Marcin Kowalczyk: ''Przygotowuje się do roli od 26 lat''

Nie ma potrzeby grania dla samego grania. Mówi, że aktorstwo musi czemuś służyć. Nie znosi udzielać wywiadów, gdyż najchętniej „robiłby swoje”. Jednak nam udało się go namówić. Marcin Kowalczyk w wywiadzie dla Wirtualnej Polski opowiada o aktorstwie i nowym filmie Krzysztofa Skoniecznego „Hardkor Disko” (przeczytaj naszą recenzję)
.

Marcin Kowalczyk: ''Przygotowuje się do roli od 26 lat''
Źródło zdjęć: © Gutek Film

Marcin Radomski: Co najbardziej interesuje Cię w aktorstwie? Co pociąga?

Marcin Kowalczyk: Cały czas zadaje sobie to pytanie. Zastanawiam się o co mi chodziło i gdzie jestem teraz. Odbijam się od tego pytania, ale też dużo analizuje. Ilekroć bym chciał to nazwać, jest mi ciężko. Mogę się teraz przy tobie zastanowić.

Proszę, po to się spotkaliśmy.

W aktorstwie interesujące jest chyba to, że możesz się eksplorować. To narzędzie do szukania, dzięki któremu jesteś w stanie przetwarzać rzeczy, wyrażać siebie i konfrontować świat ze sobą i siebie ze światem. Jednocześnie musisz mieć dystans i go nie mieć. Cały czas oscylować pomiędzy sobą a otoczeniem.

A można się wkręcić w granie?

Mnie samo aktorstwo nie jara.

Dlaczego?

Nie mam potrzeby grania dla samego grania. Wręcz przeciwnie mam wektor, aby nie grać, nie chce udawać czy kreować bez sensu. Jestem nastawiony na to czemu ono ma służyć.

Czyli?

Poszerzaniu przestrzeni dla mnie i odbiorcy. W momencie, gdy coś kreujesz to rozwijasz przestrzeń, tak samo na płótnie, jak i w filmie. Interesuje mnie każda nowa rola, ale przede wszystkim patrzę do czego się przyda i jak ma się to do całości, którą będziemy robić. Nie chcę traktować aktorstwa jako pracy odtwórczej, ale jako twórcze działanie, aby mieć przestrzeń do wypowiedzi. Nie ma co potem już do tego dopowiadać.

Po prostu uważasz, że to nie jest potrzebne.

Tak, jest to całkowicie niepotrzebne. I szkodliwe, nie dla mnie, bo ja na tym nie ucierpię, ale dla innych poprzez śledzenie mojego życia. Nie chcę brać udziału w ogłupianiu społeczeństwa. Będąc tak zwanym aktorem, grając, staje się osoba publiczną i jestem na granicy, która strasznie mi nie odpowiada. Żerowanie na prywatności mi się nie podoba. Jestem przeciwny temu. Wiesz, w ogóle nie znoszę udzielać wywiadów, ponieważ nie widzę w tym sensu, najchętniej robiłbym swoje i tyle. Kogo obchodzi kim jestem, ludzie są zbyt ciekawi. Najchętniej bym się nie odsłaniał, szedł swoją droga i się z tego nie tłumaczył.

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że chcesz robić rzeczy, które sprawiają ci frajdę. Wydaje mi się, że podążasz tą drogą, wybierając rolę, które rzeczywiście są dla ciebie ważne. Czy to znaczy, że traktujesz aktorstwo poważnie, czy może się nim bawisz?

Nie bawię się. Długo cierpiałem, że to nie może być mój zawód. W końcu musiałem zdecydować. Chciałbym to robić tak jak uważam, czyli odpowiedzialnie. Muszę cały czas szukać alternatyw, aby się utrzymać, a jednocześnie robić rzeczy w filmie i teatrze. Staram się robić filmy i teatr, a nie grać albo być aktorem. Nie chce żeby mi się zwróciło zarabianie na sobie, na mojej osobowości. Nie chcę! Tyle ile uda się uzbierać z uczciwego grania to wystarczy. Ja nie mówię, że moje granie jest uczciwe, ale chciałbym. Taki jest wektor i za resztę dziękuję.

