Magdalena Boczarska dla WP: Władza wszystko i wszystkich przekręca
- Nasz film pokazuje, że polityka nic się przez te 40 lat nie zmieniła. Manipulacje są takie same. Zmieniają się tylko narzędzia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Magdalena Boczarska. O polityce, sięganiu po władzę i potrójnej metamorfozie w "Różyczce 2".
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Dlaczego "Różyczka" wraca po 13 latach?
Magdalena Boczarska: Po pierwszej części pozostało tak wiele pytań o bohaterów i ich losy, że potencjalny scenariusz kontynuacji dawał naszym postaciom ciekawą szansę odnalezienia się we współczesnej rzeczywistości, poniesienia konsekwencji swoich decyzji i zobaczenia, jak ich czyny wpływają na kolejne pokolenia. Dla nas, twórców, było to niezwykle kuszące, żeby zmierzyć się po latach z takim tematem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co działo się za kulisami "Różyczki 2"? Zobaczcie!
Choć pomysł na film powstał kilka lat temu, to scenariusz dogonił rzeczywistość. Szczególnie tę polityczną w naszym kraju.
Nasz film pokazuje, że polityka nic się przez te 40 lat nie zmieniła. Manipulacje są takie same. Zmieniają się tylko narzędzia. Moja bohaterka jest mocno osadzoną w tym męskim świecie polityki kobietą, aktywistką, przed którą los stawia zadanie wzięcia udziału w wyborach. Stoi u wrót władzy, która jest bardzo intrygująca, ale też niesamowicie potrafi zwodzić na manowce. Bardzo lubię to, że moja bohaterka w tym wszystkim stawia tezę, czy można żyć w prawdzie. I czy można uprawiać politykę bez kłamstwa.
Pani zdaniem brakuje prawdy w polskiej polityce?
Wystarczy zwrócić uwagę na ostatnią debatę przedwyborczą, w której brali udział politycy. Moim zdaniem prawdy brakuje. Gdyby osoby, które dostały mandat zaufania od społeczeństwa, chciały się z niego wywiązać tak, jak to obiecywały w swoich programach wyborczych, czy w momencie, w którym ktoś tę władzę im w ręce pokładał, wiele spraw wyglądałoby inaczej. To wydaje się takie proste z boku. Jednak władza wszystko i wszystkich przekręca. Daje takie ogromne możliwości, a jakoś zawsze wychodzi podobnie: miało być pięknie, a nie jest.
Jak to odnieść do filmowej Joanny, która ma szansę sięgnąć po władzę?
Upatruję w niej osobę, która jest absolutną szansą na zmianę systemu i zmianę pokoleniową. Podoba mi się, że widzimy na ekranie transformację kobiecości. Kamila z "Różyczki" była kobietą uwikłaną w relację z dwoma mężczyznami i w pewnym sensie była ofiarą zarówno systemu, jak i układu, w jaki została wciągnięta przez Romana granego przez Roberta Więckiewicza. Joanna z "Różyczki 2" wychodzi z innej pozycji, dąży do prawdy.
Naprzeciwko siebie ma postać graną przez Janusza Gajosa, który jest politykiem starego systemu. Reprezentuje brudną, polityczną grę pełną manipulacji. Daje Joannie szansę i pojawia się pytanie, jak ona tę szansę wykorzysta. Czy będzie miała odwagę przeciwstawić się takiej polityce? Dla mnie postać Joanny jest więc nieprawdopodobnie symboliczna. Chciałabym widzieć więcej mocnych, stanowczych kobiet w polskiej polityce, które przejmują stery.
Jest taka scena w filmie, w której porażona osobistą tragedią Joanna wypowiada ostre słowa pod adresem imigrantów. Potem jej słowa zostają wykorzystane w politycznej grze. Czy nie obawiała się pani, że taka scena z filmu też może zostać w jakiś sposób wycięta i wykorzystana?
Byliśmy świadkami wielu przykładów, że można wykorzystać czyjąś osobistą tragedię do politycznych rozgrywek. Ale czy obawiałam się o scenę z filmu? Nie widzę powodów, żeby świat filmu mieszał się ze światem prywatnym. Jestem aktorką, wcielanie się w bohaterki to mój zawód. Gdybym obawiała się takich rzeczy, nie mogłabym grać niczego co ciekawe i kontrowersyjne.
Nie ma pani problemu z tym, by otwarcie mówić o polityce? Latami słyszeliśmy od osób ze świata rozrywki, że nie chcą się angażować, nie chcą się wypowiadać i tak w ogóle to są apolityczni.
