Magazyn WP FilmOlgierd Łukaszewicz dla WP: Rola prezesa nie jest łatwa

Olgierd Łukaszewicz dla WP: Rola prezesa nie jest łatwa

*Olgierd Łukaszewicz, który w tym roku po raz drugi w swej karierze został prezesem ZASP-u, przyznaje, że prezesura jest trudniejsza niż aktorstwo. A że los polskich artystów bardzo leży prezesowi na sercu, toteż nie ustaje w staraniach, aby go polepszyć. Zatrzymanie niekorzystnych dla artystów zapisów w ustawie o działalności kulturalnej to jego wielki sukces. Olgierd Łukaszewicz stara się jednocześnie nie zaniedbywać swej aktorskiej kariery. Zagrał w filmie "Daas" Adriana Panka i "Nowehere" Małgorzaty Szumowskiej, a telewidzowie mogą go znów oglądać w serialu "Plebania".*

Olgierd Łukaszewicz dla WP: Rola prezesa nie jest łatwa
Źródło zdjęć: © AKPA

31.10.2011 12:44

- Na początku roku podjął się Pan niełatwego zadania i po raz drugi został prezesem Związku Artystów Scen Polskich. Co jest trudniejsze - aktorstwo czy rola, którą odrywa Pan w ZASP-ie?

Zdecydowanie rola w ZASP-ie, ponieważ trzeba mówić własnym tekstem (śmiech). A że pewne słowa i prawdy inaczej funkcjonują w polityce niż w życiu, często muszę korzystać z mądrości prawników i doradców. Jako prezes, występujący w imieniu polskich artystów, przekonałem się również, że, aby osiągnąć zamierzone cele, konieczny jest lobbing.

- Podobno jest Pan w tym skuteczny. Co ostatnio udało się osiągnąć?

Przede wszystkim zatrzymać część niekorzystnych dla artystów zapisów w znowelizowanej w lipcu "Ustawie o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej". Udało się nie dopuścić do przegłosowania kontrowersyjnego przepisu, zgodnie z którym podstawową formą zatrudnienia artystów byłaby umowa sezonowa, na czas określony. Aktor mógłby stracić pracę, gdyby w nadchodzącym sezonie nie przewidziano dla niego ról. To byłby koniec zespołów aktorskich. Nonsens ten dotknąłby nie tylko aktorów, ale i muzyków orkiestrowych, śpiewaków, tancerzy. Wszyscy oni, choć działają na innych zasadach, zostali umieszczeni w jednej szufladzie z napisem "pracownik artystyczny". Ustawa tak naprawdę dyscyplinowałaby popularnych aktorów, którzy mają etat w teatrze a jednocześnie występują w reklamach i serialach.

- Skąd w takim razie pomysł, aby po latach wrócić do serialu "Plebania"?

Obecność w serialu jest konieczna, żeby zaakcentować swą obecność na rynku. Dlatego, gdy zaproponowano mi powrót do roli księcia Aleksandra Lubinieckiego, którą osiem lat temu grałem w "Plebanii", zgodziłem się z ochotą. Była to zresztą kolejna serialowa propozycja. Wcześniejszą, bardzo atrakcyjną, musiałem odrzucić ze względu na zobowiązania teatralne, no i prezesurę. Poza tym praca w serialu to świetny trening pamięci.

- Nie uważa Pan, że media, a w szczególności telewizja, chcą sprawować władzę nad umysłami swych "wyznawców"?

Cóż? Telewizja może nam szkodzić i zamykać oczy, ale może też otwierać okno na świat i pokazywać nam złożoność otaczającej rzeczywistości. To my, mając nieograniczony dostęp do pilota, decydujemy, co oglądać. Jeśli nie odpowiada nam polityka, teleturnieje i seriale, zawsze możemy przełączyć na kanał o cudach przyrody.

- Jakie jeszcze zadania stawia Pan przed sobą jako prezes?

Chciałbym, aby na wzór Niemiec, teatr zyskał w Polsce szczególny status, jako ważny element naszego dziedzictwa kulturowego. To konieczne w czasach dominacji techniki audiowizualnej, która może doprowadzić do obumarcia sztuki teatralnej. Na ludziach, którzy zarządzają kulturą, spoczywa duża odpowiedzialność za ciągłość teatru.

