''Dziewczyny do wzięcia'': Co dziś słychać u bohaterek kultowej komedii?

''Dziewczyny do wzięcia'': Co dziś słychać u bohaterek kultowej komedii?
Źródło zdjęć: © EastNews

Ten film znają wszyscy miłośnicy polskiej komedii. I choć powstał w 1972 roku, do dziś bawi kolejne pokolenia Polaków. 29 sierpnia minęła 41. rocznica premiery tego znakomitego filmu. Co było takiego niezwykłego w „Dziewczynach do wzięcia”?

Ten film znają wszyscy miłośnicy polskiej komedii. I choć powstał w 1972 roku, do dziś bawi kolejne pokolenia Polaków. 29 sierpnia minęła 41. rocznica premiery tego znakomitego filmu. Co było takiego niezwykłego w „Dziewczynach do wzięcia”?

Cała akcja komedii Janusza Kondratiuka toczy się w trakcie zaledwie jednego dnia. Sobota. Tylko wtedy dziewczyny są rzeczywiście do wzięcia. Przyjeżdżają z małych podwarszawskich miejscowości do stolicy, aby się trochę rozerwać, poczuć atmosferę „wielkiego świata” i przede wszystkim poznać fajnych chłopaków – w zamyśle:* przyszłych mężów.*

Z tej pozornie błahej historyjki powstała jedna z najzabawniejszych (choć był to humor gorzko-ironiczny) polskich komedii, a piosenkę „Pieski małe dwa” śpiewali kiedyś absolutnie wszyscy!

Na sukces ten ogromny wpływ miał także wybór głównych bohaterek „Dziewczyn...”. Co ciekawe, tylko jedna z nich była zawodową aktorką. Dwie pozostałe trafiły do filmu zupełnym przypadkiem, prosto z ulicy.

Chcecie wiedzieć, jak dziś wyglądają i co porabiają „dziewczyny do wzięcia”? Zapraszamy do naszej galerii.


1 / 11

PRL w pełnej krasie

Obraz
© EastNews

„Dziewczyny do wzięcia” bawią dziś tak samo, jak w latach 70., choć może z nieco innych powodów.

Tytułowe prowincjonalne, niezbyt ładne i niezbyt rozgarnięte panienki przyjeżdżają do Warszawy, aby spotkać się z umówionymi wcześniej chłopcami. Ci jednak nie pojawiają się na miejscu. Trzeba więc znaleźć innych, bo wypad na łowy do stolicy będzie stracony. Dwaj nowi amanci pojawiają się już w okolicach dworca, jednak bohaterki – kierując się żelazną zasadą, że porządne dziewczyny nie zawierają znajomości na ulicy – dają się poderwać dopiero w kawiarni.

„Poderwać” to jednak zbyt duże słowo. Młodzi adoratorzy, stylizujący się na wykształconych światowców, okazują się tak samo skrępowani i nieporadni jak dziewczęta, nie mają pomysłu na „randkę”, więc zamawiają jedynie kolejne porcje kremu sułtańskiego, co będzie miało opłakane skutki.

Z niezręcznej sytuacji ratuje ich kolega, kelner z własnym mieszkaniem, który zaprasza wszystkich do siebie. A tam – już wiadomo – „si bą, si bą”.

2 / 11

Klątwa złotego zęba

Obraz
© EastNews

Ewa Szykulska, jedyna zawodowa aktorka spośród głównych bohaterek komedii, była w tamtym czasie żoną reżysera „Dziewczyn...”, Janusza Kondratiuka (później para się rozwiodła). Uznawana wówczas za jedną z najładniejszych i najbardziej powabnych polskich artystek, nagle musiała zagrać brzydką, nieatrakcyjną dziewczynę. Jak jej się to udało?

Pamiętacie zapewne, że jej bohaterka, znana jako „dziewczyna pracująca na poczcie”, miała kilka uroczo wypełnionych złotem ubytków w uzębieniu. Jak możemy się dowiedzieć z książki Macieja Łuczaka „Chyba już jesteśmy w chmurach”, koronki te notorycznie spadały jej z zębów, zdjęcia musiały być więc przerywane, a cała ekipa na kolanach szukała "cennych rekwizytów".

3 / 11

Ewa Szykulska dziś

Obraz
© ONS.pl

Zanim Ewa Szykulska zagrała w „Dziewczynach do wzięcia”, wystąpiła już w takich przebojach, jak m.in. „Hydrozagadka” czy „Jak zdobyć pieniądze, kobietę i sławę”.

