Natalie Wood zmarła prawie 40 lat temu. Kapitan jachtu, z którego wypadła, wspomina dzień jej śmierci
Dennis Davern, kapitan jachtu, z którego wypadła Natalie Wood, powiedział, że aktorka przed śmiercią ostro pokłóciła się z mężem.
Sprawa śmierci Natalie Wood do dziś pozostaje jedną z największych zagadek w historii Hollywood. Aktorka zginęła w wieku 43 lat. Do tragicznego wypadku, w którym gwiazda straciła życie, doszło 29 listopada 1981 roku. Wood wraz z Wagnerem i Christopherem Walkenem wybrała się na wycieczkę jachtem w okolice Santa Catalina Island, z której miała nigdy nie wrócić.
Za przyczynę śmierci uznano nieszczęśliwy wypadek. Według oficjalnego oświadczenia wydanej przez koronera, Natalie, będąca pod wpływem alkoholu, wypadła za burtę i utonęła. Ale kilka lat temu akt zgonu został zmieniony w oparciu o nowe dowody, jakie pojawiły się w sprawie tragicznego wypadku sprzed lat. Za przyczynę śmierci uznaje się "utonięcie oraz inne nieokreślone czynniki". Śledczy uznali, że okoliczności wypadku gwiazdy są niejasne i wymagają doprecyzowania.
Zobacz: Prolog - Piotr Rogoża
W raporcie z autopsji, który trafił do mediów 30 lat później, napisano, że ciało aktorki pokrywały siniaki, a na policzku widniało zadrapanie.
Kapitan jachtu, na którym doszło do tragicznych wydarzeń, opowiedział o nocy, w której zmarła Natalie Wood. Opisał pokój, w którym aktorka pokłóciła się z mężem: - Wyglądało to tak, jakby przez pokój przeszedł sztorm. Wszystko było porozrzucane, panował tam bałagan. Znalazłem jej jeden kolczyk, został ciśnięty w kąt pokoju […]. W tym pokoju doszło do bójki.
Davern wspominał także, jak Christopher Walken zareagował na wieść o zaginięciu aktorki: - Nie powiedział ani słowa. Po prostu płakał. Był zdruzgotany.
W lutym 2018 r. policja ponownie otworzyła śledztwo. Mówi się, że głównym podejrzanym jest 88-letni Robert Wagner.