Maria, królowa Szkotów: tragiczne życie kobiety, po której w podręcznikach została tylko ścięta głowa
Dwie królowe, dwa kraje, dwie tragiczne historie i dwa pierwsze seanse na świecie filmu "Maria, królowa Szkotów". Pierwszy pokaz najnowszego filmu Josie Rourke odbył się w Hollywood, drugi w Bydgoszczy. Mega-produkcja, której nie mogliśmy ominąć.
Wszyscy wiemy, jak ta historia się kończy. Marię I Stuart widzieliśmy w wielu filmach. Pewnie każdy kojarzy, że to ta królowa, której obcięto głowę i generalnie w życiu nie miała najlepiej. Josie Rourke wie, jak historia oceniła życie szkockiej królowej i jak Maria została zapamiętana. Dlatego już w pierwszej scenie swojego filmu pokazuje, jak Maria kładzie głowę na szafocie i czeka na ścięcie. Tu nie będzie niespodzianek. Ale za to cały film "Maria, królowa Szkotów" to jedna wielka, pozytywna niespodzianka.
Rourke pokazuje życie królowej Marii I Stuart (w tej roli Saoirse Ronan)
w momencie, gdy ta wraca do Szkocji z Francji. Ma 18 lat i jest już wdową. Reżyserka oszczędza widzowi więc wielu tragedii, jakie działy się w dzieciństwie monarchini. A wystarczy przypomnieć, że Maria została królową Szkocji, gdy miała zaledwie 6 dni. Ba, już w pierwszym roku życia lordowie wybrali jej męża. I po latach jest tylko gorzej. Gdy wraca do Szkocji jako katoliczka, w kraju rządzi jej przyrodni brat – wyznający protestantyzm.
Część poddanych nie akceptuje władczyni, której wytykają brak moralności. Maria zagraża też angielskiej królowej – Elżbiecie I (Margot Robbie)
. Na obu dworach zaczynają się spiski – i to tak skomplikowane, że nikt by dziś nawet na to nie wpadł. I jak to mówią: życie napisało ten scenariusz. Elżbieta próbuje przekonać Marię do małżeństwa ze swoim pupilkiem – Robertem Dudleyem (Joe Alwyn), by móc ją kontrolować i zabezpieczyć przyszłość własnego tronu. Maria za to wybiera na męża lorda Darnleya (Jack Lowden), Anglika, katolika. Wszyscy wiedzą, że jeśli Maria będzie miała z nim dziecko, w przyszłości maluch będzie miał pełne prawo do angielskiego dworu.
"Maria, królowa Szkotów" to z całą pewnością najlepiej przedstawiona historia królowej, o której dziś mówi się, że miała najbardziej tragiczne życie spośród wszystkich monarchów. Rourke robi w jej stronę głęboki ukłon, bo pokazuje ją jedynie w pozytywnym świetle, pokazując, że zasługuje na pomniki, a nie tylko wzmiankę o obciętej głowie w podręcznikach historii.
Rourke zrobiła też coś niesamowitego. Pokazała, jak paskudnie w świecie lordów wyglądało życie dwóch królowych. Między Marią i Elżbietą tworzy się nietypowa relacja. Obie wiedzą, że życie codziennie próbuje je zniszczyć, a one muszą sobie jakoś radzić. Maria jest piękna, naturalna, ma powodzenie u mężczyzn, tron, wiernych (do czasu) lordów. Elżbieta – dyplomatycznie mówiąc – do urodziwych nie należy, nie chce wyjść za mąż, nie będzie miała dzieci. Obie, mimo wszystko, są osamotnione. Największe rywalki na wyspach mają... tylko siebie. Szanują się i spiskują przeciwko sobie – paradoks? To się nazywa polityka.
Film to majstersztyk. Jeden z niewielu, który w dość naturalistyczny sposób pokazuje życie sprzed setek lat. Być może w głównej mierze to zasługa Rourke, która nie zamierza ściemniać widzom, jak to kolorowo żyło się na dworze. Królowa miesiączkuje, uprawia seks, rodzi w dość spartańskich warunkach, jest gwałcona przez męża.
"Maria, królowa Szkotów" nie zawodzi, jeśli chodzi o kreacje aktorskie. Saoirse Ronan wypada doskonale. Hipnotyzuje, gdy patrzy się w te jej przekrwione oczy. A Margot Robbie, która dała się oszpecić do roli, jest właściwie nie do poznania. Królowa wiele chorowała, m.in. na ospę. Jej ciało było pokryte bliznami, co dobrze odwtorzono w filmie. Właściwie całą twarz pokrywały wglębienia jak po trądziku.
Szczególnie wypadają też sceny, w których królowa musi malować się bielą ołowiową. Ciekawostka: ona uważała to za kosmetyk, wszyscy inni za truciznę. I to właśnie królowa nie miała racji. Im częściem używała farby, tym bardziej rozpadała się jej twarz. Robbie umalowana na biało z soczyście rudą peruką wygląda perfekcyjnie. I przerażająco.
Mrówczą pracę wykonali przy tym filmie ludzie odpowiedzialni za charakteryzację. Drobne szczegóły pozwalają widzowi zanurzyć się w świat angielskich i szkockich lordów. I do tego przepiękne zdjęcia Johna Mathiesona, który przyjechał na festiwal Camerimage opowiedzieć o pracy nad filmem. Jak przyznaje, ze względu na warunki w terenie łatwiej było pokazać szkockie krajobrazy niż te w Wielkiej Brytanii. Co też widać, że Szkocja w filmie dominuje. Tak samo, jak Maria I Stuart dominuje nad Elżbietą I.
"Maria, królowa Szkotów" zaskoczy tych, którzy uwielbiają przyglądać się na ekranie politycznym rozgrywkom. Nie zawiedzie feministek, ani miłośników monumentalnych scen. Można spokojnie powiedzieć, że to hołd złożony nie jednej, a obu monarchiniom. Po tylu latach w końcu mamy film, na który zasługiwały.
Widzowie film w polskich kinach zobaczą dopiero 25 stycznia 2019 roku.
8/10