I choć także później mogliśmy ją podziwiać m.in. w „Potopie”, „Karierze Nikodema Dyzmy”, dwóch częściach „Vabanku”, „Seksmisji”, a w 2010 roku w głośnej „Matce Teresie od Kotów”, to i tak znacznej części młodszego pokolenia widzów kojarzy się główne z raczej przeciętnym serialem „Lokatorzy” i jego późniejszym (jeszcze gorszym) spin-offem „Sąsiedzi”.

4 / 11

Jak Maklakiewicz i Himilsbach

Obraz
© Zespół Filmowy Pryzmat

Jak już wspomnieliśmy, Szykulska jako jedyna z trójki „dziewczyn” była prawdziwą aktorką.

Dwie pozostałe odtwórczynie głównych ról zostały nimi z przypadku, a występ w tej komedii był dla nich pierwszym zetknięciem się z kamerą.

Zostały nawet okrzyknięte najsłynniejszym kobiecym duetem polskiego kina, podobnie jak dwaj inni naturszczycy Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach.* O kim mowa?*

5 / 11

Ucieczka przed ''zboczeńcami''

Obraz
© EastNews

Pierwszą z nich była Ewa Pielach (dziś Ewa Pielach-Mierzyńska), czyli filmowa Pućka. Zanim trafiła przed kamerę, była zaopatrzeniowcem biurowym w Polmozbycie.

W jednym z wywiadów, udzielonym kilkanaście lat temu dziennikowi Życie, tak opisywała swoje pierwsze, dość zaskakujące spotkanie z twórcami „Dziewczyn do wzięcia”:

- Szłam po długopisy, których akurat nie było, a tu zaczepia mnie na ulicy dwóch facetów: że oni są z filmu, szukają nowych twarzy, za rogiem mają taksówkę. Jeden się przedstawił – Kondratiuk. I ciągną mnie do tej taksówki. Myślę sobie – zboczeńcy. Nigdzie nie poszłam, uciekłam na przystanek. Krzyknęli za mną, żebym przyjechała jutro do wytwórni filmowej na Chełmską. Pojechałam na tę Chełmską. Patrzę – rzeczywiście stoi kilkadziesiąt dziewczyn. Kazali nam nauczyć się na pamięć notatki z Życia Warszawy, z kroniki kryminalnej. Po czterech godzinach wkuwania, jak przyszła moja kolej, stanęłam przed kamerą i ze strachu wszystko zapomniałam. Mówię: „Panowie, kogoś zabili, ktoś tam uciekł i dajcie wy mi święty spokój”. Myślałam, że mnie z miejsca wyrzucą, a oni siedzą zadowoleni i się śmieją. Podobno robiłam głupie miny i dlatego zaangażowano mnie do filmu „Dziewczyny do wzięcia”.

6 / 11

Pućka dziś

Obraz
© EastNews

Ewa Pielach-Mierzyńska z zaopatrzeniowca stała się więc aktorką.

Po „Dziewczynach do wzięcia” zagrała także w kolejnych filmach Janusza Kondratiuka: „Wniebowziętych”, „Głowach pełnych gwiazd”, „Czy jest tu panna na wydaniu” oraz „Małej sprawie”. Na planie trzech pierwszych z nich spotkała się ponownie z koleżanką z „Dziewczyn...”Reginą Regulską.

W ostatnich latach panią Ewę możemy oglądać głównie w bardzo epizodycznych i wręcz trzecio-, jeśli nie czwartoplanowych rolach w kilku popularnych serialach, m.in. w (zdjętej już z anteny) „Plebanii”, „Barwach szczęścia” czy „M jak miłość”.

Wciela się w nich jednak głównie w role salowych, kioskarek czy woźnych, więc trzeba mieć naprawdę dobre oko, żeby ją wypatrzyć.

7 / 11

Dziewczyna, która nie lubiła kremu

Obraz
© EastNews

Była też oczywiście trzecia bohaterka „Dziewczyn do wzięcia” – ta, która nie lubiła kremu sułtańskiego. Wcielała się w nią Regina Regulska. Jakim sposobem trafiła do filmu?

Pani Regina w tamtym czasie pracowała w Spółdzielni Ogrodniczej w Piasecznie, tam też chodziła do szkoły wieczorowej. Jak możemy przeczytać we wspomnianej już książce Macieja Łuczaka, zupełnie przypadkiem znalazła się ona wraz z koleżanką w Domu Kultury w Piasecznie akurat w dniu, kiedy Janusz Kondratiuk przeprowadzał casting wśród uczniów miejscowego liceum.

