Jan Nowicki: Sybaryta, egocentryk, kłamca. Aktor skończył 75 lat
Postać w polskiej branży nietuzinkowa. Jan Nowicki, obchodzący 5 listopada 75 urodziny, zasłynął bowiem nie tylko jako aktor wybitny. Jego cięty język i szczere do bólu wypowiedzi przysporzyły mu wielu wrogów. On jednak nigdy nie zamierzał robić niczego pod publiczkę.
Kochany i znienawidzony
Bez wahania, jeśli tylko uznaje, że na to zasłużyli, krytykuje swoich kolegów po fachu, również tych cenionych, o których wszyscy wypowiadają się z pełnym bojaźni szacunkiem. Nikomu nie daje taryfy ulgowej.
Sybaryta, egocentryk, kłamca – mówiła o nim Anna Seniuk. Kazimierz Kutz wyśmiewał się z jego nieśmiałości. Kobiety kochały go i nienawidziły. Biografia Jana Nowickiego to materiał na film. I to nie jeden.
Ucieczka z domu
Urodził się w Kowalu, miasteczku w województwie kujawsko-pomorskim. Miał szyć buty, ale bronił się ze wszystkich sił przed przejęciem ojcowskiego zakładu.
Gdy skończył 13 lat, wyjechał z domu, by jak najszybciej zacząć „dorosłe” życie i samodzielnie podejmować wszelkie decyzje.
- Poszedłem do różnych szkół, kopalń, fabryk, pracy, i na dobrą sprawę już nie wróciłem – dodawał w Rzeczpospolitej.
Wszystko, byle nie wojsko
Twierdził, że nigdy nie chciał być aktorem, a do łódzkiej filmówki trafił w zasadzie przez przypadek.
- Poszedłem do szkoły teatralnej, żeby nie iść do wojska – mówił w Gali.
Na studiach nie wytrzymał długo – wyrzucono go bowiem za „nieumyślne zalanie akademika”. Wtedy, bojąc się, że wezmą go do wojska, zaczął pracę w kopalni.
- Ale wróciłem na pierwszy rok – dodawał. - Na drugim roku mój kolega z roku Krzysztof Kumor powiedział, że najlepiej ze wszystkich zagrałem scenę w „Widoku z mostu”. Serce stanęło mi z wrażenia i od tego momentu zacząłem być aktorem. Zacząłem to, co się nazywa studiowaniem z samym sobą.
''Wstydzę się...''
Na ekranie zadebiutował w pierwszej połowie lat 60., sprawnie łącząc karierę filmową z występami na scenie. Ale aż do teraz nie potrafi odnaleźć się w tym zawodzie.
- Wstydzę się wyjść na scenę, wstydzę się większej ilości ludzi, nie bywam na premierach, cały czas się wstydzę – twierdził w Playboyu.
- Nigdy nie oczekiwałem, że będę aktorem, że tak długo będę aktorem i że będą chcieć mnie oglądać– kontynuował w Fakcie.
Dodawał też, że nie ma zawodowych marzeń.
- Aktor, który ma marzenia, jest kompletnym idiotą. Dlatego, że niespełnione marzenia męczą. Druga sprawa jest taka, że spełnione marzenia to jest sukces, a człowiek nigdy nie jest wystarczająco dorosły, żeby wiedzieć, co znaczy sukces.
''Spełniony aktor to idiota''
- Spełniony aktor to idiota, a ja idiotą nie jestem – twierdził, pytany o swój artystyczny dorobek.
Śmiał się, gdy nazywano go gwiazdą, i podkreślał, że nie uważa się wcale za wybitnego aktora. Dość krytycznie podchodzi też do rodzimej kinematografii...
- Po pierwsze w Polsce różnica między bardzo ważnym filmem a filmem kiepskim jest znikoma– dodawał, gdy pytano go, czy nie wstydzi się występów w paru słabych i zmiażdżonych przez krytykę filmach.
''Nigdy nie byłem amantem''
Nie mógł narzekać na brak powodzenia u kobiet. Panie szalały na jego punkcie, i to jeszcze zanim stał się aktorem wielkiego formatu. Nowicki oznajmiał jednak stanowczo w Gali:
Jak twierdził, podrywanie kobiet nie leżało w jego charakterze.
Mimo to jego życie uczuciowe było nader bujne, a aktor nader chętnie korzystał z zainteresowania kobiet.
- Dzieci kwiaty, wszyscy ze wszystkimi – opisywał w Playboyu swoją młodość. - Ale to nie było brudne, brało się z normalnej potrzeby organizmu. Do dziś uważam, że tamtym czasom towarzyszyła pewna niewinność. Nie myślało się o wiecznym potępieniu.
