Oskubał Robina Williamsa. "Za jego decyzją stała tylko i wyłącznie chciwość"
Legenda kina niezależnego Kevin Smith wydał niedawno książkę, w której zdradza wiele ciekawych, niejawnych informacji na temat kulis amerykańskiego przemysłu filmowego. Duży fragment swoich wspomnień poświęcił kultowej produkcji "Buntownik z wyboru", której był współproducentem. Głównym szefem projektu był jednak Harvey Weinstein.
Wydawniczy bestseller nosi tytuł "Kevin Smith's Secret Stash: The Definitive Visual History". Jej autorem jest facet, który w połowie lat 90. ubiegłego wieku sprawił, że amerykańskie kino niezależne, w jego przypadku nawet na wpół amatorskie (Smith w szkole filmowej studiował przez zaledwie 4 miesiące), przebiło się do meinstreamowego nurtu w kinach.
Debiutancki film Kevina Smitha "Clerks – Sprzedawcy" stał się prawdziwą sensacją. Nakręcona za grosze, a dokładnie za 27 tys. dol., komedia obyczajowa dotarła nawet do Cannes, gdzie otrzymała dwie prestiżowe wyróżnienia. Podczas odbierania nagród Smith podziękował właścicielowi sklepu, w którym pracował i zarazem nakręcił swój film, że pozwolił mu na wykorzystanie lokalu w godzinach jego zamknięcia, czyli pomiędzy 23:00 a 6:00.
W książce "Kevin Smith's Secret Stash" dużo miejsca zostało poświęcone "Buntownikowi z wyboru" (1997 r.). Smith pełnił w nim rolę współproducenta. Jak wspomina, dla niego była to wysokobudżetowa produkcja, niczym "Titanic" Jamesa Camerona. W hollywoodzkiej skali był to jednak raczej niskobudżetowy projekt. Koszt realizacji wyniósł bowiem około 10 mln dol.
Kevin Smith był tu współproducentem, Ben Affleck i Matt Damon scenarzystami i aktorami (za scenariusz otrzymali zresztą Oscara), reżyserem filmu był znakomity Gus Van Sant, gwiazdą Robin Williams, zaś szefem całego przedsięwzięcia Harvey Weinstein. Wówczas producent i właściciel firmy zajmującej się rozpowszechnianiem filmów w kinach.
W książce "Kevin Smith's Secret Stash" jej autor zdradził, jak wszechpotężnemu producentowi udało się "oskubać" Robina Williamsa na ładnych kilka milionów dolarów. Pod koniec lat 90. Williams był jedną z największych hollywoodzkich gwiazd. Twórcy "Buntownika z wyboru" nie mieli więc pieniędzy, aby zapłacić aktorowi honorarium zgodne z jego stawką. Zaproponowali więc, że w zamian za mniejsze wynagrodzenie początkowe, aktor otrzyma lwią część zysków, które film zacznie generować po przekroczeniu stumilionowego pułapu w amerykańskich kinach. Williams, który nie należał do ludzi zbyt drobiazgowych, przystał na to. Weinstein też się zgodził.
Producent zapewne nie przypuszczał, że film może zarobić w Stanach ponad 100 mln dol. Jednak po kilku tygodniach wyświetlania stumilionowy pułap został zdobyty. Co więcej, "Buntownik z wyboru" pędził dalej i nie wiadomo było, gdzie się zatrzyma. Wówczas Harvey Weinstein zdecydował się na przedwczesne wycofanie filmu z kin.
"Zrobił to, bo trzymanie filmu w kinach oznaczało więcej pieniędzy dla Robina. Umowa nie była dla niego już tak korzystna w przypadku dystrybucji na kasetach wideo. Za decyzją tą stała więc tylko i wyłącznie chciwość" – napisał w swojej książce Kevin Smith.
"Nagrodą pocieszenia stała się zapewne nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej, którą aktor otrzymał za drugoplanową rolę w "Buntowniku z wyboru". Jedyny Oscar w karierze Robina Williamsa.