Krzysztof Ibisz: Tak zaczynał gwiazdor TV
Na scenie zadebiutował już rok wcześniej, jako Ryjek w „Śnie nocy letniej”. Zaraz potem zaproponowano mu angaż w warszawskim Teatrze Studio.
„Wiecznie młody” Krzysztof Ibisz w zasadzie nie znika z pierwszych stron magazynów plotkarskich. Wiele mówi się o jego walce o alimenty z byłą żoną, która chętnie pierze brudy publicznie, i problemach rodzinnych. Fotoreporterzy wciąż nie odpuszczają i śledzą 49-letniego Ibisza na siłowni, próbując odkryć, czy celebryta młodnieje faktycznie wyłącznie dzięki zdrowszemu trybowi życia, czy talentowi chirurga plastycznego.
W tym całym zamieszaniu mało kto pamięta, że zanim Ibisz został osobowością telewizyjną, był dobrze rokującym aktorem...
Zobaczcie, jak wyglądały początki jego kariery!
''Nie można nic robić byle jak''
Zaczął ambitnie – w 1988 roku ukończył studia na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Telewizyjnej, Teatralnej i Filmowej w Łodzi.
Na scenie zadebiutował już rok wcześniej, jako Ryjek w „Śnie nocy letniej”. Zaraz potem zaproponowano mu angaż w warszawskim Teatrze Studio.
- Przede wszystkim jest to zawód wymagający bardzo ciężkiej pracy. Ludzie sobie nie zdają sprawy ile trzeba włożyć wysiłku, talentu, nauki w każde wystąpienie, w każde pojawienie się na scenie... Nie można nic robić „byle jak”, od razu to widać – opowiadał w jednym z wywiadów o zawodzie aktora.
''To był mój pierwszy film''
Na małym ekranie zadebiutował w 1985 roku, w serialu „Żuraw i czapla”. Rok później otrzymał rolę w swoim pierwszym filmie, opartym na prozie Małgorzaty Musierowicz „ESD”.
- Byłem wtedy na pierwszym roku studiów i to był mój pierwszy film. Grałem w towarzystwie starszych kolegów ze szkoły Filmowej oraz zaangażowanych do "ESD" licealistów. Odkryłem wtedy specyfikę pracy w filmie, np. nie wiedziałem wcześniej, że zdjęć nie kręci się chronologicznie. Pamiętam, że sceny w szkole były w scenariuszu na początku i na końcu filmu, a w rzeczywistości wynajęto szkołę na trzy dni i nakręcono wszystko razem – wspominał.
Kolejne role
Pierwszą ważniejszą rolę otrzymał w 1988 roku w filmie „Desperacja”, dramacie historycznym Zbigniewa Kuźmińskiego.
Już w następnym roku młodziutki aktor zagrał w czterech kolejnych produkcjach - między innymi w „Lawie” Tadeusza Konwickiego, u boku bardziej doświadczonych kolegów.
W tym samym czasie pojawił się gościnnie w wielu polskich serialach, jak „Odbicia” czy „Gdańsk 39” (na zdjęciu).
''Wciągnęła mnie działalność polityczna i telewizja''
Mimo obiecujących początków – grywał przecież u wybitnych polskich reżyserów, Grzegorzewskiego, Hanuszkiewicza i Łomnickiego – postanowił zrezygnować z aktorstwa.
- Wciągnęła mnie działalność polityczna i telewizja – tłumaczył swoją decyzję w Dzienniku Gazecie Prawnej.
- Byłem posłem na Sejm I kadencji, współtworzyłem ustawę o radiofonii i TV, która regulowała rynek mediów. Potem pojechałem do Kanady studiować reżyserię filmową. Kiedy wróciłem, zacząłem przygotowywać felietony dla "5,10,15", wymyślać quizy do programów dla młodzieży. Wtedy autorka zapytała, kto je poprowadzi. Pytałem kolegów w Studio, ale nikt nie chciał się w nie bawić. Wtedy telewizyjne występy były obciachem. Aktorzy myśleli, że jak poprowadzą program dla młodzieży, przestaną dostawać poważne role. Wreszcie sam stanąłem przed kamerą i tak się zaczęło. Potem szybko wpadłem w wir telewizji, pojawiły się kolejne projekty. I już nie wróciłem na deski. Chociaż słabość do magii teatru została z lat łódzkiej Filmówki- wspominał Ibisz.
Tęskni za aktorstwem
Od tamtej pory na ekranach pojawiał się sporadycznie. Od czasu do czasu wystąpił w jakimś serialu lub przyjął niewielką rolę w filmie. W 2010 roku przemknął w „Fenomenie”, rok później pokazał się przez chwilę w „Wojnie żeńsko-męskiej”.
Jego ostatnim projektem jest krótkometrażówka „Przedtem, potem”. Na razie Ibisz nie wspomina nic o powrocie na ekrany, choć nie ukrywa, że tęskni za aktorstwem.
Cztery lata temu, po długiej przerwie, wrócił nawet na teatralną scenę w spektaklu „I tak Cię kocham”. Ale obecnego zajęcia porzucać nie zamierza.
''Te dwa światy się przenikają''
Twierdzi, że studia w PWST i doświadczenie aktorskie przydają się mu w jego obecnej pracy w telewizji.
- Aktorzy mają dobrą dykcję, świadomość ciała, głosu, gestu i przygotowanie do pracy z kamerą. Czyli to, co pomaga w telewizji. Ale przeszkadza, gdy aktor zaczyna grać. Niektórzy wypadają fatalnie, ponieważ są potwornie sztuczni i nie przyzwyczajeni do mówienia własnym tekstem. A kamera łapie każdy fałsz. Tu nie ma grania. Telewizja to szczera rozmowa z drugim człowiekiem – opowiadał w jednym z wywiadów.
- Staram się korzystać ze swoich umiejętności telewizyjnych w aktorstwie i na odwrót. Te dwa światy gdzieś się przenikają. (sm/gk)