Po premierze „Jesteś bogiem” mówiłeś: „Chciałem dostać rolę, nie po to by zagrać kogoś fajnego, ale po prostu chciałem coś bardzo opowiedzieć”. Jak było w przypadku roli w „Hardkor disko”?

Zawsze jest tak samo. Po prostu chce coś opowiedzieć i używam takich narzędzi jakie mam, dystans do siebie i brak dystansu do siebie. I jeszcze wyobraźnia i z tego się to lepi.

Podobał Ci się scenariusz?

Tak, ale to nie chodzi o historię, a o coś szerszego. Po to robię filmy, gdyż w wielu przypadkach nie da się do końca czegoś opowiedzieć. Składa się na to wiele rzeczy, to jest bardzo wielowymiarowe.

Robienie filmów to kolektywna podróż. Jak znalazłeś wspólny język z Krzysztofem Skoniecznym?

Z Krzyśkiem jesteśmy strasznie różni i to chyba jest duża wartość. Wzajemnie się obserwowaliśmy i opowiadaliśmy o kondycji młodych ludzi i dzisiejszego świata. Mam inny sposób patrzenia na rzeczywistość, ale nasze wątpliwości w jakimś momencie się zetknęły. To było bardzo ciekawe spotkanie, gdyż on jest dla mnie wielką zagadką. Nie odkryłem kim jest, a gdzie zaczyna się moje wyobrażenie o nim. Ma wrażliwość, która mnie szalenie interesuje i specyficzny sposób obserwacji rzeczywistości. Wymienialiśmy się nawzajem.

Ten sam rodzaj buntu, niezależności.

Wydaje mi się, że to przede wszystkim jest spotkanie, wymienialiśmy się myślami o tym wszystkim co robimy, jego zaletą jest to że otacza się wieloma osobami, z wieloma się spotyka i po prostu to przetwarza.

W jaki sposób korzystasz z rzeczywistości? Czy ona Cię inspiruje?

Jeśli coś robisz, to jednocześnie przetwarzasz rzeczywistość w dwojaki sposób: fizycznie albo intelektualnie. Każdy twój impuls jest manipulacją rzeczywistości. To jest praca, którą wykonujesz. Gdy ktoś pyta ile się przygotowywałem do roli, mówię że 26 lat, od 1987 roku. Wszystko jest procesem, to tak jak bym miał duży tornister, który cały czas się napełnia. Korzystam z wszystkiego co widzę, co widziałem i co chce zobaczyć.

Taki jest też „Hardkor disko”. O poszukiwaniu prawdziwej tożsamości przez bohaterów, szczególnie Marcina.

Mam gigantyczną niezgodę na wiele rzeczy i ten film o tym mówi. O granicy twojej niezgody. Jestem zdania, że w dzisiejszym świecie większą wartością jest się nie zgodzić niż zgodzić. Na wiele rzeczy. Świat oferuje strasznie dużo, każdy chce coś ci wcisnąć. Cały czas jesteś bombardowany ofertami i propozycjami. Jeśli się nie zgodzisz, to jesteś wykluczony. Ten wybór jest dla bohaterów najważniejszy.

Dylemat, jak z tragedii antycznej.

Właśnie, tu nie ma odpowiedzi. Chcieliśmy zrobić ten film szczerze, żeby zadać jak najwięcej pytań. Widz musi skonfrontować się z lustrem, bo film ma taką konstrukcję. Wszystko balansuje na granicy np. ta figura, którą jest Marcin. Czy jesteś za nim, czy przeciwko niemu. Jak daleko się można posunąć, co jest dobre i co złe.

