RecenzjeNie martw się, kochanie - recenzja Blu-ray od Galapagos

Nie martw się, kochanie - recenzja Blu‑ray od Galapagos

O debiucie reżyserskim Olivii Wilde było głośno, nim w ogóle trafił na ekrany. Cały świat śledził wzajemne oskarżenia, plotki z planu oraz mniej lub bardziej subtelne wbijanie szpilek. Oglądając "Nie martw się, kochanie", można odnieść wrażenie, że kulisy jego powstania to znacznie lepszy materiał na film.

"Nie martw się, kochanie" ukazało się na Blu-ray i DVD
"Nie martw się, kochanie" ukazało się na Blu-ray i DVD
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Grzegorz Kłos

Czemu? Pomyślmy - romans na planie między reżyserką i o 10 lat młodszym Harrym Stylesem, a w tle rozpad jej związku ze znanym komikiem, z którym doczekała się dwójki dzieci. Konflikt między reżyserką a odtwórczynią głównej roli, awantury, zwolnienie kontrowersyjnego gwiazdora, wzajemne oskarżenia, mediacje studia, a w końcu skandal na premierze w Wenecji.

Do tego dochodzą liczne przecieki z planu miesiącami napędzające serwisy plotkarskie oraz toksyczni fani Stylesa i nagonka w mediach społecznościowych na Olivię Wilde, którą zalał potężny hejt.

Mało? Nie zapominajmy o głównym daniu, czyli filmie, który nieźle poradził sobie w kinach (bez mała 90 mln dol. z box office przy budżecie opiewającym na 35 mln), ale zebrał w najlepszym wypadku chłodne oceny. I choć "Nie martw się, kochanie" rzeczywiście nie jest debiutem idealnym, to znajdziemy w nim kilka rzeczy, które sprawiają, że seans nie będzie kompletnie stracony.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Uwagę zwraca oczywiście wcielająca się w główną rolę Florence Pugh, która na swoich barkach dźwiga w zasadzie cały film. Znana z "Czarnej Wdowy" 27-latka wypada tu niezwykle naturalnie, kradnąc każdą scenę nie tylko bardziej doświadczonej Wilde, ale i stawiającemu pierwsze kroki w aktorskim fachu Harry'emu Stylesowi.

"Nie martw się, kochanie" stoi przede wszystkim formą. Kluczowe jest tu oczywiście miejsce akcji - położone na pustyni arkadyjskie osiedle wzorowane na amerykańskich przedmieściach znanych m.in. z twórczości Normana Rockwella. Realia lat 50. XX w. zostały tu odtworzone bezbłędnie i jeśli kochacie tę stylistykę na czele z seledynowymi cadillacami, sukienkami w kropki czy białymi płotkami będziecie zachwyceni. Ogląda się to wspaniale także dzięki zdjęciom stałego współpracownika Darrena Aronofsky'ego Matthew Libatique'a, który wyczynia tu cuda z naturalnym oświetleniem.

Gorzej wypada już sama historia, będąca pogrobowcem "Żon ze Stepford" i ich niezliczonych epigonów. Pugh wciela się tu w kurę domową, która odkrywa, że otaczająca ją idylliczna rzeczywistość skrywa nieprzyjemną tajemnicę.

Wprawdzie początek jest nad wyraz intrygujący, lecz im dalej w las, tym staje się jasne, że scenariusz Katie Silberman to zlepek zgranych motywów, któremu nie pomagają ani enigmatyczne, nierozwinięte wątki, ani tym bardziej banalne zakończenie.

Na Blu-rayu z "Nie martw się, kochanie" poza samym filmem znajdziecie dwie rzeczy - trwający 18 minut making of oraz niespełna minutową scenę koszmaru głównej bohaterki, która ostatecznie nie znalazła się w filmie. W reportażu odsłaniającym kulisy znajdziecie trochę informacji dotyczących obsady, zdjęć czy castingu – w gruncie rzeczy przyjemna sprawa, acz ze względu na spoilery bezwzględnie do obejrzenia po seansie.

Obraz: 1080p HD 16x9, dźwięk: Dolby Atmos-TrueHD (angielski), Dolby Digital 5.1 (polski lektor) napisy: polskie

Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o masakrowaniu "Znachora", najgorszych filmach na walentynki i polskich erotykach, które podbijają świat (a nie powinny). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Źródło artykułu:WP Film
recenzja blu-rayblu-rayrecenzja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)