Obie dziewczyny także zostały przesłuchane, jednak – w przeciwieństwie do swojej znajomej, która ze stresu nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa – Regulska wypadła przed kamerą bardzo dobrze. Trzy dni później otrzymała telegram,* że została zaangażowana do filmu.*

8 / 11

Nie każdy chce być aktorem

Obraz
© Zespół Filmowy Pryzmat

Po wcieleniu się w rolę jednej z głównych bohaterek „Dziewczyn do wzięcia”, Regina Regulska zagrała w kilku innych, wspomnianych już wcześniej filmach Janusza Kondratiuka, a także w telewizyjnych obrazach „Jej portret” i „Historia pewnej miłości”. Później zerwała z karierą aktorską.

Z książki „Chyba już jesteśmy w chmurach” możemy dowiedzieć się, że pani Regina pracuje dziś w zupełnie innej branży – jako księgowa w znanym laboratorium kosmetycznym Dr Ireny Eris w Piasecznie.

9 / 11

Film bez scenariusza?

Obraz
© Zespół Filmowy Pryzmat

O tym, jak trudna musiała być praca obu dziewcząt (nie mających wcześniej żadnej styczności z grą aktorską) na planie komedii Kondratiuka, może świadczyć chociażby fakt, iż był to film kręcony bez sztywnego scenariusza. Reżyserowi zależało bowiem na maksymalnej naturalności i autentyzmie zarówno postaci, jak i dialogów.

W cytowanym w książce Łuczaka wywiadzie dla Życia Ewa Pielach wspominała m.in. sytuację, w której to miała zagrać scenę ostrej kłótni z Reginą Regulską. Sęk tkwił w tym, że obie panie bardzo się lubiły i jakoś żadna nie mogła wykrzesać z siebie choć odrobiny agresji. W tym momencie reżyser wszedł na plan i wymierzył swojej żonie, Ewie Szykulskiej, siarczysty policzek.

Tak oburzyło to Ewę Pielach, że puściła mu „soczystą wiązankę”, co zostało utrwalone na taśmie. Dopiero później okazało się, że cała sytuacja została przez małżeństwo ukartowana, aby wydobyć z niej emocje.

10 / 11

Genialna improwizacja

Obraz
© Zespół Filmowy Pryzmat

Inną sytuacją z cyklu „genialna improwizacja” była kultowa już scena z kremem sułtańskim.

Janusz Kondratiuk zapytał mnie, czy lubię krem. A ja mu na to, że uwielbiam. Postawił mi dwie porcje. Potem, już podczas kręcenia zdjęć, zjadłam trzecią. Wówczas reżyser, stojący za kamerą, zaczął mi pokazywać, co mam zagrać; chodziło o to, że mnie zemdliło i już więcej nie mogę wziąć kremu do ust. Kondratiuk machał rękami, a ja nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić, jak się zachować, żeby był ze mnie zadowolony. Wreszcie się z tego wszystkiego rozpłakałam. Okazało się, że o to mu właśnie chodziło– wspomina w „Chyba już jesteśmy w chmurach” Macieja Łuczaka Regina Regulska.

11 / 11

Jan Himilsbach babcią klozetową

Obraz
© EastNews

W „Dziewczynach do wzięcia” zagrało także wielu innych znakomitych aktorów. Warto wskazać tu m.in. na (niewymienionego co prawda w czołówce) Zbigniewa Buczkowskiego, dla którego również była to pierwsza większa filmowa rola.

Wcielił się on oczywiście w kelnera-bajeranta z własnym mieszkaniem,któremu jako jedynemu udaje się zaciągnąć jedną z dziewczyn do pokoju (przypomnijmy, że reszta uczestników zabawy w skrępowaniu rozwiązywała w tym czasie... szaradę anagramową).

Być może niewielu z was pamięta, że w komedii tej występował również inny znany naturszczyk – Jan Himilsbach. Zagrał w nim... babcię klozetową. Podobno był tak niezadowolony (to akurat łagodne określenie) z charakteryzacji do roli, że aż musiał „odstresować się” w pobliskiej kawiarni „Poziomka”.

Tak właśnie kręciło się kiedyś polskie komedie. Pytanie więc, dlaczego wychodziły znacznie lepsze, niż te współczesne... (al/gk)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (60)