Operator postrzelony na planie napisał list do prezydenta. "Snajper celował w głowę, uratował mnie podmuch wiatru"
Kilkanaście miesięcy temu został postrzelony na planie filmu Patryka Vegi przez byłego GROM-owca. Do dziś porusza się o kulach i nie może pracować. Prokuratura nadal nie postawiła zarzutów, dlatego Petro Aleksowski zwrócił się z prośbą o pomoc do najwyższych władz.
29.03.2018 | aktual.: 30.03.2018 14:51
- Bez pomocy Pana Prezydenta nie doczekam się rozwikłania tajemnicy zdarzenia, którego skutkiem było postrzelenie mnie przez emerytowanego funkcjonariusza GROM – napisał Petro Aleksowski, urodzony w Gdańsku reżyser i operator filmowy. Odpowiedź zawierała sformułowania o żalu pana Prezydenta i niemożności ingerowania w pracę niezależnej prokuratury. Aleksowski podobny list wystosował do Zbigniewa Ziobry - z podobnym skutkiem.
Zdarzenie miało miejsce 21 grudnia 2016 r. na planie "Czerwonego punktu" Patryka Vegi. Produkcja zapowiadana jako film sensacyjny z udziałem Ewana McGregora okazała się 9-minutową, fabularną reklamą nowej platformy Showmax. Aleksowski pracował wcześniej z Vegą przy "Pitbullach" i filmach wojennych, więc strzelaniny na planie nie były dla niego niczym nowym. Dotychczas nie zdarzyło się jednak, by któryś z aktorów czy kaskaderów posługiwał się ostrą amunicją.
Feralnego dnia Aleksowski kręcił widowiskową scenę z udziałem śmigłowca, w którym siedział zamaskowany strzelec celujący w obiektyw kamery. Operator stał na podnośniku, 20 m nad ziemią, śmigłowiec znajdował się w odległości 50 m od niego.
- Nagle, bez żadnych uzgodnień ze mną, helikopter z 50 m zbliża się na 30 m. Mówię na głos, do siebie: "Za blisko" – wspomina na łamach "Gazety Wyborczej". Chwilę później reżyser daje znak i ze śmigłowca pada strzał. Pocisk trafia w nogę operatora.
Z pomocą przychodzą mu kaskaderzy, tamując krwawienie paskiem i drutem, gdyż na planie nie było żadnej opieki medycznej. Przez 10 minut czekał na ulicy na karetkę, w tym czasie na piechotę dotarli do niego ratownicy z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i założyli opatrunek (przypadkowy drut na krwawiącej nodze założony przez kaskaderów nie gwarantował higieny, przepuszczał krew). Mężczyzna trafił do Szpitala Bielańskiego. - Ponieważ kręciłem w tym czasie film o weteranach z Afganistanu, miałem kontakt z Wojskowym Instytutem Medycznym i poprosiłem o przewiezienie - powiedział Aleksowski redakcji WP Film. - Nikt mi w żadnym szpitalu nie odmówł leczenia - podkreśla, dementując niektóre doniesienia medialne.
Pocisk wystrzelony przez byłego GROM-owca to tzw. dum-dum, który rozrywa się w ciele trafionego. Aleksowski do dziś ma w nodze części rozerwanej kości i odłamki pocisku. Kość udową zastąpiono implantem.
Aleksowski do dziś nie dostał odpowiedzi, jakim cudem weteran wojny w Afganistanie pojawił się na planie z własną bronią nabita ostrą amunicja, przerobioną domowym sposobem na dum-dum. "Szczegóły śledztwa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola są tajne, bo dotyczą żołnierzy tajnej jednostki GROM" – podkreśla dziennik. Strzelec miał się jedynie tłumaczyć przed prokuraturą, że nie ma pojęcia, jak mogło dojść do tej sytuacji. Własną broń wniósł na plan, bo odmówił korzystania z przygotowanej przez filmowców atrapy.
Kilkanaście miesięcy po wypadku Aleksowski jest pozostawiony bez odpowiedzi, pracy i pomocy, dzięki której mógłby finansować rehabilitację (wszystkie zabiegi opłaca z własnej kieszeni) i myśleć o chodzeniu bez wspomagania się kulami. Do dziś przeszedł trzy zabiegi, cały czas grozi mu kolejne zakażenie i nie może ruszać stopą, która "jest nieczynna z powodu uszkodzenia nerwu". Z polisy ubezpieczeniowej dostał 48 tys. zł z tytułu "nieszczęśliwego wypadku" (uszczerbek zdrowia na poziomie 16 proc.) - o wypłatę musiał się upominać jego adwokat. Patryk Vega wpłacił mu na konto 100 tys. zł. i, jak powiedział Aleksowski, jako jedyny "zachował się po ludzku".
Aleksowski nie ma dziś planów związanych z wytoczeniem pozwu przeciwko producentowi. - Czekam na proces karny i ustalenie winnego, być może potem wytoczę pozew cywilny. Wpisowe do sądu, bym mógł założyć sprawę, to 100 tys. zł - powiedział redakcji WP Film. Proces o odszkodowanie musi więc poczekać, bo pozbawiony możliwości pracy filmowiec wszystkie środki wydaje na rehabilitację i bieżące potrzeby.
- Snajper, który mnie trafił, mierzył celnie, w kamerę, czyli także w głowę. W chwili strzału helikopterem bujnęło. Zwykły podmuch wiatru lub błąd pilota uratował mi życie – skwitował Petro Aleksowski na łamach dziennika.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl