Lekcja nienawiści
Zakon pod wezwaniem św. Marii Magdaleny i życie jego mieszkanek można pokazać na tysiąc rozmaitych sposobów. Peter Mullan realizując Siostry Magdalenki z premedytacją wybrał drogę kontrowersyjną. W jego filmie prowadzony przez magdalenki zakład dla grzesznych upadłych kobiet to miejsce, gdzie sfrustrowane sadystyczne zakonnice wspierane przez system, który za nimi stoi, zmieniają w koszmar życie swoich podopiecznych.
Film otrzymał Złotego Lwa na Festiwalu Filmowym w Wenecji i tym samym wywołał spore zamieszanie. Watykan krytykował twórcę za jego dzieło podkreślając, że obraz nie mówi prawdy o kościele, a katolicyzm traktuje w obraźliwy sposób...
Ktokolwiek uhonorował ten film zrobił to wyłącznie ze względu na jego antykatolicki charakter - podkreślał ojciec Gianni Baget Bozzo.
Być może nikt nie przejmowałby się wizją reżysera, a tym bardziej nie uwierzyłby w jego w film, gdyby nie to, że do dziś żyją ofiary zakonnych represji. Szacuje się, że do 1966 roku, kiedy została zamknięta ostatnia pralnia prowadzona przez magdalenki, przez tego typu zakłady przewinęło się ok. 30 tys. kobiet. Mullan podparł swoje dzieło formułą budującą wrażenie, że oglądamy autentyczne postacie i ich losy. Do podjęcia tematu zainspirował go film dokumentalny składający się z wywiadów z kobietami, które przeżyły zakonną gehennę. W jakim stopniu antykatolicki charakter dzieła spowodował całe to zamieszanie, a na ile jego walory artystyczne były powodem zainteresowania krytyki - najlepiej przekonać się samemu, bo film wart jest obejrzenia.
Akcja Sióstr Magdalenek rozgrywa się w roku 1964 w katolickiej Irlandii, ale warto zaznaczyć, że całą historię ogląda się jak opowieść sprzed wieków. Do klasztoru trafiają trzy młode kobiety, które zostają umieszczone tam przez swoje rodziny za przewinienia, których się dopuściły. Margaret, przy akompaniamencie weselnej muzyki i gwarnych rozmów rodziny, została zgwałcona przez kuzyna, Rose to matka nieślubnego dziecka, które zmuszona jest oddać do adopcji, a niewinna kusicielka Bernadette - jest po prostu wyzywająco ładna.
Pełna rewolucyjnych zmian, przełomów społecznych i kulturalnych rzeczywistość lat 60. została daleko. U magdalenek nawracane dziewczęta żyją w fatalnych warunkach. Oglądamy wstrząsające sceny upodlenia młodych kobiet, których ciało jest wyśmiewane i obrzydzane, którym goli się głowy, zmusza do morderczej pracy w pralni przez 7 dni w tygodniu i jednocześnie zabrania wszelkich kontaktów z ludźmi.
Zakład magdalenek to więzienie i naturalne, że chciałoby się je opuścić, ale za murami nikt nie czeka na upadłe grzesznice, a więc nie można uciec, bo nie ma dokąd. Przecież to takie proste - taka myśl nasuwa się, kiedy widzimy scenę, w której pewnego dnia progi przybytku przestępuje brat jednej z dziewcząt i zwyczajne zabiera ją do domu. Dla niej koszmar się kończy, ale takie cuda zdarzają się rzadko, chyba że w rozpaczy któraś poczuje nagły przypływ odwagi i spróbuje samowolnie opuścić klasztorne mury, ale odważną uciekinierkę ojciec (w tym epizodzie sam Peter Mullan) w napadzie furii bijąc odprowadza z powrotem do sióstr.
Praca w zakonnej pralni to również, a może przede wszystkim odosobnienie psychiczne. Pensjonariuszki zakorzeniają w sobie poczucie winy. Zatrważające jak szybko zaczyna się wierzyć, że cierpienie ma sens, a jeśli jest cierpienie to przecież musi być wina. Zakonnice w rolach oprawców z premedytacją i chętnie wymierzają kary, powołując się na sprawiedliwość boską. Ratowanie zbłąkanych dusz przeradza się w zwykłe okrucieństwo, trudno znaleźć w tym dobro, miłość i chęć pomocy. Kto ponosi winę za tę sytuację?
Film Mullana jest oszczędny w środkach wyrazu i szokujący zarazem. Kilkuminutowe sceny budują nastrój osaczenia i pokazują koszmar więziennego życia. Widzimy obskurne rekwizyty - stół, szary habit, naczynia, łóżko. Pośród tej brzydoty spocone twarze i zniszczone ręce dziewczyn, które swoją szarością dopasowują się do zakonnej rzeczywistości. Więźniarki magdalenek - są młode i stare zarazem. Czy po opuszczeniu tych murów można jeszcze funkcjonować w normalnej rzeczywistości? Jak nauczyć się z tym żyć, jeśli nie można zapomnieć?
W głównych rolach reżyser obsadził młode początkujące aktorki, które swoje postacie odtwarzają w poruszający sposób. Duże brawa należą się również Geraldine McEwan za rolę siostry Bridget. Budowanie klimatu filmu to w znacznej mierze ich zasługa.
Doskonale oddają go również surowe zdjęcia. Od pierwszej sceny pokazującej gwałt podczas wesela wieje grozą. Nie słychać słów, widać znaczące spojrzenia rodziny i niemy sąd nad skrzywdzoną. I pytanie co zrobią z problemem - czy zagłuszą to w sobie, ukarają ofiarę zamiast sprawcy?
Siostry Magdalenki o istotnych problemach mówią bez patosu i histerii, pokazując jednocześnie czarno-biały obraz klasztornej rzeczywistości i wyrazistą kreską znacząc podział na niewinne uciśnione pensjonariuszki i zakonnice-sadystki. Z pewnością dla wielu widzów dzieło Mullana będzie obrazoburcze i tendencyjne. Inni skoncentrują się na krzywdzie ofiar, bo film podejmując trudny temat wydobywa to, o czym wcześniej nie mieli pojęcia. Nie ma wątpliwości, że obraz jest poruszający i ostry w swojej wymowie, a skrajne opinie, potępianie i atmosfera skandalu z pewnością tylko mu pomogą.