''Fala'': Katastrofa, która może wydarzyć się jutro. Norweski kandydat do Oscara w kinach od 25 grudnia
Od lat na zboczach fiordu Geiranger pojawiają się szczeliny, które systematycznie się pogłębiają. Naukowcy nie mają wątpliwości, że pewnego dnia dojdzie do gigantycznego osunięcia stoków. Jak będzie wyglądał ten dramatyczny dzień pokazuje film „Fala” , który wchodzi do kin 25 grudnia. Skandynawska superprodukcja przekonuje, że piekło może wydarzyć się nawet w raju i jest ciekawą propozycją na święta, które przecież nie zawsze są sielanką.
Kilka lat temu świat wstrzymał oddech, gdy fala tsunami uderzyła w wybrzeże Tajlandii. Niemożliwe stało się faktem. Dziś fala może uderzyć w innej części naszego globu - zaledwie 2000 km od północnych granic Polski. Podobny scenariusz czeka Norwegię. Gigantyczna ściana wody dorównująca wielkością drapaczom chmur zmyje wszystkie domy w miejscowościach Hellesylt, Geiranger i Tafjord.
"Fala" to thriller katastroficzny, opowiadający o mieszkańcach małego, położonego w okolicach norweskiego fiordu miasteczka. Grupa geologów odkrywa, że jedna z gór tworzących fiord grozi osunięciem się do morza, co spowoduje utworzenie się stumetrowej fali, która zaleje całe miasteczko. Spektakularne efekty specjalne i wbijająca w fotel akcja to największe atuty tego thrillera.
- Fala została zrobiona zgodnie ze sprawdzonym amerykańskim przepisem na kino katastroficzne. Przez pierwszą połowę widzowie czekają na katastrofę, przez drugą oglądają jej skutki. Trzeba przyznać, że Norwegom udało się stworzyć przekonujący obraz katastrofy na miarę superprodukcji zza Oceanu. Po obejrzeniu filmu nikt nie mą wątpliwości, że piekło może wydarzyć się nawet w norweskim w raju – mówi Łukasz Knap, krytyk filmowy Wirtualnej Polski.