''O dwóch takich, co ukradli Księżyc'': Nieznane kulisy powstania kultowego filmu
12.11.2017 | aktual.: 12.11.2017 13:35
Obraz w reżyserii Jana Batorego, oparty na powieści Kornela Makuszyńskiego, zebrał doskonałe recenzje i zgarnął kilka nagród na festiwalach. Historia Jacka i Placka, niesfornych i leniwych bliźniaków mieszkających we wsi Zapiecek, którzy wyruszają w podróż - by ukraść księżyc - a w jej trakcie przechodzą przemianę duchową i wracają do domu zupełnie odmienieni, podbiła serca widzów w każdym wieku.
Zachwycano się baśniowym klimatem, doskonałymi scenografiami, scenariuszowym humorem i moralizatorską, acz nienachalną wymową dzieła, a przede wszystkim aktorami - Heleną Grossówną wcielającą się w matkę, jak również tytułowymi bohaterami, których zagrali debiutujący na ekranie Lech i Jarosław Kaczyńscy.
Dokładnie 55 lata temu, 12 listopada 1962 r., miał swoją premierę film "O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Poznajcie kulisy powstawania produkcji oraz zobaczcie unikatowe zdjęcia niesfornych bliźniaków.
Jacek i Placek
Ogłoszenie o przesłuchaniach do powstającego właśnie filmu "O dwóch takich, co ukradli księżyc” znalazł w gazecie Stanisław Miedza-Tomaszewski, wuj Kaczyńskich, który od razu uznał, że jego krewniacy byliby idealnymi kandydatami do głównych ról.
Podobno chłopcy wcale nie mieli wielkiej ochoty na aktorską przygodę i ulegli dopiero na prośbę matki, Jadwigi.
Jarosław i Lech trafili do ostatniego etapu przesłuchania i, choć wywołało to niemałe protesty wśród części ekipy filmowej, zaproponowano im angaż: Lech miał zagrać Jacka, a Jarosław Placka.
''Byli nieznośni''
Film kręcono w Łodzi i mama chłopców zrezygnowała z pracy w szkole, by na planie mieć oko na swoich synów. Ale bynajmniej nie cieszyła się z tego przymusowego urlopu, gdyż mali Kaczyńscy nie pozwalali jej odpocząć ani przez chwilę.
- Byli oczywiście nieznośni* - wyznawała w jednym z wywiadów. *- Zamykali na klucz kierownika produkcji. Zaprzyjaźnili się z rekwizytorem, aby wyłudzić od niego świecę dymną. Musiałam zapłacić za remont dwóch pokoi hotelowych.
I choć debiutujący bracia zdobyli uznanie krytyki, nie wiązali swojej przyszłości z graniem.
- Aktorami zostać nie chcieli - dodawała ich matka. - Najwyżej reżyserami.
''To były dwa czorty''
Na planie Kaczyńscy zaprzyjaźnili się z Markiem Kondratem, który akurat pracował nad "Historią żółtej ciżemki”. We trójkę dawali się wszystkim we znaki.
- To były dwa czorty, które ze swoją piękną matką mieszkały w tym samym hotelu i przewracały go do góry nogami - wspominał bliźniaków w "Gazecie Wyborczej" Kondrat.
- Byli żywiołem nie do opanowania, problemem edukacyjnym dla wszystkich, bo, żeby zrobili coś na gwizdek, trzeba ich było najpierw spacyfikować. Oni byli żywi, normalni, niezwykle inteligentni i, co ważne, wspierali się, jeden miał koło siebie drugiego.
''Oni mają tyle energii''
O tej wielkiej, niespożytej energii filmowych bliźniaków opowiadał również ojciec Krzysztofa Krawczyka.
- Ojciec grał w filmie "O dwóch takich co ukradli księżyc” - wspominał w radiu Złote Przeboje piosenkarz. - Wracał z planu i mówił: Cholera, oni mają tyle energii, mają wentylatory w tych pupach, mówi, latają, i mamy nawet zdjęcie, jak ojciec jednego, chyba Lecha, Kaczyńskiego, prowadzi na łańcuchu, bo oni tam coś do tego miasta się dostali. I na łańcuch przyszłego prezydenta... na łańcuchu. Gruby burmistrz, ojciec miał wtedy 120 kilo żywej wagi.
''Biłam ich linijką po nogach''
Młodych braci Kaczyńskich dobrze zapamiętała również Małgorzata Potocka.
- Tato robił scenografię do "O dwóch takich, co ukradli księżyc" - mówiła w "Wysokich Obcasach".
- W moim pokoju stały dwa pelikany z "O dwóch takich, co ukradli księżyc". Bracia Kaczyńscy przychodzili do nas, żeby na tych pelikanach posiedzieć, co mnie doprowadzało do szału. Biłam ich wtedy linijką po nogach, liczyłam do dziesięciu i kazałam schodzić. Po latach pan prezydent Lech Kaczyński przypomniał mi jeszcze, że kiedy pelikany były podłączane do elektrycznego sterownika (by ruszały im się oczy), to co rusz prąd przebijał przez pióra i raził ich po nogach.
''Dobrze wychowani chłopcy''
Zupełnie inaczej zapamiętał za to Kaczyńskich aktor Henryk Staszewski.
- Ja nie miałem problemu, by odróżnić Jarka od Leszka - dodawał. - Ale pamiętam, że oni robili różne kawały ekipie. Kilka razy się nawet zamieniali i było dużo śmiechu. To świadczy tylko o ich inteligencji. Obydwaj byli bardzo grzeczni, i świetnie przygotowani. To co mieli do wykonania, zrobili profesjonalnie. Nie wiem teraz, kto ich tak przygotował ...może reżyser. Oni nie dość, że grali, to jeszcze przy tym świetnie się bawili. To jest w ogóle fenomen. Pytałem ich często o zupełnie banalne rzeczy. Jak się uczą, do jakiej szkoły chodzą. A oni mi bardzo ładnie opowiadali. Byli bardzo rezolutni, już wtedy zastanawiałem się, co wyrośnie z tych chłopców, którzy byli tak zmobilizowani, tak świetnie zorganizowani.
''Byli bici''
Prawdziwą medialną aferę rozpętał jednak Daniel Olbrychski, który w "Rzeczpospolitej" nie szczędził Kaczyńskim nieprzyjemnych słów:
- Miałem wyjątkowo dobre dzieciństwo i nikt mnie nie bił - komentował to w "Super Expressie" Jarosław.
''Nie czuliśmy się samotni''
- Mieliśmy już doświadczenia z dziećmi grającymi w filmach; sława sprawiała, że po prostu głupiały, odbijało im. Wkładaliśmy ogromny wysiłek, żeby z nimi nie stało się to samo. Chcieliśmy im uświadomić, że poza filmem mają wciąż normalne obowiązki: naukę, utrzymywanie porządku wokół siebie - cytuje "Polityka" słowa Włodzimierza Grocholskiego, kierownika produkcji.
Prawdą jest, że po premierze filmu Kaczyńskim nie było łatwo - rówieśnicy zazdrościli im ekranowej przygody i bracia stracili wielu kolegów z podwórka. Sami jednak podobno nigdy nie wywyższali się z powodu swojego aktorskiego epizodu. I, jak twierdzili, zawsze mogli liczyć na siebie nawzajem.
- Nigdy nie czuliśmy się samotni - mówili.