Władysław Hańcza – amant i playboy. Śmierć syna złamała mu serce
"Należę do tych aktorów, których prawdziwej twarzy, bez szminki, publiczność prawie nie zna, grywam bowiem role charakterystyczne i to nie tylko obecnie, ale zawsze, od początku mojej pracy aktorskiej" – mówił o własnym stylu w rozmowie ze "Stolicą" Władysław Hańcza.
29.06.2024 07:20
Był uznanym i wszechstronnym artystą sceny i ekranu, odnajdując się zarówno w luźnej tonacji komediowej, jak i poważnych dramatach czy nurcie romantycznym. Za kulisami plotkowano o jego miłosnych podbojach. Największą popularność przyniosły mu jednak nie sztuki czy skandale, a filmy. Szczególnie komiedia "Sami swoi", której prequel można od niedawna oglądać na platformie MAX. W wir kinowej pracy rzucił się po nagłej śmierci jedynego syna, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia…
Przed Hańczą był Tosik
Władysław Hańcza przyszedł na świat 18 maja 1905 roku w Łodzi jako Władysław Tosik. Pseudonim Hańcza przyjął w latach 20. ubiegłego stulecia. Istnieją pewne spekulacje, które głoszą, że być może jego rodzina nie chciała, aby chłopak posługiwał się na scenie rodowym nazwiskiem – stąd artystyczny pseudonim. Oficjalną zmianę nazwiska aktora na Hańcza przypieczętował akt prezydenta miasta Łodzi z 1946 roku.
Dorastał w rodzinie związanej z przemysłem włókienniczym. Polska scena i kinematografia o mały włos nie utraciły jego wielkiego talentu. Początkowy plan zakładał bowiem, że Władysław podąży śladem rodziców i zostanie inżynierem włókiennikiem. Ci przygotowywali do tego syna od najmłodszych lat. Zadbali o jego staranne wykształcenie, posyłając do Gimnazjum Humanistycznego im. ks. I. Skorupki w Łodzi. Po zdanej w 1924 roku maturze Władysław miał wyjechać na studia do Belgii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Plany w ostatniej chwili pokrzyżowały problemy rodzinne. W obliczu trudności Władysław Hańcza postanowił wyjechać do Poznania, gdzie podjął studia filozoficzne i polonistyczne na Uniwersytecie Poznańskim. Był aktywnym i zaangażowanym studentem. W krótkim czasie został prezesem Koła Polonistów, w którym organizował działalność odczytową. To w tym okresie nawiązał ważne kontakty z przedstawicielami środowiska kulturalnego, m.in. aktorką, dyrektorką teatrów i reżyserką Stanisławą Wysocką czy poetą i wybitnym znawcą sztuki Emilem Zegadłowiczem.
Zwrot ku aktorstwu
Od dawna zainteresowany sztuką i teatrem Władysław Hańcza podjął ostatecznie decyzję o porzuceniu dotychczasowych studiów na rzecz nauki w Szkole Dramatycznej przy Teatrze Polskim w Poznaniu. Pierwsze kroki na scenie postawił jeszcze jako student, w dodatku anonimowo. Jego debiutem była rola Hermesa w "Nocy listopadowej" na podstawie Wyspiańskiego. Dwa lata później został pełnoprawnym aktorem, zdając egzamin kwalifikacyjny ZASP-u.
Pierwsza żona – Helena Chaniecka
W tym samym 1929 roku po raz pierwszy się ożenił. Wybranką serca Władysława Hańczy była aktorka Helena Chaniecka, co ciekawe przed ślubem nosząca panieńskie nazwisko matki aktora, Karoliny z Chanieckich. To nie mógł być przypadek. Niestety ich historia nie miała już takiego romantycznego akcentu. Być może byli zbyt młodzi, aby dostrzec, że do siebie nie pasują i dali porwać się impulsowi fascynacji. Para doczekała się jedynego syna, również Władysława. Kilka lat po ślubie Władysław Hańcza zaczął jednak romansować z innymi kobietami, żałując małżeństwa z Chaniecką.
Romans Władysława Hańczy i Barbary Ludwiżanki
Miłością jego życia była Barbara Ludwiżanka, także aktorka, z którą tworzył związek oparty na przyjaźni i wzajemnym wsparciu. Zamieszkał z nią w drugiej połowie lat 30., pozostając oficjalnie mężem Chanieckiej. Z Ludwiżanką tworzyli zgraną, ale dość zabawną parę. On – wysoki, z mocnym, grzmiącym głosem, ona drobna i niziutka. Nazywał ją "małą", a podczas przechadzek w tłumie żartował, czy jeszcze się nie zgubiła. Budzili powszechną sympatię i obiecali pozostać razem do końca. Ofiarą ich miłości był syn Hańczy, z którym ojciec właściwie przestał utrzymywać kontakt.
W czasie romansu z Barbarą Ludwiżanką Władysław Hańcza rozwinął swą sceniczną karierę, zdobywając uznanie krytyków. Potrafił sprostać każdej roli – czy to komediowego amanta, czy bohatera klasyki. Jego talent przybierał jednak największy rozmach w tonacji dramatycznej. Jerzy Koller pisał o Hańczy: "Jest jednym z rzadkich dziś aktorów młodszego pokolenia, którzy nadają się do wielkich, monumentalnych figur tragedii Wyspiańskiego i klasycznego repertuaru. Zewnętrznymi warunkami, pysznym głosem, naukowym przygotowaniem artysta ten dorasta do zadania, jakiemu by niejeden pod żadnym względem nie sprostał".
