Krzysztof Kiersznowski był nie tylko Wąskim. Miał bogaty dorobek filmowy
Dziesiątki ról filmowych, teatralnych i serialowych sprawiły, że Krzysztof Kiersznowski zapisał się w historii polskiego aktorstwa. Na przekór przeciwnościom wykonywał swój zawód do ostatnich dni.
Nie zapowiadało się, że Krzysztof Kiersznowski zostanie aktorem, ale przyczyniły się do tego dwie ważne kobiety w jego życiu - matka oraz pierwsza dziewczyna. W dzieciństwie był jąkałą, a jako nastolatek obracał się w nieciekawym towarzystwie.
- Moja matka od dziecka chciała być aktorką. Nie mogła, bo wybuchła wojna. Po wojnie poznała mężczyznę, z którym za szybko zaszła w ciążę. W 1950 roku urodziłem się ja i mama już o karierze aktorskiej nie myślała. Ale swoje marzenie na mnie przelała. W każdej rozmowie z koleżankami czy ciotkami padały jej słowa: "Mój Krzyś to będzie aktorem". Co było o tyle debilne, że ja się jąkałem. Po ojcu. Miał w swoim życiu parę ciężkich przesłuchań i po jednym zaczął się jąkać. Ale byłem ładnym chłopcem, o twarzy aniołka, którą okalały jasne, kręcone pukle. Jak miałem nie zostać aktorem? - mówił w wywiadzie dla "Vivy!".
Ojciec aktora był żołnierzem Armii Krajowej, który otrzymał order Virtuti Militari za udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie trafił do więzienia na kilka miesięcy. Nie odnajdywał się w rodzinnym życiu, rozstał się z matką aktora. Z kolei dziadek Kiersznowskiego ze strony matki, Sybirak Napoleon Banaszewski, w latach 50. został bileterem w kinie "Świt", dzięki czemu małoletni przyszły aktor często wkradał się na projekcje.
Oni odeszli w 2021
Gdy skończył 16 lat, młodego Krzysztofa ukształtowała pierwsza miłość. Dziewczyna odciągnęła go od kumpli z podwórka, którzy źle skończyli.
- To właśnie ta dziewczyna, nie mając o tym pojęcia, odciągnęła mnie od niebezpiecznego, jak się potem okazało, towarzystwa. Mogłem skończyć w więzieniu, a co najmniej w poprawczaku. Tylko dwóch nas się z tego podwórka uchowało - mój kolega, który został taksówkarzem, dziś już na emeryturze, i całkiem nieźle mu się powodzi, i ja - wspominał.
Kiersznowski przy pierwszym podejściu dostał się na łódzką filmówkę. Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu zagrał w filmach "Latarnik" i "Człowiek z marmuru" (oba z 1976 r.) i zdobył angaż w Teatrze Ochoty. Potem przyszły produkcje, które dały Kiersznowskiemu okazję do szlifowania rzemiosła pod okiem mistrzów - "Gorączka" Agnieszki Holland (1980) i pochodząca z tego samego roku "Śmierć komiwojażera" Kazimierza Karabasza w Teatrze Telewizji, w trakcie której mógł obserwować z bliska kunszt Tadeusza Łomnickiego – jednego z jego zawodowych mentorów.
Sporym przełomem w karierze aktora był "Vabank" (1980). Juliusz Machulski jako pierwszy dostrzegł komediowy potencjał Kiersznowskiego, którego obsadził w roli szopenfeldziarza Nuty.
Kolejny przełom przyniosły lata 90. Kiersznowski wystąpił w międzynarodowych produkcjach - "Ewangelii według Harry’ego" i "Doktorze Semmelweis". Zagrał u Grubera, Skalskiego, Ślesickiego, Zanussiego. Role te stanowiły preludium do udziału w prawdziwym hicie - "Kilerze" Machulskiego. Rola Wąskiego, człowieka "Siary", przyniosła mu ogromną popularność.
Po kreacjach komediowych prawdziwym testem dojrzałości zawodowej aktora była skrajnie wymagająca rola ojca w "Cześć Tereska". Kiersznowski zdał ten egzamin celująco (nagroda Orła) i jak się zdaje na dobre zerwał z wizerunkiem bandziora-niedorajdy. Swojego talentu dowiódł też jako odtwórca drugoplanowej roli przegranego życiowo fotografa w "Statystach" Michała Kwiecińskiego, z Anną Romantowską, Kingą Preis i Bartoszem Opanią. Kreacja przyniosła mu najwyższy laur na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych oraz nagrodę Orła.
Po trzydziestu latach od debiutu aktor doczekał się wreszcie pierwszoplanowej roli filmowej, wcielając się w tytułową postać "Ballady o Piotrowskim" Rafała Kapelińskiego (2007). Świetne recenzje zbierały też jego kreacje w "Boisku bezdomnych", "Ile waży koń trojański?", "Drogówce" czy "Pod Mocnym Aniołem".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Pomimo licznych sukcesów, nagród i sympatii widzów zdarzało się, że Krzysztof Kiersznowski wątpił w swój talent i sens wykonywania zawodu aktora.
- Dzisiaj już bym tego zawodu nie wybrał. Za dużo w nim niewiadomych. Czasami swojej decyzji żałowałem. Bywały miesiące naprawdę ciężkie. Wtedy myślałem sobie: "I po co?". Propozycje nie spływały, a ja nie miałem żadnych oszczędności, więc długo byłem na utrzymaniu żony. Zapożyczałem się. Jak gdzieś zagrałem, to oddawałem długi i znowu nie miałem pieniędzy. I tak w kółko. Jak miliony ludzi - wyznał w "Vivie".
W ostatnich latach życia aktor okazjonalnie występował na deskach teatru. Skupiał się na pracy w serialach: "Barwy szczęścia" oraz "Kowalscy kontra Kowalscy". Zmarł 24 października po walce z ciężką chorobą. Miał 70 lat.