Pierwsza amerykańska święta. Wołali na nią "świnka morska" [RECENZJA]
W polskiej Wikipedii na samym początku przeczytacie o niej przede wszystkim, że była dziewicą. Tymczasem Francesca Cabrini z jedną walizką, sześcioma siostrami i listem od papieża przyjechała z Włoch do Nowego Jorku, by wyciągać dzieci ze skrajnej biedy. Dosłownie - z kanałów. Makaroniara, brudas, świnka morska – tak wołali na nią Nowojorczycy. Kilka dekad później padali na kolana.
Jesteśmy w takim momencie historii, w którym można publicznie, przed milionami oglądających powiedzieć o jakiejś nacji, że jest jak pływająca wyspa śmierci. To "słynne" już słowa komika Tony’ego Hinchcliffe’a na wiecu Donalda Trumpa w Nowym Jorku. Jak już wiemy, nie pogrążyły one kandydata. Ameryka, choć od setek lat tworzona przez imigrantów, od zawsze ma z nimi problem. Pokazuje to Alejandro Monteverde w swoim nowym filmie - "Cabrini". Reżyser docenianego "Sound of Freedom. Dźwięk wolności" postanowił pokazać historię matki Franceski Cabrini. Produkcja ta znalazła się w Konkursie Głównym tegorocznego festiwalu EnergaCamerimage w Toruniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mamy 1889 r. Włoszka Franceska Cabrini marzy o tym, by rozszerzyć swoją dobroczynną działalność na cały świat. Marzy jej się pomoc dzieciom w Chinach, o czym śmiało pisze w listach do Watykanu. Tam mają jej dość. W końcu zapraszają ją przed Tron Piotrowy, by osobiście przekazać jej, że ona, jako kobieta, nie ma co marzyć o takiej działalności i że powinna skupić się na Lombardii. Cabrini nie daje łatwo za wygraną i przekonuje samego papieża, by dał jej szansę. Ten kieruje ją jednak nie do Chin, a na drugą stronę świata - do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do Nowego Jorku, gdzie po nowe życie płyną tysiące włoskich imigrantów. Cabrini i jej siostry z zakonu szybko przekonują się, jak wygląda to nowe życie Włochów.
Five Points toczy zaraza za zarazą. Młode imigrantki trafiają do domów publicznych, dzieci – na ulice, albo niżej, do kanałów, które stają się ich jedynym schronieniem przed bezlitosnym losem. Wygląda to tragicznie. Brudne ulice, błoto, rozpadające się drewniane chałupy. I w środku tego siostry zakonne, które chcą wszystko zmienić, ale co chwile zderzają się z rzeczywistością. Gdy coś im się udaje – jak np. stworzenie od zera przytułku dla sierot – i chcą więcej, biali, uprzywilejowani mężczyźni próbują je powstrzymać. Niektórzy z nich zasiadają w ratuszu, inni – w diecezji arcybiskupa.
"Cabrini" to film stworzony przede wszystkim z pięknych zdjęć, za które odpowiadał operator Gorka Gómez Adreu. Zdjęcia z podmiejskich kanałów są zachwycające, podobnie jak momenty, w których widzimy młodą, topiącą się Franceskę. Ale obraz to nie wszystko. Punktowanie co chwilę tego, że Franceska jest kobietą, dlatego czegoś nie może, w pewnej chwili staje się zbyt sztuczne, by nie zgrzytać zębami.
Trudno zliczyć, ile razy w filmie pada argument, że jest kobietą, więc nie dostanie pieniędzy, szpitala, pomocy etc. Takie łopatologiczne pokazywanie historii w ogóle nie było konieczne. Biografia Cabrini to sam w sobie fenomenalny materiał. Jak przedstawiłaby go kobieta, filmowczyni? Można bowiem odnieść wrażenie, że Monteverde usilnie w każdej scenie chce pokazać smutny, trudny los tej kobiety, która musiała radzić sobie wśród mizoginów, kładąc przesadnie nacisk na jej płeć. Wszyscy widzowie zrozumieli to już po kilkunastu pierwszych minutach. Wystarczyło.
Przesada nie jest tu w ogóle potrzebna. Co było tu potrzebne, to uwiarygodnienie tej historii. Skupienie się na tym, by nie robić z "Cabrini" bajki o Kopciuszku w habicie, gdzie jak za dotknięciem magicznej różdżki z ruder robi się przytulne schronienia, a wszyscy żyją, zajadając się włoskimi ciastkami z brzoskwiniami.
I można przewracać oczami, gdy reżyser daje nam setną scenę o tym, że Cabrini jest kobietą w męskim świecie, gdzie na włoskie imigrantki Nowojorczycy wołają "świnka morska", ale i tak ogląda się to z zaciekawieniem do samego końca. Można też utyskiwać na to, jak Monteverde baśniowo poprowadził tę historię, ale pokazuje widzom zapomnianą historię imigrantki. I to w tak gorącym czasie dla Ameryki i w ogóle dla świata, który co kilka dni zderza się z pytaniem, jak rozwiązać kryzysy migracyjne i jak traktować uchodźców.
Data kinowej premiery filmu "Cabrini" nie jest jeszcze znana. Film miał swoją premierę na festiwalu EnergaCamerimage w Toruniu i walczy tu o Złotą Żabę w Konkursie Głównym obok takich filmów jak "Gladiator II" czy "Konklawe". Wirtualna Polska jest patronem medialnym festiwalu.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalu z "Konklawe", omawiamy porażających "Łowców skór" na Max i wyliczamy, co poszło nie tak z głośnym "Sprostowaniem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: