Trwa ładowanie...
generał nil
16-04-2009 14:39

Olgierd Łukaszewicz: Wracam do gry...

Olgierd Łukaszewicz: Wracam do gry...Źródło: AKPA
d2oln1r
d2oln1r

Na taką rolę czeka się latami. Czas pokazuje, że warto. Olgierd Łukaszewicz, który ma w swym dorobku wiele wspaniałych kreacji aktorskich - m.in. w „Brzezinie” Andrzeja Wajdy, „Soli ziemi czarnej” i „Perle w koronie” Kazimierza Kutza, „Wiernej rzece” Tadeusza Chmielewskiego, czy „Lekcji martwego języka” Janusza Majewskiego – po latach wraca na ekrany kin główną rolą, generała Emila Augusta Fieldorfa, w filmie Ryszarda Bugajskiego „Generał Nil”.

**

Właśnie wchodzi na ekrany kin film „Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego z Panem w roli głównej. Kiedy reżyser opowiada jak doszło do obsadzenia Pana w roli generała Emila Augusta Fieldorfa, przypomina to miłość od pierwszego wejrzenia: „Olgierda Łukaszewicza wypatrzyłem podczas jednego ze spotkań. Było może ze trzysta osób. Prześlizgiwałem się wzrokiem po twarzach. Jedna mnie uderzyła – dostrzegłem wyraziste oczy. Przyjrzałem się – Olgierd Łukaszewicz. Pomyślałem – to jest generał Nil…”**

d2oln1r

Okoliczności były rzeczywiście dość zaskakujące. Historia miała miejsce w ambasadzie amerykańskiej, gdzie wręczano Andrzejowi Wajdzie nagrodę im. Czesława Miłosza. Po przemówieniach i laudacjach podszedł do mnie Bugajski i zaproponował rolę. Jeśli zobaczył we mnie postać ze swego filmu, mogę się tylko cieszyć, że odbyło się to tak spontanicznie.

Bez castingu i producenckich kalkulacji, które biorą pod uwagę ilość ról serialowych i okładek w kolorowych czasopismach. Wybór był typowo artystyczny, a decyzja reżysera autonomiczna. Podobnymi zasadami kierowało się kino lat 70-tych, bardzo zresztą dla mnie owocne. Długo nie dochodziło jednak do mojego wygłodniałego mózgu, że w roli Nila obsadzono właśnie mnie.

**

Dlaczego?**

d2oln1r

Cóż? Wcześniej zdarzyło się wiele przykrych spraw, które nauczyły mnie pokory i dystansu do świata i ludzi. Dlatego na początku podchodziłem do powierzonej mi roli dość chłodno. Może nawet za chłodno? Jakbym nie uwierzył w to, że reżyser odnalazł we mnie swego bohatera. Z wielką rezerwą spoglądałem więc w lustro i krytycznym okiem badałem mankamenty swojego wyglądu (śmiech).

**

A pamięta Pan pierwsze spojrzenie w lustro zaraz po charakteryzacji?**

d2oln1r

Owszem. Zobaczyłem się bardzo odmienionym. Na pierwszy rzut oka miałem mniej lat na karku i więcej włosów na głowie (śmiech). Ale to wciąż byłem ja. Otrzymałem 1000 stronicową monografię Fieldorfa, napisaną przez jego bratanicę Marię Fieldorf-Zachutę i jej męża Leszka Zachutę. Przystąpiłem do przyswajania wiedzy o mało znanym mi bohaterze.

**

No właśnie, komuniści skutecznie postarali się o to, żeby generał Fieldorf był mało znany nam wszystkim. A to przecież człowiek wielce dla Polski zasłużony – Legionista Piłsudskiego, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej 1920, a nade wszystko dowódca Kedywu AK – mózg największych akcji dywersyjnych II wojny światowej, jak choćby zamachu na kata Warszawy Franza Kutscherę…**

d2oln1r

Właśnie. I tego legendarnego dowódcę, który całe życie walczył o wolną Polskę, w czasach stalinowskich sąd PRL skazał na karę śmierci przez powieszenie jako zbrodniarza hitlerowskiego! Wyrok wykonano 24-go lutego 1953 roku. Dodajmy, że dla żołnierza i oficera stryczek zamiast kuli był okolicznością dodatkowo hańbiącą. Muszę przyznać, że choć gruntownie badałem postać tego człowieka, wciąż jest on dla mnie wielką zagadką. Niewątpliwie nosił w sobie tajemnicę. Miał coś z romantyka, a jednocześnie był racjonalnym strategiem, który chłodno kalkulował wszystkie „za” i „przeciw”. Sceptycznie oceniał szanse Powstania Warszawskiego. Podobnie zresztą jak powojenną organizację „Nie”, do której został odwołany z Kedywu. **

