Indonezyjska masakra pięścią i tasakiem
Krwawa jatka i uczta dla sadystów czy kampowy pastisz filmów akcji? Po trosze jedno i drugie. „The Raid” *Garetha Evansa to niemal dwugodzinny maraton efektownych sztuk walki w brutalnej, energetycznej wersji, okraszonych seriami z karabinów maszynowych i strugami obficie lejącej się krwi. Do tego „większe niż życie” dialogi, znaczące, teatralne spojrzenia i moralny dylemat głównego bohatera... Wygląda na to, że Steven Seagal ma duchowego brata. Jest młodszy, szczuplejszy, przystojniejszy, mniej oldschoolowy a bardziej cool. Nazywa się Iko Uwais i gra w „The Raid” główną rolę.*
19.05.2012 19:27
To film, który nie trafi do każdego widza. Fanów „nawalanki” w amerykańskim stylu może rozczarować próba psychologizacji postaci, która sprawia, że mimo niezwykle dosadnej, przypominającej gry komputerowe warstwy wizualnej, w historii pojawia się ślad wahania, subtelności. Z kolei tych, którzy spodziewają się nowocześniejszej powtórki „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”, „Raid” przerazi. To naprawdę mordercze, mocne doświadczenie tylko dla najtwardszych zawodników.
Ciekawie rozegrana jest kwestia budowania napięcia poprzez konsekwentne wykorzystywanie przestrzeni. Akcja rozgrywa się w wieżowcu, po którego kolejnych piętrach wspina się ekipa komandosów z jednostki SWAT, mająca odbić mafijne centrum zarządzania, usytuowane na samym szczycie. Zamknięcie buduje duszną, klaustrofobiczną atmosferę, która świetnie komplementuje generującą krew, pot i łzy akcję. Wielopiętrowy budynek przypomina piekło, z jego kolejnymi kręgami. Pokonując każdy poziom, bohaterowie są bliżej sedna, ale jednocześnie zaciska się wokół nich pętla niebezpieczeństwa. Budynek, który mają zdobyć, staje się pułapką niemal bez wyjścia, więzieniem pełnym przypadkowych zagrożeń i nieprzewidzianych utrudnień. Jest jak labirynt, gdzie jedna zła odpowiedź na zagadkę może zabić.
„Raid” jest filmem, który albo „kupuje się” w stu procentach, wczuwa się w niego i daje mu się prowadzić, albo nie ma się z niego żadnej przyjemności – może poza kiwaniem z podziwem głową w reakcji na nowoczesne, spektakularne choreografie scen walki. Dla niektórych polubienie „The Raid” będzie misją niemożliwą. Jednak pewne jest, że oczy części widzów zaświecą się po seansie jak drogocenne kamienie. Ci będą sobie powtarzać pełni ekscytacji: „Mamy nowy kultowy film”.