"Kobieta z…". Nastrojowe kino o transpłciowości
"Kobieta z…" daleka jest od publicystycznego zacięcia. Małgorzata Szumowska tworzy opowieść blisko bohatera. Z czułością i wrażliwością stara się oswoić temat, jakim jest transpłciowość. Subtelnie przeprowadza przez życie Anieli (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), pokazując jej drogę do akceptacji i zrozumienia siebie.
Małgorzata Szumowska potrafi opowiadać o skomplikowanych emocjach. Traktuje swoich bohaterów uczciwie, dając im przestrzeń do wyrażenia wątpliwości, poszukiwania nowych dróg i rozliczania z własnymi słabościami. Potrafi chwytać za serca ("Body/Ciało"), bywa wstrząsająca ("33 sceny z życia"), ale też refleksyjna ("Śniegu już nigdy nie będzie").
W "Kobiecie z…", która ujrzała światło dzienne na festiwalu w Wenecji, stawia z jednej strony na edukacyjny wymiar opowieści, a z drugiej na społeczne oswajanie tematu. Nie będzie tu przemocy, wyzywania i niezrozumienia, ale głęboka potrzeba akceptacji. To film potrzebny, wprowadzający transpłciowość do głównego nurtu, ale nie do końca spełniony artystycznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piękne zdjęcia Michała Englerta trochę romantyzują opowiadaną historię. Ciepłe barwy, miękkie światło i przyglądanie się z czułością twarzom bohaterów sprawiają, że polska prowincja wygląda wyjątkowo przyjaźnie. I choć zdarzają się bolesne komentarze i wykluczające zdarzenia, większość otoczenia Anieli wykazuje się dużą wrażliwością i otwartością.
Szumowska i Englert nie idą na skróty. Interesuje ich cały proces dojrzewania do bycia sobą i pokochania siebie. Zamykają fabułę w 45 lat, ale niepotrzebnie łączą drogę Andrzeja do bycia Anielą z polskimi losami. W tle widzimy PRL, Solidarność czy wizytę papieża. Historia rozgrywa się obok nas, pokazując zgodne społeczeństwo, które zmierza w stronę wolności. Pomysł sprawdza się na poziomie koncepcji, niestety razi przy wykonaniu. Choć nie jest podany łopatologicznie, przeszkadza w odbiorze całości.
W "Kobiecie z..." dziwi również kontekst Kościoła. O ile od lat duchowa instytucja, która powinna wyciągać pomocną dłoń w stronę bliźniego, odwraca się od społeczności LGBT+, u Szumowskiej i Englerta daje wsparcie i dach nad głową. Oczywiście nie wszyscy bohaterowie są krystalicznie czyści, ale to odwrócenie schematu pokazywania duchownych może zaskakiwać. Wciąż jednak księża nie spełniają swojej drogi duchowych przewodników, to siostry zakonne otwierają swój dom i serca przed zbłąkaną kobietą.
Reżyserzy w tej opowieści skupiają się na wielu sprawach i być może ten nadmiar trochę przeszkadza. Andrzeja (Mateusz Więcławek) poznajemy jako młodego mężczyznę, który tworzy szczęśliwy związek z kobietą. Iza (najpierw Bogumiła Bajor, potem Joanna Kulig) jest miłością jego życia. Wierna towarzyszka, ale też cicha obserwatorka, która nie walczy ze swoimi emocjami. Droga żony do odnalezienia się w nowej sytuacji jest niebywale intrygująca. Szkoda, że nie zajmuje więcej miejsca.
Do tego mamy wątek seksualnych eksploracji, spotkań ze społecznością osób transpłciowych, problemy z wymiarem sprawiedliwości - oprócz rozwodu i rozprawy w sprawie zmiany płci, Aniela ma proces karny. Dzieje się dużo i nie zawsze jest to potrzebne. Pojawiają się sceny, które niezamierzenie bawią i wzbudzają lekkie ciarki żenady jak np. prysznic z zakonnicami czy psychologiczne badanie, podczas którego Aniela ogląda erotyczne obrazki i zdjęcia.
Trzeba jednak przyznać, że Szumowska i Englert rzetelnie podeszli do tematu.Twórcy w prosty sposób starają się wytłumaczyć, na czym polega transpłciowość i z jakimi problemami muszą się zmierzyć osoby transpłciowe. W wiarygodności pomaga zatrudnienie przedstawicieli tej grupy społecznej do pracy przy produkcji zarówno przed, jak i za kamerą.
"Kobieta z…" będzie wzbudzać skrajne emocje. Nie jest to kino do końca spełnione. Sprawdza się jako film edukacyjny, ma w sobie elementy melodramatu i psychologicznej opowieści, ale czasami trąci banałem i łopatologią. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik tworzy postać pełną niuansów. Ucieka od tanich emocji. Wiele mówi gestem i spojrzeniem. Świetnie sprawdza się w relacji z Joanną Kulig. Obie mają w sobie pewną delikatność i wrażliwość, które doskonale korespondują z tą historią.
Szumowska z Englertem tworzą kino blisko człowieka, które czasami bywa zbyt obrazowe i banalne. Wciąż jednak potrafią w zajmujący sposób opowiadać o ludziach skonfliktowanych i wyrzuconych poza nawias społeczeństwa. "Kobieta z…" to film o miłości. Tej do siebie, ale i drugiego człowieka.
Małgorzata Czop dla Wirtualnej Polski