I jeszcze jeden, i jeszcze raz...
Estetycznie film jest wręcz odpychając, co okazuje się być bardzo interesującym i niezapomnianym zabiegiem formalnym. Jest brudno i śmierdzi, a aktorzy zaprezentowani w takich warunkach są znakomici! Nielinearna narracja filmu wywołuje uczucie rauszu i znakomicie podkreśla stan w jakim prezentowani są bohaterowie.
Nareszcie jest! Polscy widzowie czekali ponad rok na kolejne dzieło Wojciecha Smarzowskiego. Na początku 2013 roku "Drogówka" zachwyciła publiczność i krytyków potwierdzając tym samym rangę Smarzowskiego, jako jednego z najlepszych twórców swoich czasów. Wymawiając nazwisko reżysera, Polacy wciąż mają w pamięci "Różę" czy "Dom zły", które niekwestionowanie należy wymieniać jednym tchem zaraz przy zeszłorocznym hicie. Nikt nie ma wątpliwości - autor "Wesela" to już marka, unikatowa jakość w polskim kinie, z której możemy być dumni. Teraz po jakże niedługim, ale i tak pełnym wyczekiwania czasie, Smarzowski przedstawia jeden z najbardziej osobistych filmów w swojej karierze - "Pod Mocnym Aniołem". Niestety, z bólem serca stwierdzam, że jest to też jego najsłabszy obraz.
Na początku należałoby podkreślić, że Wojciech Smarzowski nie stracił nic ze swojego kunsztu, bezlitosnej obserwacji polskiej codzienności, dużej dawki humoru i znakomitej narracji. "Pod Mocnym Aniołem" to jak najbardziej dobre kino, które warto doświadczyć, wyciągnąć z niego wnioski i zakodować w pamięci. Niemniej jest to opowieść o alkoholizmie, w której reżyser z każdą minutą prezentuje coraz to obrzydliwsze oblicze upadku człowieka. Portret, a raczej portrety, które jawią nam się na dużym ekranie są szokujące i niewątpliwie poruszający, jednak na tyle specyficzne, że nie każdy fan twórczości Smarzowskiego wyjdzie z kina usatysfakcjonowany.
Ich wymiociny, stany deliryczne i dramatyczne, na wpół świadome historie przeżywamy nad wyraz sugestywnie, podobnie zresztą jak wszystkie produkcje, za którymi stoi talent Smarzowskiego. Jednak jest jedno "ale". W przypadku filmu "Pod Mocnym Aniołem" może okazać się, że zabraknie widzom... dramaturgi.
Filmowe stadium alkoholika to doskonała arena na prezentację talentów rodzimych aktorów. Robert Więckiewicz po raz kolejny udowodnił, że w polskim filmie nie ma sobie równych. Dla mnie odtwórca roli Jerzego, za sprawą swojego ostatniego występu, trafił do grona najwybitniejszych i najbardziej charakterystycznych aktorów na świecie. Kinga Preis zaprezentowała jedną z bardziej szokujących postaci w swojej karierze. Na długo po wyjściu z kina nie można zapomnieć wyrazu jej twarzy. Na szczególną uwagę zasługuje również Iwona Wszołkówna, która już dawno temu powinna zagościć na pierwszym planie kinowych produkcjach. No i znakomity, jak zawsze, Andrzej Grabowski. Najnowszy film Smarzowskiego warto zobaczyć również ze względu na obsadę. Niecodzienny popis aktorskiego kunsztu.
Szkoda tylko, że brak napięcia, tak charakterystycznego w twórczości autora "Domu złego", sprawia, iż "Pod Mocnym Aniołem"nie wybija się na tle jego dotychczasowych dokonań. Wręcz przeciwnie - po wyjściu z kina z sentymentem wspominamy "Drogówkę", co jeszcze bardziej podkreśla jej sukces. Smarzowski rozpuścił swoich widzów. Skoro jest najlepszy, to oczekujemy najlepszego, a "Pod Mocnym Aniołem" jest jedynie dobrym filmem zrealizowanym w nietypowy sposób.