"Parasite": o koreańskiej rodzinie w mocnej dawce [RECENZJA]
"Parasite" został uznany za najbardziej szalonego zdobywcę Złotej Palmy od czasu "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. Pozornie prosta i nieco absurdalna historia pokazuje bolesną prawdę o życiu i Koreańczykach. Film na szansę zawojować światowe kina.
19.09.2019 | aktual.: 19.09.2019 19:02
"Parasite": Zgrabny przekrój koreańskiego społeczeństwa
"Parasite" daje możliwość poznania wad i zalet Koreańczyków, ich umiejętności i dziwnych zachowań. Bohaterowie wykazują się ogromnym sprytem, wręcz ponadprzeciętnym. Reżyser Joon-ho Bong ukazał to w niekonwencjonalny sposób.
Mało kto wpadłby na pomysł przyjęcia całkowicie nowych ról życiowych, tak jak to zrobiła rodzina Ki-taeków. Żeby wyjść z biedoty, zatrudniają się jako pomoc bogatej rodziny, podstępem usuwając dotychczasowych pracowników. Młodzi zajmują wolne wakaty korepetytorów. Wszyscy kłamią gospodarzom nt. swojego życia i doświadczenia, ale swoją pracę wykonują zaskakująco dobrze. Niestety, jedna impreza niweczy cały ich plan.
W sytuacji kryzysowej reagują dość panicznie, emocjonalnie, nie ma żadnej organizacji działań. Każdy staje się dla siebie toksyczny, jak tytułowy pasożyt. "Najlepszy plan to brak planu" - stwierdził ojciec biedniejszej rodziny. Ten cytat najlepiej oddaje chaos i reorganizację w kłopotliwej sytuacji, która kończy się wręcz tragicznie.
Film całkowicie wywraca wyobrażenia o idealnej Korei Południowej i Koreańczykach bez wad. W stosunkowo wąsko zarysowanym świecie widzimy przekrój całego społeczeństwa - od desperacko działającej biedoty, która potrafi cieszyć się życiem, do bogaczy, których perfekcjonizm jest irytujący.
Dużym plusem filmu jest dystans, jaki przejawiają bohaterowie do samych siebie i historii. Dowodem na to jest scena, w której parodiują kult przywódców Korei Północnej. Choć na co dzień ci z Południa obawiają się, że w każdej chwili może dojść do ataku.
Dopóki oszustwo wychodzi, mamy sceny typowo komediowe, które są dobrze wyważone. Za to dalsza część filmu jest już przerysowana. Od dobrze zrobionej komedii, przez thriller, jakąś groteskę horroru, do dramatu - pewne granice zostały przekroczone, przez co w drugiej części filmu brak odpowiedniego wyważenia wartości gatunków. Na szczęście przekaz broni te zaburzenia.
"Parasite": Cicha woda brzegi rwie
"Parasite" zdobyło Złotą Palmę w Cannes całkowicie zasłużenie. Jest niekonwencjonalny w swoich założeniach i zmusza widza do wysiłku intelektualnego. Ma naprawdę mocny przekaz. To jest taki film, który idealnie oddaje znaczenie przysłowia "cicha woda brzegi rwie".
Sam Tarantino powiedział, że Joon-ho Bong to azjatycka wersja Stevena Spielberga. Też stara się dawać frajdę i sporo śmiechu, ale zmusza do refleksji i uczy czegoś. Nie zostawia z niczym, pokazuje prawdy życiowe. Ten film można zaliczyć do kina nieprzeciętnego, wybitnego. Będzie głównym konkurentem dla "Bożego Ciała" Jana Komasy w walce o Oscara.
Moja ocena: 8/10