"Psy 3. W imię zasad". Co tam panie w polskim kinie? Wciąż seksistowsko [OPINIA]
- Bo to zła kobieta była - tak Franz Maurer tłumaczył odejście swojej żony. Od razu usłyszał ironiczne "bo ty jesteś bez winy", na co wypalił ze śmiechem "ja to jestem święty". Nie da się lepiej podsumować stosunku polskich scenarzystów i reżyserów do aktorek, którym proponują role godnych pożałowania karykatur kobiet.
Żony, matki, siostry, sprzątaczki, kucharki, ale głównie kochanki - takich ról muszą spodziewać się polskie aktorki. W produkacjach wielu rodzimych reżyserów kobiety są jednowymiarowymi postaciami. Do tego grona zalicza się Władysław Pasikowski, którego dzieło "Psy 3. W imię zasad" potwierdza, że jest twórcą minionej epoki.
Nie oszukujmy się, niektórzy - choć nie wiem, jak bardzo by próbowali - się nie zmieniają. Zwłaszcza w kwestii światopoglądu. Dlatego u twórcy "Psów" kobiety wciąż są tylko ozdobami. Tylko dlaczego tak bezdennie głupimi?
Żeby oddać sprawiedliwość, trzecia część przygód Franza Maurera i jego koleżków pokazuje też kobiety nieskalane złą ręką (lub inną częścią ciała) gangstera. Jest zatem pani patolog, której mężczyźni muszą objaśniać pochodzenie ran na ciele denata. Bo biedaczka przecież nie zna się na swojej robocie.
Jest też poczciwa rodzina Waldemara Morawca, żona i dwie córki ubrane w bezkształtne, szare ubrania niczym mniszki z XIX wieku. Bo przecież jeśli kobieta ma być skromna i uczciwa, to musi ukrywać swoją seksualność. Ciekawe, że to właśnie w tej roli obsadzono córkę Bogusława Lindy. Czyżby nie chciał, aby o jego dorosłej córce myślano jak o obiekcie seksualnym, czyli tak, jak jego postać dotychczas traktowała inne bohaterki ?
Pasikowski próbuje dać widzkom płomyczek nadziei na istnienie prawdziwej miłości w tym gangsterskim światku. Dlatego, gdy na ekranie pojawia się ponad 40-letnia Angela, podrywana przez Franza Maurera już jako 17-latka, teraz, po latach, sama robi do niego maślane oczy. "Masz żonę? Dzieci" - dopytuje, choć za plecami ma własnego męża i dzieci. Niektórzy powiedzą "stara miłość nie rdzewieje", dla mnie bardziej adekwatne w tej sytuacji jest powiedzenie "nie każda głowa siwa mądra bywa".
Oczywiście w "Psach 3" są też prostytutki. Jedyne rezolutne kobiety na ekranie, które posiadając władzę nad własnym ciałem, uzyskują też prawo do używania mózgu. Jak zwykle w kinie gangsterskim są one głównym źródłem informacji dla policji. Źródłem, którego można pozbyć się jak śmieci, gdy nie jest już potrzebne.
Na koniec creme de la creme polskiego seksizmu - postać Oli, granej przez Dominikę Walo. Jej bohaterka podczas pierwszego spotkania z komisarzem Witkowskim (Marcin Dorociński)
wypala, że dostarczy mu dowód w sprawie, jeśli weźmie ją na randkę. Po randce wprasza się do jego łóżka. Na kolejnym spotkaniu oznajmia mu, że czuje, iż jej życiowym powołaniem jest rola matki i chce z nim założyć rodzinę. Tak, z facetem, z którym zamieniła pięć zdań i spędziła jedną noc.
W pewnym momencie Ola oznajmia "ukochanemu", że ma narzeczonego pod Pabianicami. Gdy odkrywa ciemną stronę zawodu policjanta, stwierdza, że takie życie to nie dla niej i wraca do poprzedniego kochanka. Jednak "siła miłości" każe jej wytrwać u boku przyszłego ojca jej dzieci. Już rozumiecie, dlaczego mówi się, że zachowanie kobiet jest nielogiczne?
Jedyną dobrą radę, jaką mogłaby usłyszeć Ola, to ta, że trzeba było wracać do tych Pabianic. Naprawdę trudno mi zrozumieć, dlaczego młoda, bardzo atrakcyjna aktorka, jaką jest Dominika Walo, zdecydowała się w taki sposób zadebiutować na wielkim ekranie. Sama pozwala, aby zaszufladkować ją w kategorii "i ładna buzia, i biustem zaświeci w filmie". Czyżby naprawdę wierzyła, że otworzy jej to drzwi do wielkiej kariery aktorskiej?
Jedyną nadzieją na zerwanie z tym filmowym seksizmem i przestania grania stereotypami jest zmiana warty na reżyserskich stołkach. Udowadnia to już chociażby kino Patryka Vegi ("Kobiety mafii") czy Michała Węgrzyna ("Proceder"), gdzie kobiety są pełnoprawnymi ganguskami, wykorzystującymi mężczyzn do zabawy. Młode pokolenie twórców utorowało kobietom drogę zemsty. A może by tak kobiety same zdecydowały, jaki kierunek obiorą?