Dwie petardy w kinach. Największe przeboje 2023 r., posypią się Oscary
"Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" oraz "Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One" nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Czas ogromnej popularności Indiany Jonesa i Ethana Hunta już minął. Ich miejsce zajęła "Barbie" oraz "Oppenheimer". Filmy te staną się największymi kinowymi przebojami bieżącego roku.
Przed rozpoczęciem letniego sezonu w kinach, analitycy rynku kinowego wciąż bardzo wierzyli w sukces dwóch filmów wchodzących w skład bardzo popularnych, ale już dość leciwych franczyz. W prognozach "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" (seria z 42-letnim stażem w kinach) oraz "Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One" (27 lat na ekranie) na ogół stawiane były pośród pięciu największych przebojów bieżącego roku.
Tymczasem wiadomo już, że przygodowa produkcja z Harrisonem Fordem nie ma najmniejszych szans na zajęcie miejsca nawet w czołowej dziesiątce. Film akcji z Tomem Cruise’em też raczej się w niej nie znajdzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przypomnijmy, że "Poszukiwacze zaginionej Arki" stali się największym kinowym przebojem na świecie 1981 roku. "Indiana Jones i Świątynia Zagłady" okazał się bezkonkurencyjny w 1984 roku, zaś "Indiana Jones i ostatnia krucjata" w 1989 roku. Jedynie czwarta część przygód słynnego archeologa "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" (2008) nie znalazła się na czele światowego box office'u. Zajęła drugą pozycję, przegrywając z "Mrocznym rycerzem". Niestety, w ciągu ostatnich kilkunastu lat grono fanów Indiany Jonesa znacznie się zmniejszyło. Miejsce poza czołową dziesiątką "Artefaktu przeznaczenia" dobitnie o tym świadczy.
W ciągu czterech tygodni wyświetlania "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" zarobił na całym świecie 335 mln dolarów. "Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One" na przestrzeni niespełna dwóch tygodni zebrał 370 mln dolarów. Na końcową ocenę filmu z Tomem Cruise’em jeszcze chwilę poczekajmy (choć duży spadek wpływów podczas drugiego weekendu w USA nie pozostawia dużych złudzeń). Na pewno jednak nie znajdzie się on pośród największych przebojów 2023 roku i takich tytułów, jak "Super Mario Bros. Film" (1,35 mld dolarów wpływów na całym świecie), "Strażnicy Galaktyki: Volume 3" (844 mln dolarów), "Szybcy i wściekli 10" (705 mln dolarów). W przeciwieństwie do "Barbie"…
Film z Margot Robbie i Ryanem Goslingiem podczas premierowego weekendu zarobił w Stanach 155 mln dolarów. Jest to najlepszy rezultat otwarcia w tym roku, najlepszy w historii pośród filmów wyreżyserowanych przez kobietę i najlepszy pośród oryginalnych produkcji, tj. nie będących remakiem, sequelem czy częścią większej całości. Spektakularny sukces "Barbie" zaskoczył wszystkich. Owszem, spodziewano się, że stanie się dużym przebojem, ale wpływy z premierowego weekendu estymowano na 90-110 mln dolarów.
Sądzono również, że "Barbie" jest filmem adresowanym głównie do mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Tymczasem odniósł on także gigantyczny sukces na rynku zewnętrznym (za wyjątkiem krajów azjatyckich). W Meksyku (22,3 mln dolarów wpływów), w Brazylii (15,9 mln dolarów), Australii (14,6 mln dolarów) osiągnął najlepszy rezultat w historii pośród produkcji wytwórni Warner Bros. W sumie na całym świecie "Barbie" w ciągu premierowego weekendu zarobił aż 337 mln dolarów i bez wątpienia stanie się tytułem, którego wpływy przekroczą miliard dolarów.
"Barbie" to jednak niejedyny tytuł, który w tym tygodniu podbił publiczność. Tym drugim jest "Oppenheimer". Trzygodzinna produkcja, która otrzymała w Stanach wysoką kategorię wiekową R (osoby poniżej 17. roku życia mogą oglądać film jedynie pod opieką osoby pełnoletniej), zarobiła na całym świecie 174 mln dolarów. W Stanach wpływy sięgnęły 80 mln dolarów. Obraz Christophera Nolana już od kilku miesięcy uważany jest przez bukmacherów za faworyta przyszłorocznych Oscarów. Teraz, gdy został tak znakomicie przyjęty przez widzów i na wszystkich kontynentach zbiera znakomite recenzje, wydaje się być pewniakiem nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej.
Przypomnijmy, że film Christophera Nolana opowiada historię J. Roberta Oppenheimera, naukowca nazywanego w podręcznikach "ojcem bomby atomowej". Owszem, był on dyrektorem Projektu Manhattan (amerykański tajny projekt badawczy, którego celem było uzyskanie energii jądrowej i wykorzystanie jej do produkcji nowego typu broni), jednak jego historia pełna jest "zwrotów akcji". Po II wojnie światowej Oppenheimer był też głównym doradcą nowo utworzonej Komisji Energii Atomowej i używał swojej pozycji do walki na rzecz międzynarodowej kontroli energii atomowej oraz zapobiegania wyścigowi zbrojeń atomowych z ZSRR. Z powodu jego poglądów pozbawiono go dostępu do tajnych dokumentów państwowych w trakcie publicznego, politycznego procesu w 1954 r. Zrehabilitowany został dopiero kilkanaście lat później przez prezydenta Johna F. Kennedy'ego.
Za sprawą "Barbie" oraz "Oppenheimera" wpływy ze sprzedaży biletów w amerykańskich kinach podczas weekendu po raz czwarty w historii przekroczyły pułap 300 mln dolarów. Za oceanem dziennikarze nazwali ten fakt "fenomenem Barberheimera".
Przemysław Romanowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wybieramy się na wakacyjną podróż śladami hitowych filmów i seriali, zachwycamy się słoneczną Taorminą, przypominamy najbardziej wstrząsające odcinki "Black Mirror" i komentujemy nowy sezon show Netfliksa. A na koniec sprawdzamy, jak wypadł Marcin Dorociński w "Mission:Impossible". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.