Wbrew powszechnym opiniom Oscary (rozdanie nagród już w niedzielę 22 lutego - * będziecie mogli śledzić naszą relację) nie są nagrodami, które doceniają jedynie amerykańskich twórców. W tym roku widać to szczególnie wyraźnie. Tylko dwie spośród 24 kategorii zdominowane zostały w 100 procentach przez artystów ze Stanów Zjednoczonych. W tym roku Oscary są bardzo międzynarodowe. Spory w tym udział mają również Polacy.*
Przez pierwsze pięć edycji Oscarów związane były tylko i wyłącznie z amerykańskim przemysłem filmowym. I choć nominowano już wtedy twórców pochodzących spoza USA, to jednak pracujących przy amerykańskich filmach (Josef Von Sternberg, Ernst Lubitsch i Greta Garbo). Dopiero w czasie Oscarów 1932/33 Akademia zdobyła się na odważną decyzję i doceniła zagraniczną produkcję, obdarzając Oscarem brytyjskiego aktora Charlesa Laughtona za jego rolę w "The Private Life of Henry VIII". Drzwi zostały otwarte. Rekord nominacji dla filmu nieanglojęzycznego pochodzi z roku 2001 i należy do "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka", który zdobył ich aż 10 (w tym cztery Oscary). Drugie miejsce dla "Życie jest piękne" z siedmioma nominacjami, a trzecie dla "Fanny i Alexander" z sześcioma nominacjami. Dziewięć filmów nieanglojęzycznych zdobyło nominację do Oscara dla
najlepszego filmu roku.
Dziś to głównie Brytyjczycy regularnie goszczą na listach nominowanych, ale - co cieszy bardzo - nie tylko oni. Wśród nominowanych do Oscarów 2015 znalazło się siedmioro twórców związanych z naszym krajem. Nigdy wcześniej podczas jednej ceremonii oscarowej nie mieliśmy tylu przedstawicieli. Jesteśmy w czołówce zagranicznych autorów, co prawda za Brytyjczykami, ale tuż obok dużego zespołu meksykańskich twórców pracujących głównie przy "Birdmanie".
Trójka naszych twórców reprezentuje "Idę" i jest to największy z tegorocznych oscarowych sukcesów polskiego kina, bo potwierdzony aż dwoma nominacjami. W kategorii Film nieanglojęzyczny Oscara otrzymuje reżyser i to dlatego Paweł Pawlikowski przejdzie do historii jako zdobywca nominacji, a może i samego Oscara. Złote statuetki ominą niestety polskich producentów, choć można mieć nadzieję, że wraz z laureatem pojawią się oni po odbiór upragnionej nagrody (upragnionej głównie przez widzów,* bo sam Pawlikowski podchodzi do tego zamieszania ze sporym dystansem i zapewne Oscara odda do muzeum.* Kategoria Film nieanglojęzyczny to oczywiście domena twórców zagranicznych. Poza naszym rodakiem, mamy tutaj także Rosjanina oraz filmowców z Argentyny, egzotycznej Mauretanii oraz Estonii. W innych kategoriach także jest bardzo międzynarodowo.
Polscy operatorzy "Idy" dołączyli do grona rodzimych twórców docenionych oscarową nominacją. Wcześniej wyróżnienie Akademii za zdjęcia zdobywali i Sławomir Idziak i Paweł Edelman,* ale prawdziwym gigantem jest Janusz Kamiński, który pracuje ze Stevenem Spielbergiem i ma dwa Oscary na koncie.* Tegoroczni nominowani Łukasz Żal i Ryszard Lenczewski nie stoją na przegranej pozycji. Jednak w ich kategorii mamy do czynienia z bardzo międzynarodowym zespołem twórców. Jest utytułowany Meksykanin Emmanuel Lubezki ("Birdman" – faworyt i zeszłoroczny laureat), nie mniej sławny Brytyjczyk Roger Deakins ("Niezłomny") i jego rodak Dick Pope ("Mr. Turner"). Jedyny Amerykanin w tym gronie to Robert Yeoman ("Grand Budapest Hotel"), od lat współpracujący z reżyserem
Wesem Andersonem. Zacne grono wielkich operatorów.
Międzynarodowy charakter Oscarów widać w tym roku najlepiej przyglądając się kategorii Najlepsza muzyka, gdzie wszyscy nominowani kompozytorzy pochodzą spoza USA, choć kilku z nich tworzy regularnie dla Hollywood. Pochodzący z Niemiec Hans Zimmer ("Interstellar") oraz francuski mistrz Alexandre Desplat (dwie nominacje za "Grand Budapest Hotel" i "Grę tajemnic") mają na swoim koncie liczne sukcesy, ale ich konkurenci, Brytyjczyk Gary Yershon ("Mr. Turner") i pochodzący z Islandii Johann Johansson ("Teoria wszystkiego"), to na rynku amerykańskim niemal debiutanci. Związany z Wielką Brytanią Yershon raczej za ocean się nie wybiera, od lat pisząc regularnie muzykę dla Mike'a Leigha oraz współpracując z Royal Shakespeare Company oraz National Theatre. Za swoją pracę szczególnie chwalony jest Johansson. To
pierwszy w historii obywatel Islandii nagrodzony Złotym Globem, dziś mieszkający zresztą w Berlinie.