- Czy nasz teatr potrzebuje takiego wsparcia, skoro sale teatralne są pełne?

Może w Warszawie czy Krakowie sale teatralne są pełne, ale proszę pojechać na prowincję. Tam nie jest już tak dobrze jak w stolicy. Część przedstawień teatralnych odbywa się w godzinach przedpołudniowych i jest przeznaczona dla szkół. Niewątpliwie mamy kryzys uczestnictwa w kulturze.

- Na szczęście polskie kino ma się świetnie. Ostatnio widzieliśmy Pana w filmie "Daas" Adriana Panka. Czym jest tytułowe "Daas"?

W filmie to słowo klucz określające moc, którą ma w sobie każdy człowiek. Ta moc, jeśli się ją uwolni, pomaga pozbyć się chorób, a nawet uzdrawiać innych. Jest zagadką, która tkwi w każdym człowieku, a rozwikłana pomaga mu uwolnić się od ziemskich trosk i przejść w inny, bardziej duchowy, wymiar.

- Wierzy Pan, że coś takiego jak "Daas" istnieje?

Nie (śmiech). Nawet w filmie niektórzy uważają, że to szalbierstwo. Z drugiej strony akcja "Daas" toczy się w epoce, w której ludzie bardziej wierzyli w to, co niewyjaśnione. Choć i współcześnie nie brakuje osób pozostających pod wpływem rozmaitych uzdrowicieli... i podejrzanych przewodników duchowych.

- Jakub Frank, którego Pan zagrał, był podobno posiadaczem tajemnicy tego niezwykłego słowa. Kim był - mistykiem czy hochsztaplerem?

To człowiek, który pod koniec XVIII wieku objawił się na Podolu jako mesjasz. Przyjechał z Turcji. Udało mu się przechrzcić wielu Żydów na katolicyzm i uczynić z nich wyznawców Matki Boskiej Częstochowskiej. Takie są fakty historyczne. Ja gram nie tyle postać z krwi i kości, co fantom Jakuba Franka. Na ekranie widzimy go w przebraniu - turbanie, dużych płaszczach, masce. Pojawia się jak duch albo zjawa. Mówi się o nim, słyszy jego głos, ale cielesność i ludzki wymiar tej postaci pojawia się tylko przez moment na końcu naszej opowieści. To nie jest film o Franku, ale o tym, jaki wywarł wpływ na los ludzi.

- A propos cielesności. W filmie jest pewien "moment", kiedy cielesność Franka widoczna jest jak na dłoni, choć to zupełnie inna część ciała...

No, cóż? Gdy opadają szaty, Daas nie boi się nagości (śmiech).

- A Pan dał się kiedyś porwać jakiejś ideologii lub człowiekowi?

Swego czasu usiłowano mnie wciągnąć do sekty, ale się obroniłem. Choć muszę przyznać, robiono to bardzo kulturalnie, nowoczesnymi metodami manipulacji i perswazji.

- Przejdźmy może do innego filmu, nad którym Pan ostatnio pracował. W "Nowhere" Małgorzaty Szumowskiej też zagrał Pan człowieka związanego z religią. Może Pan powiedzieć więcej na temat tej roli?

Nie zostałem jeszcze upoważniony, żeby mówić o tym filmie. Przyjdzie na niego czas. Ale rzeczywiście gram tam biskupa. Ucieszyłem się, że na planie znów miałem okazję spotkać Andrzeja Chyrę, który i w "Daas", i w "Nowhere" zagrał główne role.

- Kino, teatr, serial i niełatwa prezesura w ZASP. Skąd energia na to wszystko?

Z Daas? (śmiech).

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Ewa Pokrywa/AKPA

ZOBACZ TAKŻE:

**[

Jak dziś wygląda Pippi Langstrump? ]( http://teleshow.wp.pl/tak-dzis-wyglada-pippi-langstrumpf-6026605664182913g )*
*
[

Dołącz do nas na Facebooku! ]( http://www.facebook.com/filmwppl )*
*
[

Stare, ale jare. 40-stki jak 20-stki ]( http://film.wp.pl/sa-dojrzale-a-wygladaja-jak-nastolatki-nowa-moda-w-kinie-6025274240406657g )**


**[

To jest najlepszy polski film wszech czasów? ]( http://film.wp.pl/10-najlepszych-polskich-filmow-wszech-czasow-6025273245967489g )**


Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)