Urodził się w New Jersey. Uwielbia zwierzęta. Kocha książki George'a Martina. Brzydzi się przemocą. Najchętniej spędza czas wolny, czytając, pijąc herbatę i spacerując z psem. Jest wegetarianinem. Ma 135 cm wzrostu.
Urodził się w New Jersey. Uwielbia zwierzęta. Kocha książki George'a Martina. Brzydzi się przemocą. Najchętniej spędza czas wolny, czytając, pijąc herbatę i spacerując z psem. Jest wegetarianinem. Ma 135 cm wzrostu.
Ze swoją chorobą, genetycznie uwarunkowaną achondroplazją, pogodził się już dawno, choć jako dziecko sporo się przez swoją „odmienność” wycierpiał. Jego przepis na normalne życie? Dystans do siebie i poczucie humoru.
„Kiedy byłem dzieckiem, czułem się z tym naprawdę źle. Później zrobiłem się zgorzkniały i wściekły, odciąłem się od innych. Ale z wiekiem należy zdać sobie sprawę, że musisz po prostu mieć poczucie humoru. Musisz zrozumieć, że to nie jest twój problem – tylko ich”.
Sfrustrowany aktor-karzeł
Aktorstwem interesował się już od najmłodszych lat, choć na dużym ekranie zadebiutował dość późno – po raz pierwszy pojawił się w „Filmowym zawrocie głowy” (1995), wcielając się w rolę... sfrustrowanego aktora-karła, który sugeruje, że reżyser może wsadzić jedną ze scen tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Od tej pory występował coraz częściej, choć prawdziwy przełom i powoli rosnącą popularność przyniósł dopiero „Dróżnik” z 2003.
Krasnoludków unika jak ognia
Dinklage przyznaje, że niscy ludzie nie mają w biznesie filmowym łatwego życia, od razu zostają zaszufladkowani, a zasób potencjalnych ofert jest dość ograniczony. Irytuje go, że proponuje się im przede wszystkim role krasnoludków, elfów, niziołków – postaci, które mają bawić widzów swoją nieporadnością lub złośliwym charakterem.
I choć zapewnia, że takich filmów unika jak ognia i najchętniej angażuje się w projekty niezależne, to producentom uległ już kilkakrotnie: na swoim koncie ma chociażby rolę karła Zuchona w „Opowieściach z Narnii” i występ w komedii familijnej „Elf”.
Ulubieniec telewidzów
Ogromna popularność idąca w parze z sukcesem serialu „Gra o tron” naturalnie bardzo go cieszy – grany przez niego Tyrion Lannister należy do ulubieńców widzów – choć aktor nie ukrywa, że sława ma też swoje gorsze strony.
Dinklage wyznaje nieśmiało, że choć nie wiadomo jak mili, po jakimś czasie fani potrafią stać się bardzo męczący i natrętni, a on, w przeciwieństwie do innych celebrytów, nie może założyć na nos ciemnych okularów i ot tak wmieszać się w tłum.
„Mam metr trzydzieści pięć wzrostu i wbrew pozorom trudno mnie nie zauważyć” – dodaje.
Nie lubi branżowych imprez
Dinklage, mimo rosnącego zainteresowania fanów, nie dopuszcza do swojego prywatnego życia dziennikarzy i fotoreporterów, niezwykle rzadko zagląda nawet na oficjalne imprezy.
W odróżnieniu od granego przez siebie Tyriona wiedzie spokojne, ustabilizowane życie, które od wielu lat dzieli z jedną kobietą.
Najtrudniejsza rola życia
Z Ericą Schmidt (na zdjęciu), reżyserką teatralną, zaręczył się w 2004 roku. Nie przeszkadza im różnica wzrostu (parę dzieli ponad trzydzieści centymetrów), a ich uczucie okazało się na tyle silne, że już rok później zdecydowali się na ślub – od 2005 roku są w szczęśliwym związku małżeńskim.
Dwa lata temu urodziła się im córeczka Zelig i, jak nieustannie i z lubością podkreślają media, teraz aktor odgrywa najtrudniejszą rolę życia – rolę ojca.
(sm/mn)