W filmie Bugajskiego generał jest też człowiekiem nie pozbawionym ironii, ciepła i humoru…**

d2oln1r

Wiemy z różnych relacji, że Fieldorf był człowiekiem dowcipnym. Kiedy pojawił się w domu po wielu latach nieobecności, zapytał od progu: „Co będzie dziś na obiad?”. Był ciepłym wychowawcą dla swoich żołnierzy i duszą towarzystwa - organizował zawody sportowe, stworzył orkiestrę. Słowem, urodzony przywódca. Bez wiedzy o tym, co poprzedziło wojnę, zsyłkę na Sybir i więzienie, trudno byłoby zbudować tę postać. Oczywiście, Fieldorf to także ironista potrafiący zachować dystans nawet w celi śmierci, do której trafili wszyscy – generał AK, szeregowy żołnierz, rabin i niemiecki oficer SS.

**

Jaki miał Pan pomysł na zagranie generała Fieldorfa?**

d2oln1r

Nie spędziłem kilku tygodni w piwnicy, ani zimnej i mokrej celi (śmiech). Natomiast wziąłem sobie do serca radę, której udzielił mi wiele lat temu Stanisław Różewicz – „Niech Pan tyle nie gra”. Aktor ma naturalny odruch, aby pokazać całą paletę swoich możliwości, a przecież normalny człowiek nie pokazuje tak wiele w podobnych sytuacjach. W roli Fieldorfa ważne było, żeby nie stać na piedestale. Dlatego starałem się grać człowieka dość zamkniętego, panującego nad emocjami, ale jednocześnie ciepłego ojca rodziny, kogoś, kto, choć jest generałem, czuje się jednym z... Zdarza mu się chodzić z nie dopiętym guzikiem, nie doczyszczonymi butami, bez czapki na głowie, jak wymagał tego regulamin wojskowy...

**

Ciepły człowiek, taki, co to i z żoną zatańczy i wnuczce zrobi meble dla lalek...**

To fakty z jego biografii. Zadaniem aktora jest budować człowieka, postać żywą. Scenę zabawy z wnuczką w warsztacie stolarskim, kręciliśmy w kamienicy przy ulicy Próchnika 39 w Łodzi, gdzie rzeczywiście Fieldorfowie mieszkali po wojnie. Mogłem zobaczyć miejsca historyczne – bardzo zwykłe. W filmie sytuacje bohaterskie są utopione w codzienności.

**

Reżyser podkreślał, że jest cała masa świetnych aktorów, którzy doskonale potrafią zagrać cwaniaków, gangsterów, czy nieudaczników, natomiast niewielu potrafiących zagrać człowieka, który jest szlachetny i prosty. Pan znalazł się w liczbie tych niewielu…**

Aktor jest tylko elementem pewnej historii. Angażując mnie do roli Bugajski nie wziął przecież gotowego produktu. Musiał nad nim trochę popracować (śmiech). Co chwila przypominał mi: „Pamiętaj jesteś wojskowym, trzymaj się prosto!”.

**

Czy związek uczuciowy między reżyserem a aktorem jest możliwy?**

Jest konieczny. Między reżyserem i aktorem musi zaiskrzyć. Wzajemna inspiracja jest niezbędna, żeby zbudować wiarygodną postać. Uczucia muszą zastąpić teorię, żeby przed kamerami mógł zaistnieć człowiek. Zbudowany, rzecz jasna, na bazie aktorskich umiejętności, emocji i osobowości, a jednak wymyślony.

**

Czy w pewnym momencie, grając generała Nila, spojrzał Pan na siebie z innej perspektywy?**

W życiu pełniłem wiele funkcji. Funkcja nie czyni człowieka. Nie zmienia go. Jest się nadal tym, kim się jest. Nie miałem problemu, żeby zagrać rangę. Natomiast postawienie się w roli człowieka, który podejmuje strategiczne decyzje, wysyła młodych ludzi do akcji i bierze za wszystko odpowiedzialność, mogło być problematyczne. Podczas zamachu na Kutscherę było jasne, kto jest przywódcą akcji. Sytuacja żołnierza, który musi szybko podejmować decyzje na pewno jest bardzo różna od tego, czego doświadczyłem w życiu. I to była ta inna perspektywa.

