"Gra o tron" sezon 7 odcinek 1: Wreszcie! Warto było czekać? Przeczytajcie recenzję
Kilka morderstw, kilka nowych sojuszy i... Ed Sheeran. Czy warto było zarwać noc dla premiery nowego sezonu "Gry o tron"?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Nie da się ukryć, że premiera 7 sezonu "Gry o tron" to telewizyjne wydarzenie roku. Cały świat wstrzymywał oddech w oczekiwaniu na nowe odcinki, na które przyszło czekać ponad rok. Co pokazali nam producenci? Przede wszystkim w premierowym odcinku narobili nam smaku. Jak można było przewidywać, pierwszy odcinek to podsumowanie tego, co się działo i wprowadzenie w to, co nas czeka w tym sezonie. Podsumowano najważniejsze wątki i nakreślono przyszłość kluczowych bohaterów, jednak odcinek przebiegał bez fajerwerków - na co pewnie niektórzy liczyli. Niemniej chyba nikt nie będzie czuł się zawiedziony tym, co pokazało HBO. Przede wszystkim możemy być zadowoleni, że polska premiera odbyła się równo ze światową - czasy, kiedy byliśmy w tyle i na serialowe nowości trzeba było czekać, na szczęście minęły. Każdy, kto zarwał noc i dotrwał do premiery o 3 nad ranem, dowiedział się z czym boryka się Jon Snow, gdzie w swojej podróży jest Daenerys, kogo aktualnie nienawidzi Cercei i na kim mści się Arya. Pierwszy odcinek to przede wszystkim przedsmak tego, co nas czeka przez najbliższe tygodnie. Wszystko wskazuje na to, że 7 sezon będzie sezonem wojny, nie miłości. Czekają nas spektakularne bitwy, co z pewnością ucieszy fanów efektów specjalnych. Każdy z roszczących sobie prawa do korony i tronu otoczony jest wrogami ze wszystkich stron, a o sojusze trudniej niż do tej pory - głównie dlatego, że większość oczywistych sojuszników została wybita w poprzednich sezonach. Dlatego też poznajemy nowych bohaterów - Euron Greyjoy, który marzy o krwawej wojnie i poślubieniu "najpiękniejszej kobiety świata" z pewnością odegra jedną z najważniejszych ról w tym sezonie. Jeśli wierzyć zapowiedziom, ma być gorszy niż Joffrey i Ramsey Bolton razem wzięci.
Co nas zaskoczyło?
Oprócz nowego bohatera również kilka innych momentów było szczególnych Już możemy się domyślać, jak bardzo ciężko będzie walczyć z Innymi - co prawda widzieliśmy ich jedynie przez chwilę, ale już wiemy, że po pierwsze jest ich niezliczona rzesza, po drugie - mają olbrzymy-zombie. Również smoki, na które wszyscy przecież czekamy, widzieliśmy jedynie przez chwilę, jednak jedno jest pewne - mocno urosły. Cercei powinna się bać. Fani dostali też smaczek w postaci piosenki zaśpiewanej przez... Eda Sheerana, który wcielił się w rolę jednego z wojaków. Niestety, wokalista nosi zbroję Lanistera, a spotkał na swej drodze Aryę, więc trudno mu wróżyć dłuższe życie w serialu.
_**Co się wydarzyło w 1 odcinku 7 sezonu "Gry o tron"? Uwaga - spojlery!**_
Scenarzyści postawili na mocne wejście - pierwszy odcinek zaczął się sceną uczty u Freyów. Arya Stark (Maisie Williams)
dokonała kolejnego aktu krwawej zemsty, zostawiając salę pełną martwych ludzi ze znamiennymi słowami "północ pamięta". Brandon Stark (Isaac Hempstead Wright) wreszcie dotarł do muru. John Snow (Kit Harington), król północy, szykuje się do najważniejszej bitwy - z Innymi, ale musi też pamiętać o bliższych wrogach - Cercei (Lena Headey) wzywa Jona do zgięcia kolan i uznania jej jako królowej 7 królestw. Królowa, z Jaimiem (Nikolaj Coster-Waldau) i Górą u boku, rozpoczyna sojusz z Euronem Geyjojem (Pilou Asbæk). A niewątpliwie ma czego się obawiać, bo Daenerys Targaryen (Emily Clarce), z Tyrionem Lanisterem (Peter Dinclage), Varysem (Conleth Hill), armią i - przede wszystkim - smokami - dopłynęła wreszcie na Smoczą Skałę. Oby kolejne odcinki nie zawiodły oczekiwań rozpalonych przez ten pierwszy!
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.