Mały łobuz
– Romek to był żywy chłopak, trudno go było okiełznać, wszędzie go było pełno. Co kilka dni pukała do naszych drzwi za każdym razem inna koleżanka, z długim warkoczem i… skargą na brata, który notorycznie pociągał za kokardy co ładniejsze dziewczęta** - wspomina Adam Wilhelmi, najmłodszy z trójki rodzeństwa.
Urodził się 6 czerwca 1936 roku w Poznaniu. Przez całe swoje życie był mocno związany z matką Zdzisławą, dla której, nawet kiedy na scenie Ateneum grał najdonioślejsze role, zawsze pozostawał „małym Romusiem”.
Choć bystry jak na swój wiek i odnoszący sukcesy w nauce, młody Wilhelmi (na zdjęciu) sprawiał wieczne kłopoty wychowawcze. Energiczny, pyskaty, nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Cierpliwość rodziców miała jednak swoje granice – po groźnym wypadku rowerowym zdecydowali się oddać go do internatu prowadzonego przez księży salezjanów w Aleksandrowie Kujawskim.