Kenneth Branagh dla WP: "Marzyłbym o tym, aby nie mieć takiej historii w swoim życiorysie"
- W pewnym sensie wtedy skończyła się moja dziecięca niewinność. To był koniec mojego dzieciństwa. A zaczęło się od dźwięku, który przypominał odgłos roju pszczół - mówi w rozmowie z WP Kenneth Branagh. Razem z operatorem Harisem Zambarloukosem opowiadają o obsypanym nominacjami do Oscara filmie "Belfast".
Wywiad powstał podczas 29. edycji festiwalu ENERGACamerimage w Toruniu.
Magda Drozdek, WP: Czy to, że wasz "Belfast" jest czarno-biały sprawia, że historia jest bardziej uniwersalna?
Kenneth Branagh: Nie chciałem, aby film był jakąś moją indywidualną terapią. Gdybym czegoś takiego potrzebował, to bym tego nie pokazał światu. Chodziło o to, by z historią mogli utożsamić się inni ludzie. Dotykamy tematu migrantów i ich rodzin. Mówimy o tym, jak z dzieci nagle musimy stać się dorosłymi. O tym momencie, o którym w Biblii napisano, że "musimy wyzbyć się tego, co dziecinne" i to może być bolesne doświadczenie.
Kenneth, to jest twoja osobista historia. Pokazujesz, co przeżyła twoja rodzina w 1969 r., gdy Belfast ogarnęły zamieszki pomiędzy katolikami i protestantami. Haris, muszę w takim razie zapytać, jak się odnalazłeś w tym projekcie?
Haris Zambarloukos: Wiesz, jestem imigrantem z Cypru. Jestem częścią diaspory, pochodzę z małej wyspy. Z państwa, które też doświadczyło różnych wewnętrznych konfliktów. W mojej rodzinie jest miks wyznań. Na święta Bożego Narodzenia w domu zbierali się zawsze krewni Turcy cypryjscy, katolicy z Cypru i wszyscy świętowaliśmy razem. Dlatego ten konglomerat religijno-etniczny, o jakim opowiadamy w "Belfaście", bardzo we mnie rezonował.
Pierwsza scena "Belfastu" rozkłada na łopatki. Bunny nagle widzi tłum agresywnych, wściekłych ludzi, którzy chcą pozbyć się swoich sąsiadów z dzielnicy.
Kenneth: Mimo że to pierwsza scena filmu, to nagrywaliśmy ją znacznie, znacznie później. Chcieliśmy mieć pewność, że Jude Hill - nasz młodziutki aktor - będzie już czuł tę historię, i że będzie odpowiednio reagował na to, co działo się na planie. Dopiero po kilku tygodniach zdjęć mieliśmy wiarę, że on udźwignie tę scenę i będzie reagował na bieżąco na wydarzenia, byśmy my nie musieli za bardzo ingerować i powtarzać z nim w nieskończoność tej sceny.
Te kilka minut w 1969 r. zmieniło twoje życie, prawda?
Kenneth: Tak, zdecydowanie. Podczas pracy nad tym filmem, który przecież robimy dekady po tamtych wydarzeniach w Irlandii Północnej, zdałem sobie sprawę, że to był dla mnie przełomowy moment. W pewnym sensie wtedy skończyła się moja dziecięca niewinność.
To był koniec mojego dzieciństwa. Niedługo później zmieniło się moje miejsce zamieszkania, mój akcent, relacje w naszej rodzinie. A zaczęło się od dźwięku, który przypominał odgłos roju pszczół, a w rzeczywistości był to tłum ludzi, którzy wytoczyli wojnę sąsiadom.
Historia Irlandii Północnej jest skomplikowana. Nasza polska historia też. Myślę, że "Belfast" jest też o tym, co dzieje się u nas. Gdy politycy wykorzystują religię, by dzielić społeczeństwo.
