Porzucił aktorstwo lata temu. Dziś Adam Probosz uchodzi za fachowca w zupełnie innej branży
W latach 80. był prawdziwą gwiazdą. Publiczność zapamiętała go zwłaszcza dzięki roli księcia Mateusza w "Akademii pana Kleksa". Adam Probosz zagrał jeszcze później w wielu innych filmach i serialach, a potem, niespodziewanie, porzucił aktorstwo. Co sprawiło, że podjął taką decyzję?
Na ekranie zadebiutował już w 1978 roku, niewielką rolą w filmie "Zmory". Szybko doceniono jego talent i zaraz potem posypały się propozycje, choć Probosz pojawiał się często na drugim planie albo w epizodach. Zagrał w "Zielonych latach", "Kłusowniku", "Janie Serce", "Oku proroka", "Na tropach Bartka" i, wreszcie, w 1983 roku, otrzymał rolę, z którą kojarzony miał być już przez długie lata. Został księciem Mateuszem w "Akademii pana Kleksa".
Pracę na planie wspominał z nostalgią. Doskonale dogadywał się z ekipą i świetnie się bawił, ale już wówczas zdawał sobie sprawę, że aktorem w przyszłości nie zostanie. Przyznawał też, że miał problem z łączeniem filmu ze szkołą.
- Wyjazdy na plan kolidowały z nauką, bywało, że miałem opuszczonych 360 godzin lekcyjnych. Rodzice postawili mi warunek, że jeżeli zawalę szkołę, przygoda z filmem definitywnie się skończy – opowiadał w "Na żywo”.
Chociaż występował jeszcze potem w wielu polskich produkcjach i spektaklach teatralnych, w pewnym momencie postanowił się "przebranżowić". Twierdził, że tak naprawdę nigdy nie czuł powołania do gry. Jego brat Piotr wystąpił w kilku filmach, ale potem uznał, że bardziej pociąga go pisanie. Tylko brat Marek (na zdjęciu z Adamem i swoją żoną, Marią Probosz)
został zawodowym aktorem i wciąż można oglądać go na ekranie.
Decyzję o zamknięciu rozdziału zatytułowanego "aktorstwo" podjął zaraz po narodzinach córki, kiedy uznał, że potrzebuje stabilnego zawodu dającego mu stały dochód.
- Poszedłem na casting. Nagle okazało się, że jest tam 300 osób i to nie tylko aktorów, ale też amatorów, modeli – wspominał. - I odechciało mi się. Zresztą kiedy urodziło mi się dziecko, zrozumiałem, że nie chcę więcej czekać, czy zadzwoni telefon z propozycją. Wolałem wziąć los w swoje ręce.
Ponieważ zawsze był wielkim fanem kolarstwa, któregoś dnia zawitał do siedziby Eurosportu i zostawił swoje CV. Zaproszono go na rozmowę, poproszono, by na próbę komentował jakiś wyścig - i od razu dostał wymarzoną fuchę. Obecnie uchodzi za jednego z najlepszych fachowców od kolarstwa.
Dziś powtarza, że nie wyobraża sobie innego zawodu, a jego miłość do sportu stale się pogłębia. Zaraził nią nawet swoją żonę i dwie córki. Zdarza się, że razem jeżdżą na mistrzostwa świata.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
- Potrafię godzinami oglądać peleton, a moją pasję podziela córka Alicja i żona Monika. Zresztą żona jest moim pierwszym i najważniejszym recenzentem. Kiedy zaczynałem pracę w Eurosporcie, siedziała przed telewizorem i spisywała na kartce wszystkie moje potknięcia. Teraz, kiedy mam wyjątkowo udany wieczór, czeka na mnie z kieliszkiem martini – śmiał się w rozmowie z "Na żywo”.
Trwa ładowanie wpisu: facebook