Polityka jest tak mocno obecna w każdej sferze naszego życia - w szkołach, w szpitalach, na porodówkach, w kinach czy teatrach - że trudno zamykać oczy i udawać, że nas to nie dotyczy. Mówi się słusznie, że jeśli ty się nie upomnisz o politykę, to ona upomni się o ciebie.
Ale potem przychodzą konsekwencje. Żeby wspomnieć tylko hejterskie komentarze na Instagramie.
Polaryzacja społeczeństwa jest ogromna i zastanawiam się, czy tak było zawsze? Bardzo mocno to odczuwam. Podział w naszym społeczeństwie jest wielki, i w którymś momencie będzie musiała nastąpić zmiana. Ten balon jest już nadmuchany do tego stopnia, że nie da się go bardziej rozciągnąć. Ja wierzę w taką formę aktywizmu, która polega przede wszystkim na spokojnej, merytorycznej rozmowie.
Co dla pani znaczy "Różyczka"?
Od tego filmu wszystko się zaczęło. Obok "Sztuki kochania" to jeden z moich ukochanych filmów. Wyniósł mnie na inną półkę aktorską. "Różyczka" była dla mnie dotknięciem aktorskiego absolutu. Na wielu poziomach: od historii, którą mi powierzono, przez partnerów, z którymi miałam szansę grać, po scenariusz i wagę tego tematu. To było wielkie szczęście na mojej drodze.
Mówiło się, że po sukcesie "Różyczki", m.in. na festiwalu w Gdyni, dotknęło panią "fatum nagrody".
Trochę tak, ale to przeszłość. Ja dziś zupełnie inaczej patrzę na swoje aktorskie życie. Mam synka, rodzinę. Nie mam już takiej presji udowadniania, jak kiedyś.
Miłość do kina pozostaje niezmienna?
Bardzo kocham kino. Doceniam też platformy streamingowe, bo dają nam, twórcom, szansę dotrzeć do szerszego grona widzów. Jednak magii kina i przeżycia filmu w sali kinowej nic nie zastąpi.
Za co pani kocha film?
Przede wszystkim za emocje, których mi dostarcza. Z jednej strony jest rozrywka, z drugiej strony filmy mogą komentować rzeczywistość, co dzieje się właśnie w przypadku naszej produkcji.
Film serwuje też przeróżne doświadczenia aktorom. Jak było spojrzeć na dużo starszą wersję siebie?
W "Różyczce 2" gram trzy wersje siebie. Kamilę z lat 70., Kamilę postarzoną do 70 lat i jej córkę. Za charakteryzację odpowiadał mistrz Waldemar Pokromski, który ma na koncie takie filmy jak "Pachnidło", "Listę Schindlera", "Pianistę", "Zimną wojnę". Lista jest długa i można by jeszcze wymieniać i wymieniać. W "Różyczce" jest odpowiedzialny za odmłodzenie mnie i postarzenie. Wszyscy byliśmy skupieni na tym, by wypadło to wiarygodnie i by widz dał się porwać tej historii. Ja patrzę na to wyzwanie z innej strony. Dla mnie było to piekielnie trudne od strony technicznej. Charakteryzacja zajmowała sześć godzin. Ale i granie 70-latki to nie lada wyzwanie aktorskie, by takiej postaci nie przerysować.
A tak pod względem metaforycznym, jak to było patrzeć na starszą siebie?
Było to ciekawe, ale dla mnie to przede wszystkim był znak filmowy. Gdzieś ominęły mnie myśli o tym, że za jakiś czas naprawdę mogę tak wyglądać. Bardzo skupiona byłam na tym, by efekt mojej pracy był wiarygodny. "Różyczka" zostanie dla mnie na zawsze ważnym filmem. Zdaję dziś sobie sprawę z tego, że niezwykle rzadko jest postawiona przed aktorem czy aktorką szansa zagrania trzech postaci jednocześnie.
"Różyczka" jeszcze kiedyś wróci? Po kolejnych 13 latach?
Kto wie. Bardzo lubię zakończenie tego filmu. Cenię, gdy twórcy pozostawiają otwartą furtkę i dają widzom przestrzeń do własnej interpretacji. Dla mnie druga część tej kultowej historii jest bardzo ważna pod wieloma względami. To kino obyczajowe, polityczny thriller. Mieszamy gatunki, co nie dzieje się w polskim kinie zbyt często. Zdjęcia do filmu toczyły się nie tylko w Polsce, ale w sumie w pięciu krajach, także w Izraelu. Kręciliśmy nad Jeziorem Galilejskim, z widokiem na Wzgórza Golan. Teraz po 10-11 miesiącach od naszego powrotu z Izraela nabiera to abstrakcyjnego wymiaru.
Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski