Janusz Chabior: To on 20 lat temu odkrył Tomasza Kota
- Dwadzieścia lat temu w Legnicy prowadziłem klub „Gońca Teatralnego”. Pojawił się tam niezwykle zdolny licealista o wzroście koszykarza – *Tomasz Kot. Już wtedy pomyślałem, że w Polsce rośnie wielki aktorski talent – wspomina Janusz Chabior. Dwie dekady od tamtych wydarzeń dawny mentor i uczeń spotykają się na planie wzruszającego "Żyć nie umierać". Nominowany do Złotych Lwów 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni obraz Macieja Migasa wejdzie na ekrany 28 sierpnia.*
- Każde spotkanie z Tomkiem to wielka frajda. To człowiek z inteligentnym poczuciem humoru, bardzo skupiony na swojej pracy. Współpraca z nim jest jak partyjka ping ponga. Gdy ma się dobrego partnera, to tę piłeczkę się świetnie odbija. Im trudniej tym lepiej. Zatem z Tomkiem toczymy sobie takie fajne singlowe pojedynki przy pingpongowym stole – śmieje się Janusz Chabior.
- Bardzo się cieszę, że miałam okazję pracować z Jasiem, człowiekiem, którego poznałem 20 lat temu w Legnicy. Kiedy byłem jeszcze w liceum, zamarzyłem o zostaniu aktorem, wstąpiłem do klubu teatralnego prowadzonego właśnie przez Janusza Chabiora. On był zjawiskiem, które nagle zaistniało na legnickiej scenie, nie był wtedy zawodowym aktorem, nie ukończył żadnej szkoły. Teraz obaj mieszkamy w Warszawie, dopadły nas wspomnienia, które dały nam rodzaj fantastycznej satysfakcji. W filmie jesteśmy równie blisko. Janusz czyli filmowy Żuk zawodowo zajmuje się pomaganiem ludziom, naprawianiem świata; gra terapeutę prowadzącego grupę wsparcia, do której dołącza mój bohater. Z Bartoszem łączy go szczególnie osobista relacja. Żuk ma bardzo duży wpływ na niego i decyzje, które podejmuje, zwłaszcza na tym pierwszym etapie, kiedy dowiaduje się o chorobie. Pojawia się zawsze, gdy przyjaciel go potrzebuje, gotowy, by podrzucić garść dobrych rad, takich sterowników, które pchają akcję do przodu – opowiada Tomasz Kot.