Na początku jesteś po jego stronie, później zaczynasz się zastanawiać.

Mi się wydaje, że to rollercoaster. Każdy ustosunkowuje się do niego przez siebie, chyba że leniwie ogląda przebieg wydarzeń i stwierdza, że nie było to wiarygodne. Nie w tym tkwi sens tego filmu. Trzeba oglądać go z otwartymi oczami. Wymaga skupienia jak teatr współczesny. Mocą jest jego impresyjność, wrażliwość, oprócz całej merytorycznej kwestii, odwołań do tragedii antycznej to jeszcze wrażeniowo dostajesz po głowie i musisz się zastanowić nad wieloma rzeczami.

Drugi raz grasz „człowieka w kapturze”, buntownika z kłopotami. Jak myślisz dlaczego reżyserzy obsadzają Cię w rolach bohaterów, których zrodziła niesprawiedliwość. A może po prostu tylko takie role wybierasz?

Dostałem chyba z 20 takich propozycji. W nowym filmie „Hel” nie mam kaptura. We Wrocławiu jakaś dziewczyna zapytała mnie po „Hardkor Disko” czy chce być głosem pokoleń, poprzednio Magik, teraz znowu głos pokolenia. Czy to jakaś seria X-Mena? (śmiech). Można to różnie traktować, ja tak dużej wagi do tego nie przywiązuję. Mam dystans do tego jaki to jest zbieg okoliczności, a jaki wybór. Nie mam parcia na to, aby tworzyć figurę aktorską z siebie, mam z tego straszna bekę. Jeśli chodzi o ikony kina, aktorów, tę całą próżność.

Trzeba jednak przyznać, że Magik i Marcin są pogubionymi w życiu wrażliwcami.

Możliwe, bo to jest też taki rodzaj budowania postaci w oparciu o brak strachu eksplorowania siebie. Jednych pociąga w aktorstwie to, że się przebierają i są różni od tego jak wyglądają na co dzień np. normalnie to są szczupli a maja kostium grubasa lub odwrotnie, ale to jest jakaś karnawałowość. To się bardzo szybko nudzi i kończy, mnie to nigdy nie interesowało jak bardzo daleko będę od siebie. Inny rodzaj pracy.

Jaki?

Nie polegający na tym żeby kreować jakąś postać, ale uczestniczyć w tym co się dzieje i zabierać glos. Ja to robię przez siebie, to tak jak powiedzieć do van Gogha, że ma podobne wszystkie obrazy. W jakimś sensie są podobne, ale są całkiem różnymi rzeczami. Te postaci, które chciałem grać były osobami skontrastowanymi w sobie, nie jednowymiarowymi. To daje pole do eksploatacji.

W „Hardkor Disko” jest kilka scen, w których pokazujesz swoją fizyczność. Czy to jest krępujące dla aktora? Trudno grać takie sceny?

To jest przekraczanie siebie. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, zastanawiam się czy chce to zrobić i jeśli widzę w tym sens to robię. Istotne jest to, jak ma być zrobione i przede wszystkim czy służy wstrząsowi widza. W „Hardkor disko” ta scena jest nie do zniesienia, ponieważ trwa bardzo długo, a więc możemy o tym pomyśleć i zderzyć się. Jest to dość szeroka metafora ogólnej kondycji człowieka dzisiaj, zezwierzęcenia. Właśnie tak patrzę na takie sceny, wtedy mogę to zrobić bez większego problemu.

Czyli szukasz twórców, którzy wychodzą poza schemat.

Od aktorów wymaga się, i ja to rozumiem, aby otwierali się, ale to jest postawa roszczeniowa. Często reżyser siedzi z nogą na nodze po drugiej stronie i jest totalnie zamknięty w sobie, ma mega wygodną pozycję obserwatora i to nie jest spotkanie. A ja szukam właśnie spotkań.

Rozmawiał Marcin Radomski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)