Kenneth: Żyjemy w niebezpiecznych czasach, w których nikogo nie zachęca się do pogłębionej analizy, dyskusji i postawienia się w czyjejś sytuacji. Chcemy szybkich decyzji. Coś jest złe czy dobre? Brexit: tak czy nie? Wszystko sprowadza się do prostych pytań i płytkich odpowiedzi. W naszym filmie protestanci pytają rodzinę Buddy’ego: czy jesteście z nami, czy przeciwko nam? Nie można na to tak po prostu odpowiedzieć, co najlepiej podkreśla ojciec grany przez Jamiego Dornana, który bezsilnie stwierdza: "this bloody religion".
Co jest też poruszające to to, że w "Belfaście" pokazujecie traumatyczne wydarzenia z perspektywy dziecka. A dzisiaj dziesiątki dzieci przeżywają swoje traumatyczne chwile w innej części świata.
Kenneth: Marzyłbym o tym, aby nie mieć takiej historii w swoim życiorysie. Marzyłbym, by inne dzieci nie musiały przez coś takiego przechodzić. Niestety, ludzkość dalej doprowadza do takich sytuacji i jedyne, co możemy zrobić, to uczyć się i robić wszystko, by to się już nie powtarzało.
"Belfast" jest o rodzinnym dramacie. O konflikcie religijno-etnicznym, o politycznych przepychankach, które wywołują wewnętrzną wojnę w Irlandii Północnej. Ale widzowie będą zaskoczeni, jak lekki i zabawny jest wasz film.
Kenneth: W przypadku Irlandczyków humor jest jak taki klej, który wszystko trzyma razem. Czasem to naprawdę czarny humor. Pamiętam, jak jako dziecko podziwiałem pewnego znanego, wielkiego aktora i mówiłem, że chcę być jak on. A ojciec powiedział mi wprost: "On zapomniał, kim jest. Pamiętaj, aby zawsze pamiętać, skąd pochodzisz, a jak już się zapomnisz, to uderzaj w ludzi humorem". Nie wiem jak wy Polacy, ale my Irlandczycy, w trudnych momentach łakniemy humoru i czegoś lekkiego. Tak powstał "Belfast".
Wspaniale było usłyszeć na przedpremierowym pokazie "Belfastu" na EnergaCamerimage, że zainspirował was Paweł Pawlikowski i jego "Ida". Podobnie jak Pawlikowski, idziecie teraz po Oscary.
Kenneth: Moim zdaniem "Ida" to jeden z najwspanialszych filmów ostatnich 50 lat. Nawet nie policzę, ile razy widziałem ten film. Te czarno-białe, doskonałe kadry, ta historia, ta reżyserska odwaga i szokujące, mocne zakończenie, jakiego nie widziałem nigdy w żadnym innym filmie, a które zaskakuje swoją prostotą. Dla mnie to jest arcydzieło na każdym poziomie.
Haris: To jest film perfekcyjny w każdym calu. Intencja, jaka stała za robieniem tego filmu, była doskonała. To jest taki film, który daje nam, filmowcom poczucie, że chcielibyśmy do czegoś takiego aspirować. Rozbudza ambicje, ale dodaje też odwagi.
Kenneth: Każdy kadr, ustawienie postaci w nim to jest prawdziwa uczta filmowej poezji.
Haris: Gdy rozmawialiśmy o "Idzie", to za każdym razem Kenneth powtarzał: "hipnotyczna". W punkt.
A "Zimna wojna"?
Kenneth: Naj naj naj najlepsza. Oryginalna. Nie do podrobienia. Wspaniałe kino.
Przeczytałam taki komentarz o waszym filmie: "Wizualnie olśniewający, emocjonalnie wykańczający i wspaniale ludzki". Ja bym dodała: zrobiony przez przyjaciół.
Kenneth: Tak właściwie to zrobiło go wielu przyjaciół. Przez 15 lat ja i Haris zrobiliśmy razem 8 filmów i niemal przy wszystkich pracowaliśmy z tą samą ekipą. "Belfast" to historia o rodzinie i zdecydowanie ekipa, która tworzyła ten film, była dla siebie jak rodzina.