Mieczysław Hryniewicz: Początkowo miał podążyć zupełnie inną drogą
Obecnie kojarzony jest głównie z rolą poczciwego Włodka Zięby z „Na Wspólnej”, ale seriale to tak naprawdę niewielka część jego artystycznego dorobku. Na samym początku kariery dał się poznać jako doskonały aktor dramatyczny – śmiał się, że po roli w filmie „Zapis zbrodni”, gdzie jego bohater zabija taksówkarza, ludzie bardzo długo nie chcieli jeździć z nim samochodem.
Obecnie kojarzony jest głównie z rolą poczciwego Włodka Zięby z "Na Wspólnej", ale seriale to tak naprawdę niewielka część jego artystycznego dorobku.
Na samym początku kariery dał się poznać jako doskonały aktor dramatyczny – śmiał się, że po roli w filmie "Zapis zbrodni", gdzie jego bohater zabija taksówkarza, ludzie bardzo długo nie chcieli jeździć z nim samochodem.
I jest jeszcze teatr, dzięki któremu Mieczysław Hryniewicz poznał swoją drugą żonę, kobietę, u boku której „na starość” odnalazł szczęście.
Uśmiechnięty i dobroduszny – takiego Hryniewicza w ostatnich latach znają widzowie. Ale aktorowi nie zawsze los sprzyjał. Przez lata zmagał się z problemami z wagą. Toczył walkę z chorobą nowotworową. Jego pierwsze małżeństwo okazało się pomyłką. A kiedy chciał pomóc przyjaciołom, pożyczając im ogromną sumę pieniędzy, wyszło na jaw, że oni wcale nie zamierzają mu ich oddać.
''Zacząłem od noszenia ogonów''
Urodził się 31 sierpnia 1949 roku w Wąsoszu. Początkowo miał podążyć zupełnie inną drogą kariery – ukończył technikum budowlane, ale później zdecydował, że zamiast pracownikiem fizycznym, wolałby być artystą. Dostał się do warszawskiej PWST i dość szybko zadebiutował na scenie, gdy Hanuszkiewicz docenił jego aktorski potencjał.
- Zacząłem jeszcze jako student, od noszenia ogonów, co ktoś musiał robić. Wszedłem pośród wielkich aktorów jak taki pastuszek– opowiadał o swoim początkach na portalu Pisarze. Adam Hanuszkiewicz wziął go do obsady „Antygony”.
- Wiele zawdzięczam panu Adamowi – mówił. - Byłem sześć sezonów w jego Narodowym.
Przerwa od aktorstwa
Na małym ekranie zadebiutował w 1973 roku serialem "Droga"; rok później dostał rolę w filmie "Zapis zbrodni" i od tamtej pory grywał regularnie, choć często pojawiał się na drugim planie.
Niestety, aktorska pensja nie wystarczała na życie. W 1980 roku Hryniewicz postanowił zrobić sobie krótką przerwę od filmu i wyjechał do Paryża.
- Ja nie pojechałem tam specjalnie do pracy, ale z czegoś trzeba było żyć, a ze sztuki było trudno – tłumaczył w magazynie Świat i ludzie. Wtedy przydały mu się umiejętności z technikum. - Pierwszego dnia oglądałem arcydzieła sztuki w muzeum w Luwrze, a kilka dni później kształtki, miedziane rury i wiertarki Boscha.
Walka z nadwagą
Hryniewicz nie krył, że w zawodzie pewną przeszkodę stanowiły jego warunki zewnętrzne. Wyznawał, że całe życie walczył z nadwagą– i dopiero po wielu latach zrozumiał, że powinien akceptować się takim, jakim jest, a interesujące role i tak się znajdą.
- Jestem pulchny od samego początku – wyznawał w magazynie Superlinia. - I właściwie całe moje życie było jedną wielką walką z tuszą. Gdy postanowiłem zdawać do szkoły teatralnej w Warszawie, uznałem, że chudsi mają więcej szans i bardzo, bardzo dużo ćwiczyłem, żeby zrzucić sporo kilogramów. Udało się. A potem, już jako student, straciłem jeszcze trochę i dość przyzwoicie wyglądałem – wspominał.
- Trochę za późno – ale jednak przed sześćdziesiątką! – doszedłem do tego mądrego wniosku. Zrozumiałem, że od siebie się nie ucieknie. I gdy czasem prowadzę zajęcia aktorskie z młodymi ludźmi, to ciągle im powtarzam, że nie powinni wstydzić się swojego ciała, lecz je pokochać – dodawał.
Pierwsza próba
Jego pierwsze małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Hryniewicz przyznawał, że był za młody, a decyzję podjął zbyt pospiesznie.
- Gdy pierwszy raz chciałem się żenić, ojciec powiedział: poczekaj rok. On tylko sugerował, niczego nie zabraniał. To był bardzo mądry gość – opowiadał w magazynie Świat i ludzie. O swoim pierwszym związku mówi niewiele; nikogo nie obarcza winą.
- Nie wyszło, nie udało się – tłumaczył tylko. Ale nie żałuje. Z tego małżeństwa ma syna Kubę, który obecnie mieszka w USA, gdzie pracuje jako grafik komputerowy.
Późna miłość
Ewę Strebejko (na zdjęciu), malarkę i scenografkę, znał już od jakiegoś czasu, ale bliższą znajomość nawiązali w 1998 roku. Hryniewicz przyjechał wtedy do Poznania, by spotkać się z dyrektorem teatru.
- Zapytał mnie, czy nie zechciałbym zagrać Sganarela w "Don Juanie". Jak na ironię, była to jedna z niewielu ról, które chciałem jeszcze zagrać w teatrze – wspominał w Głosie Wielkopolskim. Propozycję przyjął bez wahania.
- Ewa projektowała scenografię do spektaklu, w którym występowałem. Znaliśmy się już wcześniej, ale wtedy narodziło się uczucie– mówił w magazynie Świat i ludzie. Zakochali się w sobie i dwa lata później byli już małżeństwem. A Hryniewicz żartował,* że nigdy nie przestanie dziękować za to, „że na starość ktoś go jeszcze zechciał".*
Fałszywy przyjaciel
Małżeństwo Hryniewicza przetrwało najtrudniejsze próby. Kiedy u aktora zdiagnozowano nowotwór, to żona wspierała go w jego walce z chorobą. Hryniewicz trzymał to w tajemnicy; widzowie długo nie mieli pojęcia, że ich ulubieniec był w trakcie leczenia. Całe szczęście aktorowi udało się pokonać raka.
Ale to nie jedyne nieszczęście, jakie spotkało Hryniewicza. Kilkanaście lat temu aktor pożyczył swoim przyjaciołom 150 tysięcy złotych, których potrzebowali, by rozkręcić własny biznes. Niestety, kiedy poprosił o zwrot, spotkał się z odmową. Pieniędzy nie odzyskał do dziś.
- To bolesne, tym bardziej że się lubiliśmy. Nigdy bym się po tej rodzinie tego nie spodziewał. To była religijna, wierząca rodzina. Chodzili do kościoła... Nawet się z tym afiszowali – opowiadał w Super Expressie. - Jest takie powiedzenie: pożyczysz pieniądze, stracisz przyjaciela. Choć czy można takich ludzi nazywać przyjaciółmi? Życie weryfikuje nam takich przyjaciół.
(sm/gb)