się z nim żegnać. Zasłużył na lepszy koniec kariery.
Mój ojciec był zapalonym kolekcjonerem filmów, które nagrywał z telewizji na VHS. Pośród dziesiątek, a może i nawet setek tytułów przeważały filmy religijne, westerny i kino akcji. Choć do większości z tych filmów nigdy nie wracaliśmy, było kilka tytułów, które oglądaliśmy w kółko, aż do "zjechania" taśmy. Jednym z nich była "Szklana pułapka". Mimo że mogliśmy oglądać ją w każdej chwili, nigdy nie przełączaliśmy na inny kanał, gdy była emitowana w telewizji. Mogę śmiało powiedzieć, że wychowałam się na "Szklanej pułapce". Trudno, bym nie miała emocjonalnego stosunku do Bruce'a Willisa.
Dlatego informacja o końcu jego kariery zasmuciła mnie, choć ostatnie lata obfitowały w złe i bardzo złe produkcje z udziałem aktora. Ale ja mam w pamięci te role, za które trudno go nie kochać.
W dzieciństwie namiętnie oglądałam "Na wariackich papierach" i choć dziś niewiele z tego serialu pamiętam, duet, jaki stworzyli Bruce Willis i Cybill Shepherd, wywarł na mnie spore wrażenie. Prywatnie aktorzy się nie znosili i często dochodziło między nimi do kłótni na planie. Może właśnie dzięki temu udało im się stworzyć tak magnetyczny i ikoniczny duet. Rola w tym serialu poskutkowała tym, że aktor dostał rolę w "Szklanej pułapce". Choć twórcy nie pokładali w aktorze wielkich nadziei, wszyscy inni odmówili udziału w produkcji. Sylvester Stallone, Harrison Ford, Mel Gibson, Arnold Schwarzenegger, Clint Eastwood, Robert De Niro, Richard Gere, Charles Bronson, Burt Reynolds oraz Don Johnson – wszyscy odrzucili tę rolę. I bardzo dobrze, bo czym byłaby "Szklana pułapka" bez Willisa?
Bruce Willis kończy karierę. Rodzina poinformowała o chorobie
Ten film jest jak "Kevin sam w domu" – wszyscy go kochają i oglądają najczęściej w święta. Bo przecież "Szklana pułapka" to film świąteczny. Dla Bruce'a Willisa był to początek wielkiej kariery, a dla widzów nowy rodzaj bohatera kina akcji. Willis ze swoją raczej przeciętną urodą stworzył postać zwyczajnego gościa, który przypadkiem znalazł się w centrum szalonych i niebezpiecznych wydarzeń. Widzowie pokochali w tej postaci jej zwyczajność i sarkazm, który posłużył bohaterowi do skanalizowania szoku związanego ze znalezieniem się w niewiarygodnej sytuacji. Teksty wypowiadane przez Bruce'a Willisa mają dziś status kultowych.
Kultowy jest też "Pulp Fiction", o którym nie sposób tu nie wspomnieć. U Tarantino Willis miał okazję wykazać się komediowym talentem i autoironią. Wcielił się w postać Butcha Coolidge'a, boksera, który otrzymuje sporą sumę za celowe przegranie walki. Nie dotrzymuje jednak umowy i pokonuje swojego przeciwnika. Butch z jego złotym zegarkiem odziedziczonym po ojcu to kolejna kultowa kreacja na koncie Willisa.
Koniec lat 90. to "Szósty zmysł", kolejna świetna produkcja z Bruce'em Willisem w roli terapeuty próbującego pomoc kilkuletniemu chłopcu obdarzonemu zdolnością widzenia zmarłych. Ten bodaj najlepszy film w dorobku Shyamalana to połączenie filmu psychologicznego z horrorem, który bawi się narracją i jednym twistem wywraca całą historię do góry nogami. Gdy Bruce Willis opowiadał w wywiadach o tworzeniu swojej postaci, mówił, że było to wyjątkowo trudne zadanie – musiał bowiem zapomnieć o kluczowej kwestii, która w filmie ujawniona jest dopiero pod koniec: że jego bohater nie żyje. Wyszło świetnie, bo prawdopodobnie niewiele osób przewidziało taki zwrot akcji. Ale kreacja Willisa nie ogranicza się do oszukiwania widzów. Aktor stworzył empatyczną, inteligentną postać, która sama musi poradzić sobie z życiową traumą. A relacja, jaką tworzy z małym pacjentem momentami chwyta za gardło.
Willis zagrał w wielu blockbusterach, odgrywając rolę twardziela ratującego świat, a przynajmniej jakąś jego część. Ale współpracował też z uznanymi reżyserami. Wspominani Tarantino i Shyamalan zapraszali go do swoich produkcji więcej niż jeden raz. Willis zagrał też w "Piątym elemencie" Luca Bessona, świetnych "12 małpach" Terry'ego Gilliama czy w "Kochankach z księżyca" Wesa Andersona. Moim zdaniem tyle w zupełności wystarczy, by stać się ikoną popkultury.
Die Hard: Yippee Ki Yay
A że popkultura ma różne oblicza – również to z etykietą "klasa B" – nie każdy aktorski wybór Willisa był trafiony. Występy w kiepskich produkcjach zdarzały się aktorowi w trakcie całej kariery. Niektóre okazywały się hitami kasowymi, jak "Armageddon", inne były finansową klapą ("Hudson Hawk") i niosły ryzyko pogrzebania kariery Willisa.
Ostatnie lata jego kariery są oceniane surowo. Aktor grywał w wielu nędznej jakości produkcjach. Doszło nawet do tego, że dostał osobną kategorię antynagród Złote Maliny "najgorszy występ Bruce'a Willisa w filmie z 2021 r.", za co organizatorzy przeprosili po tym, jak dowiedzieli się, że aktor cierpi na afazję. "Na obronę Willisa można powiedzieć, że być może jego przedstawiciele nie powinni byli pozwolić mu na wykonywanie tak dużej ilości pracy w tak krótkim czasie", pisali. Ale co, jeśli Bruce Willis po prostu kocha grać?
Afazja, na którą cierpi aktor, jest zaburzeniem funkcji językowych, która może się pojawić na skutek guza mózgu lub po wylewie. W niektórych przypadkach da się ją leczyć. Cierpiał na nią Sławomir Mrożek, ale po kilku latach od udaru odzyskał panowanie nad językiem do tego stopnia, że napisał kolejną książkę.
Nie mam pojęcia, jaki jest stan zdrowia Bruce'a Willisa i czy jeszcze kiedykolwiek wróci do aktorstwa. Chciałabym jednak, aby miał szansę zakończyć swoją karierę w godny sposób. Choć osobna kategoria w Złotych Malinach brzmi poniekąd epicko, Willis zasłużył na więcej. Z pewnością zgodzą się ze mną ci, którzy oglądali go na VHS-ach w latach 90.