Wielki aktor i wielka wojna
Hańcza grał całym sobą, przechodząc nie tylko wizerunkową metamorfozę, ale również próbując złączenia się z postacią pod względem psychicznym, zatopienia w jej motywację i emocje. Obdarzał przy tym swych bohaterów nutą cynizmu, dystansem, ironią, często też wyszukanym, niemal intelektualnym dowcipem. Mawiał: "teatr, który jest w jakiś sposób szlachetną zabawą, powinien być przede wszystkim zabawą intelektualną".
Przy tym wszystkim cieszył się powodzeniem kobiet. Dama polskiej sceny, Nina Andrycz, zachwycała się aktorem w słowach: "Po pierwsze – słuszny wzrost i ładna budowa ciała, po drugie charakterystyczny, łatwo wpadający w ucho timbre głosu, po trzecie wyrazista dykcja i w reszcie fluid męskości, zdrowej, zadowolonej z świata i siebie".
Latem 1939 roku Władysław Hańcza wyjechał do Warszawy, gdzie został zaangażowany do Teatru Narodowego. Zdążył wystąpić tylko raz w "Babie-dziwo". Tak jak wielu innym ludziom, jego plany i karierę zniweczył wybuch II wojny światowej. Podczas najbardziej dramatycznego konfliktu w dziejach pracował jako magazynier oraz konwojent. Unikał oficjalnych scen pod niemiecką okupacją, uczestniczył za to w konspiracyjnych programach poetyckich. Przeżył powstanie warszawskie, ale po jego zakończeniu został wywieziony do obozu pracy w Cottbus, w którym przebywał od października 1944 do maja 1945 roku.
Wojna na pewien czas rozdzieliła Hańczę z ukochaną Barbarą Ludwiżanką. Aktorkę wywieziono do obozu pracy w Solingen. Dramatyczny pobyt omal przypłaciła życiem. Los jednak nad nią czuwał. Z Władysławem Hańczą odnaleźli się dopiero w 1948 roku. Wtedy też artysta rozwiódł się z pierwszą żoną, choć od lat żyli osobno. Rok później poślubił Barbarę Ludwiżankę.
Trauma wojenna nie złamała artystycznego ducha Władysława Hańczy. Tuż po zakończeniu wojny wrócił na scenę, występując w teatrach w Łodzi czy Krakowie. Od 1948 roku do końca życia był aktorem Teatru Polskiego w Warszawie, choć występował również gościnnie na innych deskach. W końcu zainteresował się reżyserią sztuk. Jako reżyser teatralny debiutował "Komediantem" na scenie krakowskiego Starego Teatru. Z czasem został również wykładowcą warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.
Radziwiłł, Kargul i Boryna – kinowe role Hańczy w cieniu tragedii
Lukratywna kariera Władysława Hańczy to nie tylko teatr. Największą sławę przyniosło aktorowi kino i wiele ikonicznych produkcji, za które do dziś go pamiętamy i uwielbiamy. Na wielkim ekranie zadebiutował już w latach 40., ale największe role były dopiero przed nim. Niestety tworzył je w obliczu prywatnej tragedii.
W 1966 roku zmarł 34-letni syn aktora, co było niewyobrażalnym ciosem dla jego bliskich. Władysław Hańcza pogrążył się w rozpaczy i wyrzutach sumienia. Nie wybaczył sobie zerwania kontaktu z synem po rozstaniu z pierwszą żoną. Winił siebie za to, że nie próbował naprawić ich relacji, gdy nie było na to jeszcze za późno.
Rzucił się w wir pracy, skupiając na produkcjach filmowych, aby zagłuszyć wewnętrzne cierpienie. Jeszcze w czasie żałoby zaczął kreować jedną ze swych najbardziej rozpoznawalnych postaci Kargula z komediowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego, na którą składały się filmy: "Sami swoi" (1967), "Nie ma mocnych" (1974) i "Kochaj albo rzuć" (1977).
Niewielu wie, że w pierwszej odsłonie historii o zwaśnionych sąsiadach głos Hańczy został zdubbingowany, czego powodem była obawa aktora, że nie podoła kresowemu akcentowi. Przemówił własnym głosem dopiero w "Nie ma mocnych". Później przyszły kolejne legendarne role: Boryny z "Chłopów" (1973) i Janusza Radziwiłła w "Potopie" (1974) – żądnego władzy zdrajcy, którego portret pogłębiono o wyrzuty sumienia na łożu śmierci.
Przepowiednia
Władysław Hańcza żył intensywnie, a za powód ogromnego zaangażowania w pracę i korzystanie z uroków życia podawał… przepowiednię, którą usłyszał w młodości od wróżki. Kobieta zapowiedziała mu, że umrze w 72. roku życia. Zbiegiem okoliczności jesienią 1977 roku aktor nagle źle się poczuł. Niedawno wraz z drugą żoną wrócili z Sycylii, jednego z wielu miejsc, które odwiedzili za sprawą miłości do podróży po świecie. Barbara Ludwiżanka opiekowała się nim do końca. Władysław Hańcza odszedł 19 listopada 1977 roku w wieku 72 lat.
Autor: Paula Apanowicz
Źródła:
- encyklopediateatru.pl, culture.pl, viva.pl, plejada.pl