Twórców zagranicznych i pochodzących spoza USA wypatruje się oczywiście w głównych kategoriach. Wśród ośmiu najlepszych filmów, tylko dwa nie są produkcjami/koprodukcjami amerykańskimi – "Gra tajemnic" oraz "Teoria wszystkiego" - obie reprezentują Wielką Brytanię. Przyglądając się bliżej liście można dostrzec jej międzynarodowe cechy. Kanada ma swój udział w powstaniu amerykańskiego "Birdmana", koprodukcją z Wielką Brytanią, Niemcami i USA jest "Grand Budapest Hotel", a Brytyjczycy są również współproducentami "Selmy". Filmami tylko amerykańskimi są: "Snajper", "Boyhood" i "Whiplash". Jak widać mamy wynik 4:3 na korzyść produkcji międzynarodowych. Nie oszukujmy się jednak, Oscary oceniają głównie rynek angielskojęzyczny i w takim języku mamy wszystkie osiem filmów nominowanych w najważniejszej kategorii. Choć od
czasu do czasu filmowi nieanglojęzycznemu uda się przebić do tej kategorii, czego dowodem "Miłość" Michaela Haneke.
Nie oznacza to jednak, że twórcy zagraniczni pracują na marginesie amerykańskiego przemysłu filmowego. Od początków kina Hollywood ściąga do siebie utalentowanych autorów z całego świata. Tak było od zawsze z reżyserami, a w tym roku potwierdzeniem tego są nominacje dla Meksykanina Alejandro Gonzaleza Inarritu za "Birdmana" (aż trzy!) oraz Norwega Mortena Tylduma za "Grę tajemnic". Przed rokiem Oscara za reżyserię otrzymał Alfonso Cuaron za "Grawitację", kolega Inarritu zza południowej granicy USA. Meksykanie nie są więc już tylko tanią siłą roboczą w Stanach.
Przewagę twórców amerykańskich widać wyraźnie w kategoriach aktorskich. Spośród 20 nominacji tylko jedna to rola nieanglojęzyczna. Akademia doceniła Marion Cotillard za "Dwa dni, jedną noc" i ponownie skierowała swój wzrok na tę aktorkę, która kilka lat temu zdobyła Oscara za rolę Edith Piaf. Kilka razy w historii Oscarów nieanglojęzyczni aktorzy pierwszoplanowi okazywali się lepsi od swoich angielskojęzycznych kolegów. Pamiętane do dziś jest zwycięstwo Roberto Benigniego za "Życie jest piękne", a w 2012 roku Oscara odbierał Jean Dujardin za "Artystę" (tutaj aktor nie powiedział ani jednego słowa, więc trudno uznać tę rolę za językowo nieanglojęzyczną). W tym roku wszystko zostanie w rodzinie anglosaskich aktorów. Warto jednak zauważyć, że dwóch artystów Brytyjskich (Benedict Cumberbatch i Eddie Redmayne) rywalizuje z trzema Amerykanami (Carell, Cooper i Keaton). Bardziej międzynarodowa jest kategoria z najlepszymi aktorkami w głównych rolach. Poza wspomnianą Cotillard, mamy dwie Brytyjki - Felicity Jones i
Rosamund Pike. I tylko faworyzowane Julianne Moore i Reese Whiterspoon to Amerykanki. Inaczej sprawa ma się z nominowanymi za role drugoplanowe. Wśród dziesiątki kandydatów jedynie Keira Knightley reprezentuje Brytanię. Aktorzy drugoplanowi zdominowali wręcz tę kategorię. I tylko jeszcze kategoria Najlepsza piosenka w pełni obstawiona została przez amerykańskich autorów.
W niemal wszystkich dziedzinach technicznych i artystycznych nominacje zdobywali twórcy reprezentujący różne zakątki świata. Nieanglojęzycznych twórców odnajdujemy jeszcze wielu. Chociażby wśród nominowanych za pełnometrażowy film animowany. "The Tale Of The Princess Kaguya" podpisany został przez Japończyków Isao Takahatę i Yoshiakiego Nishimurę. Inny nominowany film "Song of the Sea" to praca Irlandczyków Tomma Moore'a i Paula Younga. Wśród długometrażowych dokumentów mamy "The Salt of the Earth", za którym stoi Wim Wenders, ale też Juliano Ribeiro Salgado i David Rosier. Meksykańska ekipa mocno wsparła wspomniany już film "Birdman". Twórcy z Nowej Zelandii odpowiadają za udane efekty wizualne do "Ewolucji planety małp", a technicznie filmy wspierają specjaliści z różnych części świata.
