Joanna Kulig to "bogini kina". Amerykanie oczarowani naszą aktorką
21 grudnia "Zimna wojna", która znalazła się na skróconej liście oscarowej, trafi do kin w USA. Amerykanie oszaleją na punkcie Joanny Kulig – tak przynajmniej uważa dziennikarka portalu Vulture.
- Enigmatyczna bogini kina (nie przesadzam!), która jest równie biegła w aktorstwie, śpiewie i tańcu - typ z najlepszych czasów kina – rozpływa się April Wolfe.
Dziennikarka poczytnego portalu spotkała się z Kulig w Santa Monica. Rozmowa dotyczyła oczywiście "Zimnej wojny", Pawła Pawlikowskiego, ewentualnego Oscara, ale też życia prywatnego aktorki.
Wolfe przywołuje dzieciństwo Kulig, niełatwe początki i karierę. Aktorka opowiedziała jej o rodzicach (ojciec poeta, matka kucharka), nauczycielce, której powiedziała, że jest zazdrosna o jej głos ("Musisz być cierpliwa i dużo ćwiczyć"), i pierwszych niepowodzeniach ("siedziała na podłodze cała we łzach i zamierzała wrócić do domu").
W rozmowie pojawiają się też kwestie związane z "Zimną wojną" i rolą Zuli.
- Jak Zula. Byłam silna, ale niespokojna – mówi dziennikarce Kulig, która nie ukrywa, że w młodości była rozchwiana emocjonalnie.
- Prowadziliśmy wiele rozmów z Tomaszem [Kotem - red.] o naszych dziadkach. Nie było nic w sklepach, nie mogli podróżować. Miałam 6 lat, kiedy skończył się komunizm. Moja babcia chowała chleb na wypadek, gdyby przyszła kolejna wojna – mówi Amerykance Kulig.
Z ust aktorki pada też wymowne zdanie: "Być Polakiem [...] to znaczy mieć nadzieję na przyszłość, jednocześnie kontemplując ból przeszłości".
Można więc powiedzieć, że to kolejny wywiad, z którego nie dowiadujemy się w zasadzie niczego nowego. Jednak nie zapominajmy o jednej rzeczy. To artykuł w poczytnym i wpływowym portalu. A Kulig zrobiła na dziennikarce piorunujące wrażenie.
April Wolfe nie tylko nazywa ją "enigmatyczną boginią kina". Padają także słowa o "magnesie, który przyciąga uwagę każdego, kto na nią spojrzy" oraz wielkim talencie.
Głos dziennikarki Vulture nie jest odosobniony. Kulig zachwycały się też amerykańskie "Vogue" i "Vanity Fair". Więc nie, to nie jest nakręcanie medialnego hajpu. Na naszych oczach rodzi się prawdziwie międzynarodowa kariera.