Destroyer: nic nie przygotuje was na taką rolę Nicole Kidman
Po kilku seansach na świecie "Destroyer" zawitał do Bydgoszczy na festiwal EnergaCamerimage. To pierwszy raz, kiedy mogliśmy zobaczyć w Polsce ten film. Oszpeconej twarzy Nicole Kidman długo nie zapomnimy.
Są aktorzy, którzy teoretycznie cały czas serwują widzom to samo. Te same emocje, ta sama mimika i wyraz twarzy. Nicole Kidman mimo wielu ciekawych ról praktycznie nigdy nie dostała tak wymagającej postaci. Mowa nie tylko o charakteryzacji, która może robić wrażenie. Wychudzona i oszpecona Kidman to pewnie najmocniejszy element "Destroyera". Żylasta szyja, na której skóra dramatycznie opina się przy każdym ruchu, sztucznie zdeformowane szczęka i nos – miały pokazywać widzom to, jak wiele razy były maltretowane przez bandziorów otaczających w pracy agentkę FBI.
I jeszcze te oczy - przekrwione po nocach w objęciach alkoholu i narkotyków, a do tego zapadnięte policzki z braku snu i normalnego życia pozbawionego ogromnego stresu. Nicole Kidman w tym filmie wygląda jak postać ze "Świtu żywych trupów". Niektórym może przypominać Micka Jaggera, który przeszedł na ciemną stronę mocy. Charakteryzacja jednak może sprawiać wrażenie, że oglądamy po prostu ubrudzoną aktorkę. Mało w tym autentyczności. I tu widz się nieco gubi, bo Erin się większość czasu nie wierzy.
Postać grana przez Kidman – Erin Bell, to agentka, którą poznajemy w momencie, gdy wracają do niej demony przeszłości. 17 lat wcześniej razem z Chrisem (Sebastian Stan) została zaangażowana do infiltracji gangu, którego przywódcą był tajemniczy Silas. Seks, alkohol, mnóstwo prochów i napady na banki były na porządku dziennym. Erin i jej partner mieli powstrzymać jeden z nich. Po latach Silas wysyła Erin wiadomość, a ta już wie, że musi znaleźć go i rozprawić się z nim na swoich warunkach. Krokiem zombie przemierza Los Angeles w poszukiwaniu byłych członków gangu, którzy mają doprowadzić ją do Silasa.
Zemsta jest jedyną siłą napędową w życiu Erin. Ba, nawet trudno mówić tu o życiu, bo bohaterka "Destroyera", jak już wspomniałam, przypomina raczej korpus bez ducha. Ale są momenty, gdy widzimy po prostu kobietę umordowaną żalem i poczuciem winy. Film Karyn Kusamy balansuje gdzieś na granicy kina akcji ze scenami napadów na bank, przepychanek w spelunach i policyjnego stylu życia z dramatem wypełnionym ogromną żałobą.
Ta żałoba wydaje się jednak zbyt przerysowana. 17 lat od tragicznych wydarzeń, które zaszły w życiu Erin, kobieta zapada się w sobie. Nie potrafi nawiązać normalnej relacji ani z byłym partnerem, ani z córką. Problemy rozwiązuje siłą lub za pomocą pieniędzy. Czego nie dopowie, to wymusi.
W "Destroyer" najbardziej przeszkadza to, jak reżyserka skrobie temat zaledwie po powierzchni. Nie wchodzi głębiej w mroczny świat głównej bohaterki. Ale trzeba przyznać – w zalewie filmów, gdzie niemal zawsze główny bohater musi zaskarbić sobie sympatię widza, potrzebowaliśmy kogoś tak odpychającego jak Erin. W tym brudzie jest jakaś świeżość i inne spojrzenie na kobiece postaci w kinie.
Film robiony jest przez kobiety: Karyn Kusamę i Julie Kirkwood, która odpowiadała za zdjęcia (Amerykanka gościła na festiwalu EnergaCamerimage pierwszy raz. I też pierwszy raz w Polsce). Dobra odmiana dla seksistowskiego spojrzenia co niektórych filmowców robiących kino akcji czy gangsterskie. "Destroyerowi" z technicznego punktu widzenia nic nie brakuje.
Co ciekawe, w scenach pokazujących wydarzenia z przeszłości Erin charakteryzatorom udało się sprawić, że Kidman wygląda młodziej i naturalniej niż w rzeczywistości. Nie ma śladu po nieruchomym czole i napompowanych chemią policzkach. To właśnie ta Nicole, za którą tęskniliśmy.
Nic nie przygotuje was na Kidman w takiej odsłonie. Świetnie, że ta aktorka wreszcie dostała rolę, w której mogła wykrzesać z siebie zupełnie obce jej emocje. Są sceny – jak ta, gdy Erin masturbuje byłego gangstera w zamian za informacje – po której zastanawiamy się, jak ona się na to zgodziła. Wygląda na to, że i Kidman znudziło się – dzięki Bogu – granie tej samej postaci. Jako zombie w żałobie wypada interesująco. Strach myśleć, czym teraz będzie chciała to przebić.