Kolejny polski akcent spotykamy, gdy spoglądamy na kategorię Najlepsze kostiumy.* W gronie nominowanych znajduje się pochodząca z Polski Anna Biedrzycka Sheppard,* którą doceniono za "Czarownicę" z Angeliną Jolie. Pani Anna pracując jeszcze w Polsce tworzyła kostiumy do tak głośnych filmów jak m.in. "Życie rodzinne", "Iluminacja", "Bilans kwartalny", serial "Polskie drogi", "Brunet wieczorową porą", "Barwy ochronne" czy "Constans". W okolicach stanu
wojennego drogi pani Anny i naszej kinematografii rozeszły się. Coraz więcej pojawiało się jej prac zagranicznych, m.in. "Lista Schindlera", za którą zdobywa swoją pierwszą nominację do Oscara. Potem było jeszcze wiele głośnych filmów, m.in.: "Informator", "Pianista" (druga nominacja), serial "Kompania braci", "Bękarty wojny", "Captain America: Pierwsze starcie" czy ostatnio "Furia".
Oscarowa konkurencja wśród autorów kostiumów jest także międzynarodowa. Faworytką kategorii jest dziś Włoszka Milena Canonero za "Grand Budapest Hotel", zdobywczyni trzech Oscarów. Nominację otrzymała również Brytyjka Jacqueline Durran za "Mr. Turner". Ona również ma Oscara na koncie.
Od lat prawdziwy międzynarodowy charakter mają kategorie doceniające produkcje krótkometrażowe. Przez lata to właśnie tutaj Polacy zdobywali swoje nieliczne, ale jakże cenne Oscary i nominacje. Laury otrzymali: Zbigniew Rybczyński za "Tango" (Oscar) i ekipa z Se-Ma-Fora za "Piotrusia i wilka" (Oscar), a nominacje były udziałem Tomka Bagińskiego ("Katedra"), Marcela Łozińskiego (Oscary 1994: "89 mm do Europy"), Hanny Polak i Andrzeja Celińskiego (Oscary 2006: "Dzieci z Leningradzkiego") i Bartka Konopki (Oscary 2011: "Królik po berlińsku"). W tym roku w jednej tylko kategorii mamy trójkę nominowanych twórców. O Oscara dla najlepszego krótkometrażowego filmu dokumentalnego powalczą Aneta Kopacz z "Joanną" oraz Tomasz Śliwiński i Maciej Ślesicki z "Naszą klątwą". Jeden z ich konkurentów to także twórca zagraniczny. Za film "La Parka" nominację zdobył Meksykanin Gabriel Serra Arguello.
W pozostałych kategoriach dotyczących krótkich filmów także są licznie reprezentowani twórcy zagraniczni. Mamy tutaj autorów filmów z Izraela ("Aya"), Chin ("La lampe au beurre de yak"), Szwajcarii ("Parvaneh"), Wielkiej Brytanii ("The Phone Call", "The Bigger Picture"), Norwegii i Kanady (urodzona w Norwegii i pracująca w Kanadzie autorka animacji "Me and My Moulton", uhonorowana Oscarem Torill Kove) oraz Holandii ("A Single Life").
W momencie, gdy Amerykańska Akademia Filmowa musi odpowiadać na zarzuty dyskryminacji czarnoskórych twórców oraz kobiet-reżyserów, nie można jej odmówić otwarcia na autorów reprezentujących wszystkie zakątki naszego globu. Corocznie do grona nowych członków Akademii przyjmowanych jest ponad 200-250 osób, z czego wielu spoza Stanów Zjednoczonych. To dlatego Oscary mają tak duże uznanie na całym świecie, trudno bowiem przypisać je tylko do kina "made in USA".
Autor: Krzysztof Spór, dziennikarz filmowy i animator kultury filmowej. Współtwórca, pierwszy i wieloletni redaktor naczelny portalu Stopklatka.pl, z którym zdobył Nagrodę PISF dla najlepszego portalu internetowego o tematyce filmowej. Laureat Nagrody im. Jana Machulskiego za całokształt działań na rzecz polskiego kina niezależnego. Dyrektor artystyczny festiwalu "Lato z Muzami" w Nowogardzie. Współpomysłodawca i jeden z organizatorów Akademii Węży, która corocznie przyznaje nagrody dla nieudanych polskich filmów, w ten sposób zabiegając o poprawę rodzimej kinematografii. Juror krajowych i międzynarodowych festiwali filmowych. Wielbiciel polskiego kina i fantastyki pod każdą postacią. Od lutego 2014 kieruje działem Varia w miesięczniku "Kino". Autor bloga "Spór w kinie" (sporwkinie.blogspot.com)