"Psy 3": To nie jest czas dla Franza Maurera. Upadek legendy
"Psy 3" nazwane "polskim odpowiednikiem 'Irlandczyka'", miały być pożegnaniem z pewnego rodzaju bohaterem. Obawiam się jednak, że po tym filmie, nikt po nim płakać nie będzie.
Zawsze fascynował mnie fenomen "Psów". To, jak bardzo zaskoczył publiczność i krytyków, którzy nie wiedzieli, że można robić takie kino – wzorowane na amerykańskim, rozrywkowe, brutalne, obrazoburcze, a przede wszystkim na wskroś aktualne. Franz Maurer, którego zaserwowali nam Pasikowski i Linda, z miejsca stał się postacią kultową. Samotny wilk, zgorzkniały, ale trzymający się swojego kodeksu moralnego, budził sympatię. Męska część widowni chętnie się z nim utożsamiała i powtarzała jego kwestie. Bo Maurer to bohater, który był wcieleniem wyobrażenia wielu mężczyzn o "prawdziwej męskości".
Ale "Psy" wzbudzały też ogromne kontrowersje. W końcu ten Maurer, z którym wszyscy sympatyzowali, to były SB-ek, który w jednej ze scen pali teczki gromadzone przez Bezpiekę. Co więcej, gra go Bogusław Linda – ten sam, który przecież kilka lat wcześniej był ikoną kina moralnego niepokoju; nurtu, który w czasach PRL-u stał po stronie nieoficjalnej opozycji. Pasikowski w "Psach" wyśmiał solidarnościowe świętości, które na początku lat 90. traciły na znaczeniu, gdy rzeczywistość zaczęła weryfikować autorytety. Żaden inny film tamtego okresu nie przedstawił tak trafnie problemów i lęków polskiej transformacji.
Zobacz: "Psy 3. W imię zasad" - oficjalny zwiastun
Geniusz czy farciarz?
Pasikowskiemu, który stworzył w Polsce modę na kino gangstersko-policyjne, nie udało się później przez wiele lat zrealizować równie udanego filmu. Każdy kolejny był coraz gorszy. Po "Reichu" z 2001 r. reżyser pożegnał się na dobrych parę lat z dużym ekranem. Powrócił w 2012 głośnym "Pokłosiem", po raz kolejny pokazując, jak bardzo jego filmy potrafią być aktualne. Film nawiązujący do mordu ludności żydowskiej przez Polaków w Jedwabnem wywołał burzę. Mówili o nim wszyscy.
A później przyszły zdecydowanie mniej kontrowersyjne, ale nieźle zrealizowane "Jack Strong" i przejęty oraz poprawiony po Patryku Vedze "Pitbull. Ostatni pies". Rok temu dostaliśmy kiepskiego "Kuriera". A teraz na ekrany naszych kin trafiły "Psy 3".
Powrót Maurera
Bardzo byłam ciekawa, jak będzie wyglądało spotkanie z Maurerem po 25 latach. Nie spodziewałam się, że będę się podczas niego nudzić. A jednak. Tutaj słaby scenariusz, żenujące dialogi i zupełnie niewiarygodna fabuła łączą się, by boleśnie wyeksponować kilka niezłych pomysłów – niestety zupełnie zmarnowanych. Pasikowski mówił w wywiadach, że scenariusz trzeciej części "Psów" długo leżał w szufladzie. To niestety czuć - brakuje tu aktualnych tematów.
Film, który miał być godnym pożegnaniem z pewnym rodzajem bohatera i kina, stał się jego karykaturą. Jeśli są tacy widzowie, na których ta nieudana gra na nostalgicznej nucie działa, to chyba tylko dlatego, że nie potrafią oni pogodzić się z tym, że ich ulubiony bohater może być aż tak nijaki. Franz Maurer nie robi już chyba na nikim wrażenia. Nie rzuca trafnymi ripostami. Mało tego – mówi "dziękuję", gdy mu się każe. A poza tym snuje się smętnie za Waldkiem Morawcem i co jakiś czas puszcza pawie.
Czy to żart?
I nagle okazuje się, że to, co byliśmy w stanie wybaczyć pierwszym "Psom", po ponad 20 latach staje się nie do zniesienia. Drętwe dialogi, od których bolą uszy, czasem brzmią tak, jakby to Pasikowski uczył się od Vegi, a nie na odwrót. Linda po raz kolejny udowadnia, że jego aktorskie umiejętności jednak wysokich lotów nie są. I wreszcie ta mizoginia… kobiety u Pasikowskiego to zawsze była kpina, a nie pełnokrwiste postacie. Z tym że w nowych "Psach" razi to za bardzo, by można było przymknąć oko.
Mamy 2020 r. i chyba faktycznie przyszedł już najwyższy czas na pożegnanie z Franzem Maurerem. Niestety robię to bez żalu. Bo to zły film był.