**

Co sprawiało Panu największy problem…**

Trzeba było nadać inny ciężar gatunkowy zarówno obrazom wojny i okupacji, znanym z tylu filmów wojennych, jak i scenom rodzajowym, które kojarzą się z serialem. Zadziałała magia kamery, która przeistacza aktora w bohatera filmu. **

Co Pana najbardziej zdziwiło, kiedy obejrzał Pan film w całości?**

Najbardziej zaskakujący jest zawsze montaż. Zdziwił mnie brak dwóch scen - sceny, w której Fieldorf jest z wnuczką w kościele oraz sceny z generałem Paszkiewiczem - przełożonym Fieldorfa w 1939 roku, który po wojnie doradzał mu, aby się ujawnił i to najprawdopodobniej on – już jako nadzorujący UB na Białostocczyźnie - go wydał. Są to zaskoczenia uświadamiające, jak reżyser komponuje film. Ponadto zaskoczyła mnie muzyka, na przykład w scenie zamachu na Kutscherę – elegijna, w ogóle nie podkreślająca wartkości dziania się, jak ma to miejsce w filmach akcji. To muzyka, która sugeruje dzisiejszą perspektywę. Nas, którzy wiemy, jaki los spotkał tych młodych ludzi zanurzonych w akcji jak we śnie.

**

Coś w rodzaju „Elegii o chłopcu polskim”...**

Może nawet spokojniej niż w elegii Baczyńskiego. Muzyka podkreślała smutek, który towarzyszył samemu Fieldorfowi. Wiemy z relacji żony i córki, jak bardzo żałował chłopców, których tracił w kolejnych akcjach. Był z nimi związany emocjonalnie, ojcował im ...

**

A propos ojcowania. Słyszał Pan zapewne promującą film piosenkę „Mój tata generał” w wykonaniu lidera zespołu Myslovitz Artura Rojka…**

Słyszałem. Rojek zaproponował balladę o idyllicznym domu, rodzinie i ojcu, za którymi tęskni bohater utworu. Zobaczył wojenne pokolenie, jako istoty wyrwane z życia rodzinnego. Ich szczęście zakłóciła katastrofa.

**

Recenzje i opinie tych, którzy już film obejrzeli, głoszą, że „Generał Nil” to jedna z najwybitniejszych kreacji ostatnich lat w polskim kinie. Ba – wspaniały, wielki powrót wybitnego aktora. Czyżby konkurencja dla Mickey Rourke w kategorii „wielkie powroty 2009 roku”?**

(Śmiech). Jeśli rzeczywiście tak piszą, to wielka dla mnie radość. „Generał Nil” jest w moim odczuciu dopełnieniem ról, które zagrałem u Kazimierza Kutza, Andrzeja Wajdy, czy Tadeusza Chmielewskiego. Może nadszedł czas, aby podsumować swoje doświadczenia aktorskie? A może przeciwnie – czas o nich zapomnieć, kierować się emocjami i tym, co podpowiada intuicja? A może jedno i drugie? Nie wiem. Rola, którą powierzył mi Bugajski, była dla mnie wielką szansą. Jeżeli potwierdzi się, że ją wykorzystałem, będę szczęśliwy.

**

Kiedy Pan patrzy na siebie z przed lat, co Pan sobie myśli?**

Że cały czas dojrzewam. Wraz z upływającym czasem dowiaduję się coraz więcej o sobie i własnych możliwościach. Ufam, że wciąż mogę przeżywać życie aktywnie i twórczo.

**

Czas nie gra żadnej roli?**

Gra. A nawet, żeby było ciekawiej, to ja gram rolę Czasu w szekspirowskiej „Opowieści zimowej”, którą przygotowujemy w Teatrze Polskim (śmiech). Jestem kimś w rodzaju kuglarza, demiurga zdarzeń i komentatora akcji…

**

Ale „czasem” gra Pan też coś innego?**

Owszem. Wkrótce będzie mnie można zobaczyć w filmie „Miasto z morza” Andrzeja Kotkowskiego. A już następnego dnia po premierze „Generała Nila” jadę na plan zdjęciowy nowego filmu „Mistyfikacja” Jacka Koprowicza.

**

Dziękuję za rozmowę.**

d2oln1r
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2oln1r

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj