Lech Rzegocki: incydent zaważył na jego dalszym losie. Był jednym z najpopularniejszych dzieciaków PRL-u
Lech Rzegocki był ulubieńcem Janusza Nasfetera, jednego z najlepszych reżyserów tworzących filmy o dzieciach i dojrzewaniu. Mówiono, że miał przed sobą wspaniałą karierę. Ale jego marzenia legły w gruzach, gdy odebrano mu główną rolę w "Historii żółtej ciżemki". Załamał się i praktycznie usunął się w cień.
Rodzina i przyjaciele wspominali go jako chłopca inteligentnego, mającego wiele pasji. Uwielbiał malować, czytać i pisać wiersze, fascynował się kinem. Wychowywał się w niezamożnej, ale kochającej rodzinie, pod opieką mamy, utalentowanej malarki, i babci.
Do filmu trafił jako10-latek. Bez trudu zachwycił Nasfetera, otrzymując rolę w "Małych dramatach" z 1958 roku. Była to dla niego szansa nie tylko na to, aby spełnić marzenie o aktorstwie, ale i pomóc mamie w podreperowaniu domowego budżetu. Później mignął w "Matce Joannie od Aniołów" Jerzego Kawalerowicza, dostał większe role w dwóch kolejnych filmach Nasfetera, "Kolorowych pończochach" oraz "Moim starym", i pojawił się u Wadima Berestowskiego w "Bitwie o Kozi dwór".
Na planie odnajdywał się bez problemu i spodziewano się, że młody Rzegocki będzie z powodzeniem kontynuował aktorską karierę. Jego siostra Ewa wspominała nawet, że rola w "Kolorowych pończochach" została napisana specjalnie dla niego.
- Leszek właśnie taki był, stawał w obronie słabszych, biednych dzieci – opowiadała w "Kulisach powiatu" i dodawała, że okres, kiedy jej brat grał w filmach, był dla niej niczym "piękna bajka". - Nasza rodzina nie należała do zamożnych. Nieraz bywałam z Lesiem i mamą w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi na ulicy Łąkowej. Tam właśnie zaczynała się owa bajka. Wszystko było takie piękne, dostojne, miłe i sympatyczne. Noclegi w hotelach kategorii "S", smakowite śniadania i obiady w stołówce i bufecie wytwórni. U nas często brakowało na chleb.
- Gra w filmach Janusza Nasfetera nie mogła sprawiać mu większych trudności, gdyż ekranowy świat wydawał się być jego światem. Dramaty młodych bohaterów przypominały mu własne, niełatwe życie pokolenia powojennego – dodawał jego kolega, Roch Antkowiak.
W rodzinnym Olesnie Rzegocki wkrótce stał się prawdziwą gwiazdą. W podstawówce organizowano wycieczki do kina na filmy z jego udziałem i chciano, by jak najczęściej występował w szkolnych przedstawieniach. Jemu samemu sława nie uderzyła do głowy. Pozostał chłopcem wrażliwym, sympatycznym i skromnym. Po powrocie z planu pilnie się uczył, starając się nadrabiać wszystkie zaległości. Pełen zapału, z niecierpliwością czekał na kolejne propozycje. I nagle pojawiła się życiowa szansa. Sylwester Chęciński chciał, aby Rzegocki zagrał Wawrzka w "Historii żółtej ciżemki". Niestety, nie miał w tej sprawie decydującego głosu, a inni w tej roli widzieli nastoletniego Marka Kondrata, syna popularnego polskiego aktora.
- Był dzieckiem artystów i doskonale wiedział, że ma coś odgrywać, a ja potrzebowałem przede wszystkim wdzięku i naturalności - mówił Chęciński, próbujący przeforsować kandydaturę Rzegockiego. Dopiero z czasem przekonał się do Kondrata i uznał, że dokonano słusznego wyboru.
Tymczasem nastoletni Lech bardzo ciężko przeżył fakt, że odebrano mu wymarzony angaż. Nagle stracił całe zamiłowanie do aktorstwa i usunął się w cień.
- Myślę, że ten mały incydent zaważył na jego dalszym losie i karierze filmowej – twierdziła jego siostra w "Kulisach powiatu". - Szkoda, byłby dobrym aktorem, miał wrodzony talent. Lata dziecięco-młodzieńcze brata pozostawiły po sobie piękne niezapomniane chwile w bajkowym świecie, ale nadszedł czas, kiedy musiał zadecydować, co dalej.
Po maturze wyjechał do Wrocławia, gdzie zaczął studiować fizykę. Tam poznał Marię, zakochał się, ożenił i świętował narodziny córeczki Anny, a kilka lat później syna Jarosława. Razem podjęli decyzję o wyprowadzce do Kluczborka. Rzegocki zaczął pracę w PZU, a potem w biurze geodezyjnym. Nie myślał o powrocie do kina. W wolnych chwilach rysował, odwiedzał siostrę i dzieci, które założyły własne rodziny.
Tylko najbliżsi wiedzieli, że stan zdrowia Rzegockiego stale się pogarsza. Choć wykazał się ogromnym hartem ducha, a rodzina wspierała go w tej walce, nie zdołał pokonać choroby. Zmarł w 2005 roku, w wieku 57 lat.
- Byłam z nim w ostatnich godzinach jego życia i bardzo żałuję, że nie doczekał zasłużonej emerytury i nigdy nie zobaczył swoich wnuków – mówiła jego siostra.