''Kobiety dopiero będą''
Przez jego życie przewinęło się wiele kobiet, choć wszystkie te krótsze i dłuższe romanse kończyły się, bez wyjątku, rozstaniem. Jednym z poważniejszych związków był ten z nieżyjącą już sprinterką Barbarą Sobottą (na zdjęciu).
- Byliśmy na basenie, z wody wyszła kształtna, duża kobieta. Ten miód zachodzącego słońca na jej pięknym ciele, niemłodym już... To była Barbara. Alfred Andrys nas przedstawił. Od razu zapomniałem o dziewczynie, która czekała na mnie w pokoju... Zaczęliśmy się spotykać, coraz częściej, a potem powstał z tego Łukasz, ale nigdy nie zamieszkaliśmy do końca razem – opowiadał o tym związku w Rzeczpospolitej.
- Ja w ogóle nigdy z nikim nie wybierałem się w życie, bo zawsze myślałem, że ono się jeszcze nie zaczęło. Wydawało mi się, że najważniejsze role, miasta, kobiety dopiero będą, nigdy – że są.
''Kiedy ktoś mi się podoba, nie podchodzę''
Ze związku z Ireną Paszyn urodziło się drugie dziecko aktora, córka Sajana. Paszyn poznał na plaży w Świnoujściu.
- Ale nie podszedłem, bo ja nigdy, kiedy ktoś mi się podoba, nie podchodzę – opowiadał w Rzeczpospolitej.
- Czekam. Rzeczywiście przyjechała do Krakowa z koleżanką, tylko coś za często się śmiała. Kręciłem wtedy we Wrocławiu, nomen omen, „Anatomię miłości", grałem, ona przychodziła na plan, ale byliśmy bardziej kumplami, a potem się to rozlazło. Aż wreszcie minął jakiś czas i do Klubu Dziennikarzy weszła Kasia, bo tak się na Irenę mówiło, zupełnie inna, jakby walec ją przejechał. Już nie ta cera, ubrana była w jakieś długie szmaty, nie uśmiechała się tak często, była bardziej nobliwa. Strasznie mi się to spodobało. Gdy przechodziliśmy obok sklepu, kupiłem jej fiołki, no i poszliśmy do jej domu. A potem pojawiła się Sajanka.
Bolesne banały
Kolejną ważną kobietą w jego życiu została Márta Mészáros (na zdjęciu), węgierska reżyserska. Poznali się, kiedy przyjechała do Polski, chcąc zatrudnić Nowickiego do swojego filmu. On ją obraził, ją to rozbawiło i wreszcie, chcąc nie chcąc, zauroczony inteligencją i poczuciem humoru reżyserki, pojechał za nią na Węgry.
Byli razem przez 30 lat, planowali nawet ślub, lecz zamiast o weselu, prasa zaczęła pisać o ich rozstaniu.
- Ona nadal jest w moim życiu, tylko w absolutnie innej konfiguracji. Po prostu nie mogliśmy dalej żyć ze sobą – komentował w Rzeczpospolitej. - Ale wchodzenie w szczegóły... Nie, chcę tego uniknąć, to są takie bolesne banały.
Żart przeznaczenia
Związek z Małgorzatą Potocką (na zdjęciu) nie był długi, ale za to burzliwy. Poznali się we Włoszech, na planie filmu „Wielki Szu” i już wtedy między nimi zaiskrzyło.Ich ścieżki jednak się rozeszły.
Pobrali się w 2009 roku, ale szybko pojawiły się plotki o kryzysie w ich małżeństwie. Para początkowo protestowała, a potem... ogłosiła rozwód. Nie rozstali się w zbyt przyjaznej atmosferze.
- Nie sądzę, żeby kobieta, dla której byłem piątym czy szóstym mężem, opatrzyła nasze rozstanie bólem. Nasz ślub był równie mało znaczący co rozwód – oznajmił ironicznie w jednym z wywiadów Jan Nowicki.
''Ja się nie nadaję do szczęścia osobistego''
Czy jednak faktycznie aktor traktował swoje związki tak lekko? Gdy w Gali wytknięto mu, że zawiódł wiele kobiet, odpowiadał:
Nie krył jednak, że rozstanie były dla niego bolesnym wydarzeniem.
- Ale są ludzie skazani na samotność – dodawał. - Jeżeli ja się ożeniłem po raz pierwszy po siedemdziesiątce, to naprawdę nie z wygodnictwa ani z perwersji, tylko z braku wiary, że ja się do tego nadaję. Giedroyc to kiedyś tak pięknie nazwał: "Ja się nie nadaję do szczęścia osobistego". Może kimś takim jestem ja? (sm/gk)