"Jak wytresować smoka": twoje dziecko będzie zachwycone
"Jak wytresować smoka" zabiera widzów w zapierającą dech w piersiach podróż. To najmłodsi widzowie powinni zdecydować, czy warto się w nią wybrać. Starsi mogą mieć dość silne déjà vu.
Aktorskie wersje uwielbianych produkcji animowanych stały się w ostatnich latach bardzo popularne. Studia filmowe, licząc na pewny sukces, chętnie sięgają po znane i lubiane historie, by opowiedzieć je na nowo, a to, czego nie da się zagrać, dorysowują w CGI. Ku niezadowoleniu starszej widowni, która z ogromnym sentymentem podchodzi do takich klasyków, jak "Księga dżungli" i niemal jak świętokradztwo traktuje wygenerowane cyfrowo zwierzęta bardziej przypominające coś na kształt skrzyżowania gry komputerowej z safari niż uwielbiane kreskówkowe postaci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na te filmy czekamy. Szykują się prawdziwe hity
Twórcy aktorskiej wersji "Jak wytresować smoka" mieli o tyle łatwiej, że nie musieli bazować na "prawdziwych" smokach – z oczywistych powodów. W dodatku do smoków na ekranie przyzwyczaiło nas już wiele innych produkcji, jak "Hobbit", "Gra o tron" czy "Harry Potter". Gdy więc w filmie dla dzieci bohaterowie stają oko w oko z bestiami, wcale nie wygląda to dziwnie i naprawdę trudno się czepiać, że smokom brakuje uroku ich animowanych poprzedników.
Bohaterem "Jak wytresować smoka" jest wiking Czkawka, grany przez Masona Thamesa. Nastolatek jest chuderlawym Wikingiem, żyjącym w wiosce regularnie atakowanej przez smoki. Jego klan od lat z poświęceniem (kończyn i energii) walczy z latającymi bestiami, a honorem jest zabicie intruza. Czkawka początkowo aspiruje do bycia pogromcą smoków, chcąc zaimponować ojcu i pięknej, odważnej Astrid (Nico Parker), jednak jego budowa ciała i wrażliwa natura mu w tym nie pomagają. W końcu zamiast zabić w ramach inicjacji smoka, zaprzyjaźnia się z jednym z nich, uważanym za najgroźniejszego. Powoli poznaje jego naturę i zwyczaje, by w końcu go dosiąść i pomóc mu obronić się przed jeszcze większą bestią. To jednak nie spodoba się przywiązanemu do tradycji, walecznemu klanowi Wikingów.
Twórcy wersji aktorskiej zaserwowali widzom w zasadzie dokładnie tę samą opowieść, którą już dobrze znamy. Można się czepiać, że zabrakło tu innowacji w scenariuszu. Z drugiej strony, skoro poprzednia wersja wypadła tak dobrze, może rzeczywiście należało ją po prostu przepisać.
To, co twórcom filmu wyszło naprawdę dobrze, to plenery. Zdjęcia kręcono m.in. w Irlandii (czyli tam, gdzie sporą część "Gry o tron") oraz na Wyspach Owczych. Lokacje są po prostu przepiękne, a sceny, w których bohater lata na swoim smoku, podrasowane w CGI, dosłownie zapierają dech w piersi.
Opowieść o Czkawce to mądra historia, która mówi o tym, że wrażliwość i otwartość to cenne cechy, które w odróżnieniu od przywiązania do tradycji (zwłaszcza tych szkodliwych), mogą zmieniać świat.
Ale czy warto ją opowiadać jeszcze raz, zaledwie 15 lat po premierze pierwszej wersji? Można się o to spierać - jak w przypadku każdej aktorskiej wersji animowanego filmu. Jednak osoby, które były dzieciakami w 2010 r. dziś już są dorosłe. A kolejne pokolenie czeka na filmowe wrażenia. Zatem ocenę, czy było warto kręcić "Jak wytresować smoka" na nowo, powinniśmy zostawić najmłodszym widzom. A ci podczas kinowego seansu śmiali się, komentowali rozemocjonowani to, co działo się na ekranie, a z sali wychodzili przeszczęśliwi. I chyba o to właśnie chodzi.
Sekta i "Syreny" wśród hitów Netfliksa, mocne sceny w "I tak po prostu", genialne "Mountainhead" i wielka wojna gigantów w kinach. Co dzieje się w "Mission Impossible" i ile tam Marcina Dorocińskiego? O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: